Ciężko byłoby wbijać równo gwoździe młotkiem, którego trzonek nieustannie się wydłuża. Bardzo podobne wyzwanie ma mózg, kiedy ciało człowieka rośnie w wieku dojrzewania.
Inną analogią byłby system sterowania samochodem, któremu w trakcie jazdy rozszerzałby się rozstaw osi i odległość między nimi, zwiększała średnica kół i poprawiały osiągi maksymalne silnika. Oczywiście maszyny nie rosną, są zaprojektowane na konkretny wymiar i konkretne osiągi, a układ sterujący może liczyć na stabilność fizycznego obiektu, którym zawiaduje. Inaczej jest z ludźmi. Sprawny jak mała małpka pięciolatek, który biega, skacze, wspina się, rzuca, kopie, ma przeciętnie 110cm wzrostu i waży 19kg. Kiedy osiągnie pełnoletność, będzie już mu bliżej do małego gorylka, jego wzrost przeciętnie będzie wynosił 175cm i ważył 70kg.
Jak to jest możliwe, że nasza koordynacja wzrokowo ruchowa nadąża za tak drastycznymi zmianami w wielkości i masie ciała? Jedna prawda jest taka, że zmiany te następują zwykle powoli, na przestrzeni lat, więc jest szansa na zmianę kalibracji naszej motoryki. Mózg musi okresowo brać drobną poprawkę na wzrost szkieletu oraz mięśni. Swoją drogą ciekawe jest jak ustalana jest ta poprawka. Wzrokowo nie, bo zbyt mała dokładność pomiaru. Do poprawnego rozwoju nie musimy przecież przykładać ramion czy nóg do miarki, żeby mózg zakonotował sobie nowe proporcje. Stała poprawka byłaby ryzykowna, bo rośniemy w różnym tempie, w zależności od naszych genów, dostępności i jakości pokarmu, surowości środowiska itd. Zmienna poprawka skorelowana z wydzielaniem hormonu wzrostu mogłaby zadziałać. Podobnie poprawka aplikowana niejako na próbę, a potem krocząco korygowana w zależności od efektów, metodą kolejnych przybliżeń. Jakkolwiek to się dzieje, mózg z reguły daje radę.
Z reguły, bo inna prawda jest taka, że w okresie najbardziej intensywnego wzrostu, czasami nie nadąża. Efekt ten występuje podczas gwałtownego wzrostu u chłopców najczęściej w wieku 12 lat i widać go najlepiej u młodzieżowych sportowców. Zawodnik który regularnie był w pierwszej trójce, nagle dosłownie zaczyna się potykać o własne nogi. Nie jest to spadek formy, czy chęci, tylko niewydolność kalibracji układu sterującego motoryką. To trochę tak jak byśmy do tej pory zakładali but z obcasem, a nagle zamiast tego założyli szczudła. Można wybaczyć sobie i swojemu mózgowi chwilową niezręczność.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski