Anarchista z krwi i kości, buntownik dla którego państwo było kwintesencją zła. Miłośnik akcji „odzysk indywidualny”, podczas których pobierał z banków gotówkę. Nie swoją, dodajmy.
Jules Bonnot Przyszedł na świat w 1876 r. jako syn robotnika. Od małego objawiał złe skłonności, więc rodzina uznała, że małżeństwo będzie tym co złagodzi jego obyczaje. Stało się niestety wprost przeciwnie; zaostrzyło tylko jego apetyt. Żona Julesa ucieka z dzieckiem, a nasz bohater traci kolejne posady. W końcu ląduje w warsztacie samochodowym na stanowisku mechanika. Eureka! Motoryzacja jest to dla niego objawieniem, czymś znacznie więcej niż tylko hobby. Mistrzowie nowego przemysłu, tacy jak Andre Citroen czy Ferdinand Porsche dostarczają na rynek modele, które inspirują Julesa. Nie zamierza on wykorzystywać aut li tylko do przejażdżki po bulwarze. Marzy mu się szybka ucieczka przed policją ze zrabowanym towarem.
W końcu w 1910 r. spotyka bratnią duszę, włoskiego anarchistę Josepha Sorrentina, który wprowadza go w arkana „odzysku indywidualnego”. Jules trafia najpierw do Londynu, gdzie jest podobno kierowcą samego Artura Conan Doyle’a. Nieco później odnajdujemy go w Lyonie, u boku nie byle jakiej kobiety. Louise Michel de la Guillotiere używa fałszywego, nieco przydługiego nazwiska, a prywatnie jest żoną dozorcy cmentarnego. Człek ów nie ma nic przeciwko temu, że Louise sprawy łóżkowe omawia teraz wyłącznie z Bonnotem. Kobieta namawia ciągle jeszcze nieznanego szerokim tłumom anarchistę na wyjazd do Paryża. Zabierają ze sobą Sorrentina, który zresztą niedługo potem kończy zastrzelony w rowie.
Bonnot szybko zdobywa krąg wiernych akolitów. Gazety piszą o gangu Bonnota. Widzimy ich na prezentowanym zdjęciu, z szefem siedzącym z lewej. Od 1911 r. akcja biegnie szybko. Rabowane są banki w Paryżu, na terenie gościnnej Belgii, potem znów we francuskim Chantilly. Za każdym razem spod banku odjeżdża z piskiem opon samochód. Stróżowie prawa zbierają burę, oskarża się ich o nieskuteczność i opieszałość. Szczęście się jednak do nich uśmiecha, bo otrzymują informację o rzekomym miejscu pobytu Bonnota. Zastępca dowódcy brygady kryminalnej osobiście próbuje go wziąć żywcem, za co płaci życiem. Bonnot udając zastrzelonego, nagle ożywa i otwiera ogień do reszty policjantów. Ucieka i rozpływa się w powietrzu. Jego wyczyn przechodzi do historii świata przestępczego.
Francuska bezpieka zbiera wszystkie siły, żeby dopaść Bonnota. Ten jest już żywą legendą. Ale niedługo, bo oto w kwietniu 1912 r. udaje się go zaskoczyć w garażu jednego z kamratów w miejscowości Choisy-le-Roi. Na miejscu zjawiają się kordony policji, wspomagane przed Gwardię Republikańską oraz tłum gapiów. Siły godne wypowiedzenia wojny Niemcom, a za murem znajduje się przecież tylko jeden skromny człowiek, Jules Bonnot. Oblężenie trwa kilka godzin. W okolicy zjawiają się kramy z kiełbaskami, ma miejsce normalny odpust. Tłum śpiewa, dowcipkuje, podczas gdy pirotechnicy próbują wykurzyć Bonnota dynamitem. W końcu następuje wielki wybuch. Jules Bonnot dogorywa wśród gruzów.
Za chwilę wzburzona Francja zapomni o Bonnocie. Tak się dzieje ze wszystkimi przestępcami, których dokonania przesłaniają wielkie wojny.
Słownik zabójców Rene Reouvena
Źródło grafiki: outlawlegend.at
Well, już na początku XX wieku bandyci wyglądali jak zacni ludzie. Żołnierze, księża czy cuś 🙂
Aż taki zacny to anarchista Jules Bonnot nie był – prócz oczytania w pismach Bakunina i Sorela – okazał się niezwykle utalentowanym mechanikiem i szoferem. Przez pewien czas pracował nawet jako kierowca samego Artuta Conan Doyle’a, twórcy postaci Sherlocka Holmesa, zdołał też wprowadzić drobne udoskonalenia do pistoletów maszynowych, którymi posługiwała się odtąd jego banda. Na Bonnota i jego ludzi polowała przez blisko rok cała policja Francji, prawda, że z początku mocno nierównymi metodami: oddalających się z kilku kolejnych miejsc zbrodni bandytów policjanci ścigali konno lub na rowerach.. Ostatecznie jednak janosikujący bandyta został ujęty wiosną 1921 roku w cichym podparyskim Choisy le Roi po kilkugodzinnym oblężeniu, podczas którego policja wezwała na pomoc oddziały regularnego wojska.