Dość niezwykły kamień, ponieważ pojawił się znikąd. Analizujący dane z łazika Opportunity wciąż nie mogą znaleźć racjonalnego wytłumaczenia całej sprawy.
Wysłany w 2004 roku na Czerwoną Planetę łazik zwany oficjalnie Mars Exploration Rover-B, znany jest w mediach jako Opportunity. NASA wysłała go kosztem 400 mln dolarów. Jego misja miała trwać około półtora miesiąca, ale trwa kilkadziesiąt razy dłużej. Machina przebyła po powierzchni planety prawie 40 kilometrów, wykonując zadania, które początkowo wydawały się niemożliwe. Wszystko zaczęło się od lądowania w złym punkcie. Zamiast na równinę, Opportunity trafił do wulkanicznego krateru. Zdołał go zbadać oraz się z niego wydostać. Następnie eksplorował potężne kratery Endurance, Victoria oraz Endeavour. Za każdym razem, zwłaszcza w tym pierwszym przypadku istniało niebezpieczeństwo, że łazik może mieć kłopoty z wyjazdem z dna krateru. Wszystko mu się jednak udało, mimo że często poruszał się po grząskiej lub bardzo żwirowatej powierzchni.
Największymi osiągnięciami Opportunity okazało się odnalezienie pierwszego w historii pozaziemskiego meteorytu. Składający się z żelaza obiekt nazwany Hard Shield Rock został przebadany przez łazik w 2005 roku. Innymi cennymi znaleziskami było odkrycie formacji skalnych, które niemal z całkowitą pewnością stanowiły niegdyś koryta rzek. Opportunity badał marsjańską atmosferę, dostrzegł nad horyzontem chmury typu cirrus, czyli niemal takie same jak na Ziemi.
Wszystko to, choć bardzo cenne dla naukowców, nie mogło dorównać medialnej sensacji jaka wybuchła w styczniu 2014 r. Podczas marsjańskich zim łazik spoczywa uśpiony, jedynie jego „głowa”, czyli manipulator z kamerą wykonuje obroty i może robić zdjęcia. Tak było i tym razem. Tyle że odbierający przekazy ziemski zespół rozdziawił ze zdumienia usta. Oto na jednym ze zdjęć widać było marsjańską powierzchnię, zaś na zdjęciu wykonanym niedługo potem, znikąd pojawił się kamień (na zdjęciu). Na jednej z jego powierzchni dostrzeżono warstwę pyłu, co wykluczyło hipotezę jakoby miał on być kawałkiem świeżo spadłego meteorytu.
Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest obecnie to, że ów kamień odpadł już wcześniej od jakiejś skały i jeździł na Opportunity, pozostając niewidocznym dla kamery. Ta hipoteza ma również swoje słabe punkty, zwłaszcza że zakładałaby ona, że ów kamień musiał jeździć na bateriach słonecznych, a to powinno było zostać zauważone.
Niektórzy, mniej ortodoksyjni obserwatorzy są zdania, że zupełnym przypadkiem zaobserwowaliśmy właśnie nieznane zjawisko, którego natura pozostanie niepoznana przez wiele jeszcze lat.
Źródło grafiki: zelenyikot.livejournal.com
Teraz wszystko jest już jasne. NASA poinformowała, że sprawcą całego zamieszania jest… łazik Opportunity. Tak, jak przewidywali niektórzy naukowcy, pojazd uderzył w większy głaz i ukruszył jego kawałek.