Magnavox, producent konsoli Odyssey, rezydował z dala od Doliny Krzemowej, a dokładniej w położonym na wschodzie stanie Tennessee.
To jednak w położonym niemal na zapleczu lotniska San Francisco miasteczku Burlingame, w nieistniejącym już hotelu Marina, odbyła się pierwsza prezentacja Odyssey, podczas której zobaczył ją Nolan Bushnell, który następnie przekuł ten temat w Ponga. Wszystko to działo się w 1972 roku. Jeśli szukać absolutnie pierwszego namacalnego śladu związanego z grami wideo, jaki został naznaczony w północnej Kalifornii, to za elektroniczne Betlejem należałoby uznać miejsce pojawienia się pierwszego automatu. Nowożytne dzieje rozpoczęły się rok przed prezentacją Magnavoxa.
Historia powstania Computer Space była dość kręta. Oto pewnego słonecznego kalifornijskiego dnia Nolan Bushnell, siedząc na fotelu dentystycznym, zwierzył się borującemu mu zęby człekowi, że przygotowuje grę wideo. Ten wspomniał mu o innym pacjencie, Davie Ralstinie, mogącym mieć koneksje w tej branży, a ten w kolei zaprowadził go do Billa Nuttinga, zajmującego się produkcją automatów typu Computer Quiz.
Bushnell, działając wciąż pod szyldem Syzygy, w sierpniu 1971 roku miał już gotowy prototyp zrewitalizowanego klona Spacewar, którego zatytułował Cosmic Combat. To Nutting albo Ralstin podpowiedzieli, żeby zmienić nazwę na Computer Space. Ten pierwszy wymyślił też, żeby przetestować maszynę w niepozornym lokalu Dutch Goose. Ponieważ w tamtym czasie wydawało się, że podobne wynalazki będą przeznaczone raczej dla geeków i fanów rodzącej się komputeryzacji, a nie masowego odbiorcy szukającego chwili relaksu, ustawienie go w obrębie kształcącego technokratów Uniwersytetu Stanforda miało swój głęboki sens. W niezidentyfikowany przez historię sierpniowy dzień pod lokal zajechał pickup Teda Dabneya i przywiózł kosmicznie wyglądającą żółtą maszynę o fakturze z włókna szklanego. Natychmiast stała się ona atrakcją numer jeden tego dusznego, wibrującego lokalu.
Dutch Goose nie jest trudno namierzyć, ale trudno pod nim zaparkować, bo przewidziano tylko kilka miejsc dla klientów. Parkuję więc kilka posiadłości dalej na typowym w Dolinie Krzemowej znaku „Private Property: Don’t Park Here”.
W środku Dutch Goose zabawa trwa w najlepsze. W kilku połączonych salach wrze jak w ulu. Przybyły chyba jakieś klasy albo wycieczki, bo młodzież bawi się grupowo. Do wielkich burgerów można sobie samemu pobierać różne rodzaje ketchupów Heinza. Są nawet gry, ale nie takie jak niegdyś. Centralne miejsce zajmuje bilard. W rogu knajpy czekają na jeleni maszyny, w których za pomocą metalowej łapy można próbować wyciągać fanty. Obok damskiej toalety znajduje się jeden automat arcade, ale otacza go taki tłum, że nie widzę jego nazwy. W którym rogu stało Computer Space? Tego z pewnością nie mi powiedzą sprzedawcy młodsi od tego praojca elektronicznej rozrywki.
Prowadzący firmę Portale Automatic Sales z Los Angeles Bob Portale stał się niegdyś najlepszym graczem w Computer Space. Maszyna zaczęła robić błyskawiczną karierę na uniwersyteckich kampusach. Podbiła również Sunnyvale, lądując w słynnym potem z Ponga barze Andy Capp’s Tavern. A jednak ogólnokrajowej kariery nie zrobiła. „Mogła być czymś więcej” – jak powiedział sam Bushnell. Wkrótce po jej premierze Syzygy rozstało się z firmą Billa Nuttinga i powędrowało własną ścieżką rozpoczętą nie gdzie indziej, jak w Dutch Goose.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
To było pół wieku temu…