Rumuński Siedmiogród zwany jest również Transylwanią. Wśród smutnych, mało znaczących ziem ta jedna jest barwna. I to nie tylko ze względu na Drakulę.
Na wyżynie siedmiogrodzkiej jednym z większych miast jest Kluż-Napoka. Kawałek za rogatkami tego siedliska ludzkiego znajduje się las Hoia Baciu – dawniej kłębowisko legend i guseł, zaś obecnie – centralne miejsce zainteresowania badaczy paranormalnych. W latach 50-tych lokalny naukowiec, Alexandru Sift dostrzegł niewytłumaczalne zjawiska świetlne. Na przełomie dwóch kolejnych dekad, w trakcie tak zwanej „histerii UFO” dokonano wielu obserwacji oraz wykonano wiele zdjęć obiektów na niebie. W Hoia Baciu pojawiają się ponoć znaki na śniegu, niektórzy ludzie raportują dziwne wizje, jakich mieli tam doświadczyć.
Hoia Baciu nie wygląda jak las z filmu o Królewnie Śnieżce. Roi się tu od dziwnych, pokręconych drzew, miejsce jest raczej ponure, a gęste konary nie dopuszczają do ściółki leśnej zbyt dużo światła. To idealne miejsce, gdzie mogą się rodzić koszmary i faktycznie, od niemal pół wieku rodzą się regularnie.
Rankiem 18 sierpnia 1968 roku w okolicy Hoia Baciu, blisko miasteczka Cluj miało miejsce bodaj najsłynniejsze zdarzenie. Niczym nie wyróżniający sie 45-latek, inżynier konstruktor Emil Barnea spacerował po okolicy wraz ze swoją dziewczyną i dwójką przyjaciół. Pogoda była idealna. Nagle na tle nieba pojawił się metaliczny obiekt. Barnea wykonał cztery fotografie, spośród których trzy (na jednej znajdowali się znajomi inżyniera i z tego względu nie rozpowszechniano jej) w kolejnych latach stały się znane na całym świecie. Autentyczność zdjęć była badana i nie zdołano podważyć ich autentyczności. Do dziś obserwacja Emila Barnei pozostaje jedną z najbardziej znanych na całym świecie.
Z biegiem kolejnych lat Hoia Baciu nadal skupiała uwagę zawodowych badaczy i amatorskich poszukiwaczy Nieznanego. Wśród tych pierwszych na czoło wysunął się profesor z uniwersytetu w Kluż-Napoce, Adrian Patru. Według niego dziejące sie w Hoia Baciu wydarzenia były albo produktem ludzkiej podświadomości, albo niezależnym materialnym zjawiskiem, mającym zdolność oddziaływania na człowieka. Sam Patru wspominał, że pewnego dnia eksplorując teren, mimo że bardzo dobrze znał okolicę i miał na dodatek mapę, zgubił drogę. Z biegiem lat stał się orędownikiem teorii jakoby jakaś anomalia, czy to o podłożu magnetycznym, czy jakimś innym, działa w tej okolicy na ludzkie zmysły, powodując halucynacje oraz zaburzenia świadomości.
Legendy mają to do siebie, że mnożą się w postępie geometrycznym. Rumuński „trójkąt bermudzki” stał się podmiotem prześmiewczych żartów. I choć nie znikają tutaj żadne obiekty ani ludzie, wielu z tych ostatnich twierdzi, że doświadczyło na terenie lasu manifestacji czegoś obcego.
Nietrudno się samemu przekonać co się tam dzieje. Kluż-Napoka ma połączenie lotnicze z Bukaresztem. Można zrobić sobie jednodniową wycieczkę i sprawdzić na własnej skórze rzekomy wpływ lasu Hoia Baciu na zmysły.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Niezbitym faktem jest, że w latach 60. odkryto na tym terenie pozostałości najstarszych w Rumunii neolitycznych osiedli, datowanych na około 6500 lat przed naszą erą.
Jakoś nie wierzę Cyganom, w związku z czym słuszne wydaje się umiejscowienie tego tematu w „miejskich legendach” :>
Matole. Rumuni to nie cyganie. To odrębna nacja.
Cyganom może nie warto wierzyć. Rumuni mają jednak z Cyganami tyle wspólnego, co np. Słowacy lub Polacy, czyli niewiele.
A nas po lesie oprowadzał prawdziwy cygan, czyli pan pochodzący z Indii.