Pora na prezentację kwestii samoświadomości człowieka. Kontrowersyjną i pozostającą w zdecydowanej sprzeczności zarówno z obiegowymi, jak i naukowymi opiniami.
Już sam termin „samoświadomość” jest nieco mylący. A nawet nie tyle cały termin lecz jego pierwsza część „samo-„. W świecie, który staje się coraz bardziej przejrzysty, zdominowany przez podejście fizykalne oraz holistyczne należy dążyć do usuwania kwestii stanowiących problem a niczego nie wyjaśniających. Tak więc dla każdego badacza nie powinno być na wstępie żadnej różnicy pomiędzy drzewem, kamieniem czy też człowiekiem. Naukowiec powinien patrzeć na rzeczy prosto, sucho i bez uprzedzeń, stosując jak najczęściej tak zwaną brzytwę Ockhama.
Termin samoświadomość jest z gruntu fałszywy i o ile załatwia problemy w wymiarze praktycznym, ponieważ dzieli żywe stworzenia na byty wyższe i niższe, nie wyjaśnia problemu myślenia jako takiego w wymiarze naukowym. Przyjrzyjmy się naszej własnej, wyciągniętej przed siebie ręce. Wyciągamy ją do przodu, patrzymy i mówimy „to jest moja ręka”. Wiemy że jest to ręka nasza a nie jedna z miliardów innych rąk. Ale to tylko nasze, ludzkie, spojrzenie na świat, w wymiarze kosmicznym ręka na którą patrzymy nie jest ani nasza ani czyjaś, ona po prostu tam jest jako jedno z wielu zagęszczeń cząstek w danym miejscu i czasie.
Rozpatrzmy problem matematycznie. Wykrawamy z przestrzeni sześcian „powietrza”, niech ma on wymiary metr na metr i znajduje się w naszym pobliżu. Zupełnym przypadkiem w obszarze owego hipotetycznego sześcianu znajduje się nasza wyciągnięta ręka, ale reszty naszego ciała już tam nie ma. Co możemy powiedzieć o owym sześcianie przestrzeni? Możemy powiedzieć że znajduje się w nim sporo powietrza oraz pewien zbiór cząsteczek przynależący do żywego organizmu zwanego ręką. Ale nie możemy powiedzieć, że ta ręka należy do kogoś, ponieważ w wykrojonym przez nas sześcianie przestrzeni żadnego „kogoś” nie ma. Ów „ktoś” stoi obok i obecność własnej ręki potrafi łatwo wytłumaczyć, ale w wymiarze matematycznym to już jednak sąsiadujący sześcian. W ten właśnie sposób rodzi się świadomość, a później rzekoma samoświadomość. Do jednych zagęszczeń struktur (sześcianów) przylegają inne sześciany, jak klocki, powoli następuje skomplikowanie układu, który później z pomocą struktur językowych staje się rzekomo zdolny do „postrzegania samego siebie”. Ale to wszystko dzieje się jedynie dzięki wysoko skomplikowanej powtarzalności pewnych motywów. Różnica leży jedynie w stopniu skomplikowania układu, na poziomie bazowym wszystko tworzą zupełnie podobne do siebie klocki. Tak jak szpic choinkowy nie tworzy choinki tak dodawanie fajnie brzmiących przedrostków językowych nie tworzy nowych bytów. W wymiarze matematycznym człowiek to jedynie odrobinę bardziej skomplikowana bakteria.
Samoświadomość to bardzo modny obecnie termin, przenikający do kultury popularnej ze świata informatyki. Programiści zwą go rekurencją czy też bardziej opisowo „odwoływaniem się procedur do samych siebie”. W świecie programów i gier komputerowych sprawdza się ta metoda wyśmienicie, w świecie laików oraz filozofów staje się poważnym problemem, zahaczającym o metafizykę. Tymczasem żadnej samoświadomości tak naprawdę nie ma, w wymiarze kosmicznym nie istnieją podziały ani hierarchie, funkcjonują jedynie zagęszczenia czasoprzestrzeni o różnym natężeniu, o czym warto pamiętać.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
„w wymiarze kosmicznym nie istnieją podziały ani hierarchie, funkcjonują jedynie zagęszczenia czasoprzestrzeni o różnym natężeniu, o czym warto pamiętać.”
W wymiarze cząstek elementarnych, też świadomości nie ma. W obu tych wymiarach, jednakowo dalekich od człowieka świadomości nie ma.
Przeczytałem dwa razy artykuł eMTe-ego i doszedłem do wniosku, że pojęcie samoświadomości faktycznie jest tautologią. Bowiem przecież sama świadomość jest, jakby to rzec, samoświadoma. Czyli mówiąc inaczej, posiadając świadomość, mamy poczucie czasu i przestrzeni oraz wiemy kim jesteśmy w owych wymiarach. Wydaje się, że nie może więc być nic więcej.
Nawiasem mówiąc, tylko człowiek posiada świadomość. Zwierzęta posiadają jedynie pamięć i instynkty.
A, tego to nie wie nikt. Pytanie czy jej nie posiadają, czy posiadają „rozwiniętą w mniejszym stopniu”.
Wydaje nam się, że ssaki są generalnie świadome, natomiast tylko nieliczne, w tym człowiek, zdają się być samoświadome, odsyłam do artykułu o teście lustra (wyszukiwanie po „lustrze”). Jeśli chodzi o dylemat czy ręka jest moja czy nie moja, to łatwo go rozwiązać bez metafizyki np. obcęgami. 😉
Yetti, właśnie o to chodzi – moim prywatnym zdaniem – żeby wzorem Ockhama uciąć bałagan językowy. Jeżeli zwolennicy terminu samoświadomość potrafią powiedzieć, choćby w przybliżeniu, w którym momencie następuje „klik” i świadomość (kolejny mętny termin) zamienia się w samoświadomość to ich ozłocę.
Pies sobie nie odgryza łapy bo „wie”, że należy do niego. Ba, nawet tak prymitywne byty jak owady czy inne stawonogi sobie niczego nie odgryzają ani nie kłują same siebie czy czym one się tam posługują. Skoro nie robią sobie krzywdy to znaczy że to już samoświadomość? Moim zdaniem ani tak ani nie, ponieważ problem leży w robieniu przysłowiowej „igły z widły”. Każdy organizm żywy jest pewnym układem zamkniętym, który do niekrzywdzenia siebie doszedł na drodze ewolucji – między innymi dlatego powstały organizmy bardziej skomplikowane niż jednokomórkowce że różne ich części ciała nie konkurowały ze sobą nawzajem, co z kolei było potrzebne do przetrwania oraz zdominowania konkurencji. Samoświadomość to nic innego jak system naczyń połączonych taki jak każdy inny – jak dobrze pomyśleć to komputer też jest samoświadomy: przecież zasilacz nie podpala procesora a klawiatura nie rzuca się i nie bije po łbie monitora. 🙂
eMTe, ten ostatni argument jest akurat nietrafiony, ponieważ komputer nie jest w stanie wykonać opisywanych czynności, a zwierzę owszem, a mimo to nie wykonuje.
Świadomość to coś więcej niż wiedza o tym, że obgryzienie łapy jest be.
Jeżeli przez „coś więcej” rozumiesz jakiś niebotyczny odmienny poziom istnienia to tu się właśnie fundamentalnie nie zgadzam, praktycznie ze wszystkimi. Świadomość tyle się różni od zwykłego krzesła, na które być może spojrzysz czytając ten tekst, Marcinie, że zachodzi w niej (świadomości) niesłychanie więcej procesów w o wiele krótszym czasie (niż w krześle). Ale świat składa się ze skończonej liczby pierwiastków na których zachodzą identyczne procesy i różnice, owszem, są, ale niestety nie aż tak wielkie jak się myśli.
Świadomość to postmodernistyczny ersatz duszy dla ludzi łaknących metafizyki, ale niestety żadnego metafizycznego charakteru ona nie posiada. To po prostu zbiór wielu zachodzących w bardzo szybkim czasie procesów fizykochemicznych, dla uproszczenia nazwany tak jak nazwany. Takie trochę bardziej skomplikowane wydalanie. 🙂
Reprezentujesz dość specyficzny pogląd na świat, który określiłbym jako wojujący nullizm. Nie ma oczywiście boga, nie ma świadomości, nie ma zatem wolnej woli, a jedyne co jest to skończona liczba pierwiastków. Nie smutno ci w takim świecie?
Trochę poszperałem po sieci, ale nie odnalazłem usankcjonowanego terminu pod nazwą „nullizm”, ani w wymiarze naukowym ani w wymiarze sieciowym, potocznym.
Jestem ciekaw czy użytkownik „apostata” jeszcze się tu udziela, bo sam termin wydaje mi się dość ciekawy w brzmieniu; czy chodzi może o sprowadzenie wszystkiego do wspólnego mianownika czy też jakąś formę nihilizmu gdzie wszystko jest tak samo nicnieznaczące, ale jednak jakoś te bezznaczności się szachują i dzięki temu trwają?
eMTe: Cóż, powiem Ci, że na prawdę niewiele trzeba, aby zaklasyfikować nasze działanie jako „coś więcej” niż ból po obgryzieniu łapy. Dla przykładu mucha ucieka przed muchołapką, ale czy ta „wiedza” to już świadomość? 😀 Obawiam się, że nie i obawiam się, że nie ma jakościowej różnicy pomiędzy wiedzą o obgryzanej łapie, a „wiedzą” o groźbie muchołapki. To raczej odruchy.
Tak kategorycznie wieszczone sądy, jak Twój, mające w sobie pierwiastek pewności ostatecznej traktuję (z całym szacunkiem dla tych poglądów) raczej z dystansem, bo po pierwsze nie znamy odpowiedzi po co w ogóle powstała świadomość, a po drugie, jesteś chyba pierwszym myślicielem/naukowcem, o którym słyszę, że stuprocentowo rozgryzł naturę świadomości. 🙂 Pozdrówki.
@apostata
Gdybym cały czas o tym rozmyślał to pewnie by mi było. 😉 Nawiasem mówiąc, podziwiam ludzi, którzy zajmują się takimi kwestiami zawodowo i jeszcze nie zwariowali (?).
@Marcin
Za myśliciela/naukowca dziękuję, rozumiem że to komplement; niestety jestem jedynie wolnym strzelcem. O dystans się nie obawiaj, do moich dziwacznych teorii mam większy niż pewnie niejeden który je czyta. 😉
Oczywiście, że komplement. Bardzo nie lubię tej wszechobecnej ironii i sarkazmu (Dzizas, czy już tylko to nam pozostało w obliczu trudnych pytań?) 🙂