Na dalekiej Syberii Wschodniej, na terenie republiki Buriacji położony jest dziwny akwen. Otaczające go legendy to jedna sprawa, jest natomiast znacznie bardziej zaskakującego.
Sobołcho nie wygląda na jezioro, na brzegu którego mogłyby się rozlokować kurorty. Nie jest to duży zbiornik. Ma średnicę 30 metrów i można go obejść w przeciągu pół godziny. Teoretycznie nic specjalnego, jeden z tysiąca akwenów o powulkanicznej proweniencji. Z niewiadomych powodów nie chce tu rosnąć roślinność, zaś woda wydaje się być czarna. Oczywiście, to tylko złudzenie, ale tafla Sobołcho naprawdę prezentuje się złowieszczo (na zdjęciu).
Według miejscowych wierzeń, w tym właśnie miejscu władca imperium mongolskiego, Czyngis-chan dokonał zbiorowej egzekucji kilkunastu morderców. Ot, zwykła powinność sędziego i kata zarazem. Problem w tym, że nagromadzenia zła było tak wielkie, że ciała zamordowanych wchłonęła ziemia aż do serca swych trzewi, do samych piekieł. Mordercy właśnie w tych czeluściach mieli odpokutować za swe ziemskie grzechy. Z tamtych czasów wzięła się też nazwa jeziora, która w staromongolskim oznacza „bezdenne”.
Obecnie okoliczni mieszkańcy zgłaszają co jakiś czas zaginięcie człowieka albo zwierząt hodowlanych. Nie to jednak budzi największe zdziwienie. Otóż największa tajemnica Sobołcho tkwi w tym, że wciąż nieznana jest jego głębokość. Jest to jeden z nielicznych zbiorników na Ziemi, którego dno pozostaje niezbadane. W końcu jednak znaleźli się śmiałkowie chcący to zmienić.
Istnieje możliwość, że w miejscu położenia Sobołcho występuje szczelina w skorupie ziemskiej. Może mieć ona formę leja sięgającego głębokością nawet kilku kilometrów. W 1995 roku grupa nurków-amatorów z Irkucka próbowała zbadać dno jeziora. Jednemu z nich podobno udało się przedostać długim podziemnym kanałem do sąsiedniego zbiornika. Cudem uniknął śmierci.
W końcu w 2001 r. głębokość Sobołcho postanowili sprawdzić naukowcy z Rosyjskiej Akademii Nauk. W ekspedycji wzięło udział czterech ludzi. Przybyli na miejsce, gdzie zaskoczył ich chłód i padający lekki, ale mroźny deszcz. Tafla jeziora wydawała się być czarna jak smoła, a woda w nim przeraźliwie lodowata. Naukowcom to jednak nie przeszkadzało. Wsiedli na ponton i wyruszyli na środek jeziora. Spodziewali się, że w najgłębszym miejscu Sobołcho może mieć maksymalnie pięć metrów głębokości. Okazało się inaczej. Ekipa posiadała 20-metrową linę mierniczą, lecz nawet ona okazała się niewystarczająca!
Z kolei inne syberyjskie jezioro, Labynkyr, zwane także „rosyjskim Loch Ness” zostało w 2013 r. w końcu rozpracowane. Okazało się, że w niektórych rowach zbiornik ma do 80 metrów głębokości! Temperatury w okolicy dochodzą do minus 70 stopni, a jednak to ten diabelski wykwit natury udało się przebadać. Ciekawe czy ta informacja zachęci kogoś, by wybrał się na środek Sobołcho i dokonał pomiarów głębokości? A może znajdą się odważni płetwonurkowie, którzy osobiście zbadają dno?
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Cool story!
Podejrzewam, że dojazd na miejsce byłby droższy od wyprawy na biegun.
Dla niektórych mongołów, komentujących ten temat na innym forum, tekst brzmi zbyt „średniowiecznie” 😀
Co ciekawe, jedyna wzmianka o tym jeziorze znajduje się na kilku stronach o paranormalnych zjawiskach i jest dokładną kopią z rosyjskich stron o zjawiskach paranormalnych.
Wyraz ,,sobochło” z pochodzi z języka mongolskiego i oznacza ,,bezdenne”. Ktoś trafnie nazwał ów zbiornik, bo nawet dziś uczeni mają problem z wymierzeniem dokładnej głębokości jeziora. Wokół niego dzieją się dziwne rzeczy: śmiałkowie, którzy odważyli się wejść do jego wód znikają, tak samo dzieje się ze zwierzętami gospodarczymi. Uznano, że zaginieni się potopili, jednak ciał ludzi nie odnaleziono. Co więcej, ciała zwierząt hodowlanych podobno pojawiają się w zbiornikach nieopodal. Pośrodku jeziora woda staje się różowa. Wierzy się, że to dusze zmarłych proszące o pokutę i chcące odnaleźć spokój wieczny. Miejscowa ludność zakazuje swoim potomkom hasać beztrosko w okolicach akwenu, żaden śmiałek nie zapuścił się nigdy na środek jeziora.
Wspaniałomyślni rosyjscy naukowcy… Pojechali badać głębokość jeziora które ma miano bezdennego i wzięli ze sobą 20 metrową linę… To już ja mam dłuższą kotwice w swojej łódce.
To jezioro to akwarium w którym Bóg hoduje Cthulhu.
W ciągu ostatnich 10 lat w jeziorze zniknęło 300 koni i 500 krów. Do wyjątków nie należą także ofiary wśród ludzi. Tylko w okresie 1999-2000 utonęło w nim 25 osób. Jezioro wciąż stanowi zagadkę. Nie wiadomo dlaczego w takich ilościach giną w nim zwierzęta i ludzie i na ile twierdzenie miejscowych, iż jest ono „bezdenne”, stanowi czystą fikcję.