Atari, znów Atari i rozmyślanie o pierwszym sygnale z nieba zwiastującym upadek giganta. Była nim premiera Pac-Mana na konsolę Atari 2600.
W 1981 roku dwójka programistów, nowa gwardia Raya Kassara, zajmująca miejsce dawnych i kłótliwych autorów, zdobyła duże uznanie w firmie. Jeden nazywał się Howard Scott Warshaw, drugi zaś Tod Frye. W tym artykule zajmiemy się tym ostatnim, gdyż jego dzieje jak w soczewce skupiają problemy, z jakimi borykano się w Sunnyvale.
Frye miał 24 lata, gdy zrealizował konwersję Asteroids na Atari VCS. Dodał kolor do surowej czarno-białej wersji Eda Logga z automatów i uczynił rozgrywkę bardziej dynamiczną. Kto wie, czy nie była to jedna z lepiej zrealizowanych gier na tę konsolę – płynna, ładnie udźwiękowiona i energetyczna. Gdy więc pod koniec roku Kassar pragnął powtórzyć swoją sztuczkę ze Space Invaders z VCS, gdy zakup licencji od Japończyków przyniósł krociowe zyski, i nabył prawa do konwersji Defendera oraz Pac-Mana, potrzebował talentów do ich realizacji. Frye zgłosił się do tego pierwszego projektu, ale decyzją szefostwa stery powierzono Bobowi Polaro. Nasz bohater siłą rzeczy zabrał się więc za port Pac-Mana, co od początku wydawało się trudną sprawą choćby przez to, że nie była to gra kosmiczna i w związku z tym wewnętrzne zasady Atari zabraniały zostawienia prostego czarnego tła. Poza tym oryginał z automatów mienił się soczystymi barwami, co przy skromnym potencjale VCS wydawało się nie do powielenia. Różnica między bebechami automatu a parametrami konsoli była ogromna, więc trzeba było pomyśleć o jakiejś sztuce, która pozwoli portować żółty kawałek pizzy z jak najmniejszą szkodą.
Frye zasiadł do działania pod koniec 1981 roku, wiedząc, że musi skończyć produkt na nadchodzącą wiosnę. Zaczął więc nieśmiało walczyć o to, by kartridż do Pac-Mana miał 4KB ROM, ponieważ nośniki o takiej pojemności właśnie wchodziły na rynek i wydawało się możliwe, by ich użyć zamiast standardowego 2KB. Rozwiązałoby to wiele problemów, z jakimi borykał się programista. Choćby taki, że dwa duszki musiał „osadzić” na jednym „pocisku”, bo konstrukcja VCS nie przewidywała więcej niż jednego przeciwnika gracza. W efekcie każdy z duszków migał, gdyż ten sam obiekt musiał pojawiać się na przemian w dwóch miejscach ich występowania. Jeden obiekt obsługiwał de facto dwa (co i tak stanowiło redukcję, bo na automacie grasowały cztery duszki). Frye sporo miejsca w pamięci ROM poświęcił też obsłudze gry na dwa joysticki, jedyną możliwość rozwiązania technicznych kwestii widząc w tej sytuacji w namówieniu szefostwa na kartridż 4KB. Nie udało mi się znaleźć informacji, kto zablokował ten pomysł, ale zapewne był to sam Ray Kassar. Frye dostał przykazanie, by pracować na tym, co było powszechne, a nie kombinować.
Zdążył sobie zabezpieczyć kontrakt, zgodnie z którym otrzymywał 10 centów od każdej wyprodukowanej kopii Pac-Mana. A ponieważ Atari rozpoczęło zbieranie preorderów jeszcze pod koniec 1981 roku, podejmując następnie bezprecedensową decyzję o produkcji siedmiocyfrowego nakładu, szybko stało się jasnym, że Tod Frye został jednym z pierwszych milionerów wśród twórców gier. Łącznie sprzedało się ponad siedem milionów egzemplarzy – najwięcej w całej historii konsoli. Zburzyło to mit, że pod rządami Kassara żaden z twórców nie ma szans na rozwój ani duże pieniądze. Frye zaczął je zresztą szybko wydawać, kupując – jak sam wspominał w jednym z wywiadów – samochód Alfa Romeo Spider oraz ziemię w Nowym Meksyku, w którym to stanie – co za zabawny zbieg okoliczności – Atari miało wkrótce urządzić niesławny „pogrzeb gier wideo”.
Tymczasem okazało się, że Atari popełniło tragiczny błąd, uporczywie lansując Pac-Mana i zdając sobie jednocześnie sprawę – mówił choćby o tym szef działu automatów Frank Ballouz – że wypuszczany produkt jest bublem, którym nie będą chcieli się zajmować rasowi gracze. Efekt wszyscy znamy: ogromna sprzedaż połączona z wściekłością większości klientów. Wtedy, w marcu 1982 roku zepsuto świadomość odbiorców. To był najpoważniejszy grzech ekipy odpowiedzialnej za Atari. To nie załamanie sprzedaży hardware, lecz gier, spowodowało krach. VCS do 1983 roku miało w swoich domach około 15 milionów ludzi. Drugie tyle nabyło konsolę już po krachu. Praktycznie przy tym przestali jednak kupować gry lub przestawili się na korzystanie z piratów.
Po latach okazało się, że zrobiona amatorsko wersja Pac-Mana na VCS na kartridżu 8K działa zupełnie normalnie. Jeszcze lepiej wyglądała wersja na świeżo opublikowane Atari 800 – na nim Pac-Man wyglądał prawie jak na automacie. Niestety, na Atari VCS prezentował się tragicznie i mimo że się na początku świetnie sprzedawał, wyrządzał Atari ogromne szkody. Tod Frye nie przejmował się tym zbytnio i miał własne teorie, dlaczego nie udało się zrobić dobrej konwersji. Pewne jest jedno – gdyby pozwolono mu użyć kartridża 4KB, historia mogłaby wyglądać inaczej.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski