Wzorcowy przykład wyjątkowo nieudanej operacji szpiegowsko-militarnej. CIA przygotowała spisek, który daje do myślenia podczas analizowania kolejnych jej operacji.
Lata 50-te były dla świeżo utworzonej CIA dekadą chwały. Udawały się jej właściwie wszystkie tajne operacje. Zaczęto się niemal przechwalać, że dowodzona przez Allena Dullesa agencja jest w stanie obalić dowolny rząd w dowolnym zakątku świata. I rzeczywiście robiła to. Wysadzono z siodła legalnego prezydenta Gwatemali, katapultowano rząd Iranu, wyciszono również filipińskich partyzantów. Zasady były dwie – nie pozwalać rozprzestrzeniać się komunizmowi oraz wykonywać brudną robotę za pomocą cudzych rąk. Agenci CIA z reguły nie mieszali się bezpośrednio w operacje, lecz wykorzystywali do tego celu najemników oraz pracowników kontraktowych. W niektórych przypadkach, jak choćby w Iranie, CIA bezpośrednio ingerowała, ale tylko w ramach działalności propagandowej. Zrzucano ulotki, prowadzono indoktrynację, pamiętając o zasadzie, by nie mieszać się wydarzeń na ulicach.
Tymczasem niedaleko od brzegów USA rosło realne zagrożenie. Zwało się ono Kuba. W 1959 roku zakończyła się rewolucja, w wyniku której władzę przejął Fidel Castro. Ognisko komunizmu zaczęło płonąć pod samym nosem Ameryki, więc prezydent Dwight Eisenhower dał CIA zielone światło na rozwiązanie problemu. Cel wydawał się oczywisty – usunięcie reżimu Castro, wspieranego m.in. przez wiernego pomocnika El Comandante, Ernesto Gueverę (na zdjęciu). Metody – w zasadzie dowolne. Czas – miesiące, nie lata.
Dulles zaczął robić to co potrafił najlepiej, czyli kreślił możliwe scenariusze. Operacja o kryptonimie Pluto zyskała priorytet w działaniach CIA. Ustalono, że do akcji zostaną użyte ciężkie bombowce B-26, ale główne uderzenie w Castro nadejdzie z lądu. Pluto miało być bezpośrednią inwazją na Kubę, tyle że zgodnie z wcześniejszymi wzorcami, nie zamierzano wprowadzać tam żołnierzy USA, lecz samych Kubańczyków. A dokładniej rzecz biorąc, uchodźców kubańskich.
Rekrutacja rozpoczęła się wiosną 1960 roku w Miami. Stamtąd jest najbliżej na Kubę i dlatego w mieście znajdowała się znacząca grupa ludzi niezadowolonych z rządów Castro. Przyjętych ochotników przerzucano do Panamy i Gwatemali, by tam szkolić ich w specjalistycznych obozach. Wiązał się z tym pewien problem, którego nie przewidział Dulles. Trudno jest bowiem ukryć spisek, w którym bierze udział 2500 ludzi, bo brygadę o takiej właśnie liczebności formowano przed uderzeniem na Kubę. Już pod koniec roku jedna z gwatemalskich gazet wywęszyła sprawę i opisała kwestię dziwnych obozów na terytorium kraju. Niedługo potem sprawą zajął się New York Times, który poszedł jeszcze dalej. Ludzie Castro prowadzili wywiad biały i szybko dowiedzieli się o tym fakcie.
Nowo wybrany prezydent, John Fitzgerald Kennedy operację Pluto otrzymał w spadku i nie mając wyjścia, musiał ją wdrożyć. Machina ruszyła 15 kwietnia 1961 roku. Sztuczki CIA obejmowały przemalowywanie bombowców na barwy maszyn kubańskich oraz dezinformację polegającą na wylądowaniu jednej z maszyn w USA, jako rzekomą ucieczkę pilota kubańskiego. Brygada 2500 najemników lądująca w Zatoce Świń (Bahia de Cochinos) została rozbita i zdruzgotana, gdyż ludzie Castro wiedzieli gdzie można się spodziewać agresorów i przygotowali na ich przyjęcie odpowiednie siły. W ciągu kilku dni było już po wszystkim. CIA poniosła najbardziej spektakularną w swej historii klęskę. JFK zdymisjonował Allena Dullesa. Dorwanie Ernesto Guevary sześć lat później, które odbyło się przy pomocy amerykańskiej agencji wywiadowczej, było aktem zemsty, który nie mógł zmienić skali wcześniejszej kompromitacji.
Wnioski płynące z tej lekcji są wymowne. CIA prowadząc swe operacje, korzystała z pomocy ludzi bardzo podejrzanego autoramentu. Stosowała czasem oderwane od rzeczywistości, trywialne metody dezinformacji. Zdziwienie też bierze gdy się pomyśli jak można było planować tajną operację z wykorzystaniem tak dużej ilości spiskowców? To jest zarazem lekcja dla wszystkich, którym się wydaje, że spiski szyte grubymi nićmi nie istnieją. Inwazja w Zatoce Świń pokazuje, że istnieją spiski sprawiające wrażenie, że zostały wymyślone przez małe dzieci.
Źródło grafiki: pixabay.com
Fiasko tej operacji spowodowało reperkusje wśród kierownictwa CIA. Zdymisjonowano wtedy m.in. dyrektora Allena Dullesa, zastępcę dyrektora CIA Charlesa Cabella oraz zastępcę dyrektora ds. operacji Richarda Bissell. Prezydent John F. Kennedy odpowiedzialność za ten desant wziął na siebie. Na konferencji prasowej przeprowadzonej sześć dni po zakończeniu inwazji powiedział: „zwycięstwo ma stu ojców, a porażka jest sierotą”.
Po nieudanej inwazji w Zatoce Świń w 1961 roku Biały Dom był zdecydowany wyeliminować Castro. Według Edwarda Jaya Epsteina, znawcy zamachu i autora książki „JFK Assassination Diary”, szef CIA niemal codziennie otrzymywał telefon od prokuratora generalnego Roberta Kennedy’ego, brata prezydenta, domagającego się podjęcia akcji usunięcia Fidela Castro od władzy. Agencja zwerbowała rewolucjonistę Ronaldo Cubelę, który miał wykonać to zadanie. Ale tenże był podwójnym agentem i 7 września, wkrótce po tym, jak zgodził się pomóc Amerykanom, Castro udzielił agencji AP wywiadu, w którym ostrzegał, że „pomoc terrorystom w planie eliminacji przywódców kubańskich” będzie oznaczać, że (pomagający) „sami będą w niebezpieczeństwie”.
Prawda jest inna radzę poszperać.
Marynarka licznie zgromadzona nie wsparła wywrotowców, dlaczego?
O operacji wiedział rosyjski wywiad, Rosjanie zagrali z Kennedym w szachy, wyczekali do samego końca a gdy operacja nabrała rozpędu skontaktowali się z amerykanami i stwierdzili że jeśli Ameryczka zaatakuje zaprzyjaźnione państwo to Rosja w podobnej sile i proporcjach zaatakuje Izrael,
W Białej Chacie przyszło opamiętanie i Kennedy zakazał amerykańskiego wsparcia.