James Tague wszedł do historii wyłącznie z tego powodu, że znalazł się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu. Stał w tunelu na Dealey Plaza, gdy mordowano JFK-a.
Tague’a zranił fragment betonu z krawężnika odstrzelony przez jedną z kul. Sam poszkodowany twierdził, że poczuł krew na twarzy po drugim lub trzecim strzale, a jak wiadomo wersja oficjalna pozwalała na przyjęcie jedynie teorii trzech strzałów. Czyli oznaczałoby to, że kula która przebiła mózg Kennedy’ego (bo druga została w limuzynie), musiałaby otrząsnąć się z krwi, zakręcić, nabrać ponownie szybkości i polecieć kilkadziesiąt metrów dalej. Nawet wielki sędzia Warren nie był w stanie podpisać się pod czymś takim. Przyjęto więc, mimo protestów Tague’a, że zraniła go pierwsza kula, rzekomy niecelny strzał Oswalda. W tym momencie drugą kulę trzeba było „umagicznić”, czyli przypisać do niej rany odniesione przez prezydenta i gubernatora, przyjmując zarazem, że kula w limuzynie dokonała dwukrotnego zwrotu niczym lecący łąką trzmiel.
Inkryminowany krawężnik z Houston Street został w kolejnych dniach oderwany od gruntu i przejęty przez FBI. Nie stał się dowodem w sprawie, mogącym posłużyć komisji Warrena. Został utajniony na okres 75 lat.
Zrodził się też dodatkowy problem, a mianowicie musiano przyjąć, że Oswald mając JFK-a praktycznie na widelcu, niczym ślepiec przestrzelił haniebnie o wiele metrów (!), by po czterech sekundach, gdy cel już się oddalał, trafić z centymetrową dokładnością, a po kolejnych kilku sekundach trafić tak jak z tej pozycji nie potrafią tego zrobić strzelcy wyborowi. Na zdjęciu, będącym widokiem z szóstego piętra Texas School Book Depository zaznaczyłem dolną strzałką miejsce gdzie znajdowała się limuzyna w momencie strzału trafiającego Kennedy’ego w szyję, a drugą – gdzie stał Tague. I teraz ważna uwaga – skoro pomiędzy owym trafieniem a śmiertelnym strzałem w głowę upływa mniej więcej 90 klatek na filmie Zaprudera, należałoby przyjąć, że mniej więcej tyle samo powinno minąć między strzałem pierwszym a drugim. Co zresztą zgadzałoby się z charakterystyką Mannlichera Carcano, którego samo przeładowanie zajmuje około 2 sekundy, a wraz z wycelowaniem to byłyby zapewne trochę mniej niż 6 sekund (90 klatek, bo kamera Zaprudera filmowała z szybkością 18,3 klatek na sekundę). Czyli pierwszy strzał powinien paść około 130 klatki filmu, a wówczas jeszcze limuzyna prezydenta nie wjechała na zakręt na Elm Street! Ten punkt byłby jeszcze sporo na lewo od naszej strzałki. Jest całkowicie niemożliwe, żeby wówczas padł strzał, bo nie widać tego po najmniejszych choćby reakcjach ludzi na filmie. Poza tym wówczas kula Oswalda musiałaby polecieć praktycznie w druga stronę, by trafić Tague’a.
Nawet najbardziej zatwardziali sceptycy mają w tym momencie trudny do pokonania problem jak korzystnie dla wersji oficjalnej zinterpretować tę sytuację. Wśród wielu faktów i dowodów to właśnie świadectwo Tague’a najskuteczniej obala oficjalną wersję zabójstwa JFK.
Archiwalne wypowiedzi Jamesa Tague’a
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
NG zrobiło program dotyczący zamachu na JFK z którego wynikało iż prezydent mógł zostać zabity jak ustalono oficjalnie.
O jejku, takich programów jest mnóstwo, a jeszcze więcej tych dowodzących, że był spisek. Poza tym co to za ostrożne „mógł zostać zabity tak jak ustalono oficjalnie”? Czyli jednak mógł też zostać zabity inaczej? I co tak w ogóle pokazywano? Ja kiedyś widziałem w Discovery program, w którym dowodzono, że gdy snajper strzela komuś z tyłu w głowę, to zawsze po takim strzale ciało odrzuca do… tyłu. Ergo, ostatni strzał został oddany zza pleców Kennedy’ego.
Newsweek popiera wersję, że Oswald, i w drobiazgowy sposób tłumaczy ranę Tague. W skrócie rzecz ujmując, miał być rażony odłamkiem po pierwszym niecelnym strzale. Kula odbiła rzekomo od latarni i zmieniła kompletnie trajektorię lotu.
http://www.newsweek.com/2014/11/28/truth-behind-jfks-assassination-285653.html
Newsweek widzi Oswalda jako zabójcę, to zapytajmy gdzie ten zabójca trenował? Na strzelnicy Sportsdome! Ale nie do końca wygląda na to, że prawdziwy Oswald tam trenował…
„W Niedziele wieczór dwaj zamiłowani amatorzy strzelania autorytatywnie oświadczyli przedstawicielowi naszego pisma,że na pewien czas przed zabójstwem prezydenta Kennedy’ego w dniu 22 listopada spotykali wielokrotnie na strzelnicy Sportsdrome Gun Range w pobliżu Gran Prairie pewnego aroganckiego osobnika,który ćwiczył się tam w strzelaniu z karabinu.Osobnikiem tym był Lee Harvey Oswald któremu towarzyszyli inni ludzie.
Howard Price:”9 lub 10 listopada,Oswald przyjechał starym rozklekotanym samochodem czarnego koloru,Fordem lub Chevroletem.Zatrzymał się przy stanowisku strzeleckim numer 8.Jakiś osobnik podał mu zapakowany karabin przez płot wysokości 5 stóp.”
Garland Slack:”17 listopada Oswald oddał trzy szybkie strzały do różnych celów i wydaje mi się że za każdym razem trafił w środek.Byłem wściekły gdy strzelał do mojej tarczy.Oswald miał trzy rozmaite karabiny,jeden był zapakowany.Karabiny te podawano mu przez płot.Oswaldowi towarzyszył inny osobnik około 25 lat szczupły pamiętam że miał ogromne buty.Zapamiętałem go dobrze ponieważ kopał w moje stanowisko”.
Wnioski niech każdy wyciągnie sobie sam.
Gdy to czytam, trochę chce mi się śmiać, ale trochę też ziewam. Ci ludzie chcą, żebym uwierzył, że nieumiejący zbyt dobrze strzelać za czasów marines Oswald:
a) oddał strzał, którym trafił akurat w metalową rurkę (której nie widzę na pokazanym zdjęciu), po czym pocisk się rozszczepił, a jego część zmieniła kierunek lotu, poleciała sto metrów dalej, trafiła w chodnik i raniła Tague’a
b) oddał najdziwniejszy strzał w dziejach, którym ranił dwie osoby w kilka miejsc, po czym pocisk przeszedłszy przez kilkanaście warstw materiału plus ludzkiej tkanki pozostał w stanie nienaruszonym
c) oddział strzał, którym rozsadził głowę JFK z precyzją, na jaką nie było stać strzelców wyborowych
Pomijam już fakt, że lwia część świadków zeznała, że dwa ostatnie słyszalne strzały były oddane w bardzo niewielkim odstępie czasowym, a przyjmując oficjalną wersję musiałoby minąć z 5 sekund
Tylko wariat uwierzy w coś takiego. Normalny człowiek już prędzej wyobrazi sobie jak słoń przechodzi przez ucho igielne.
Jest jeszcze inna bzdura, lansowana przez Maksa Hollanda. Przeczytajcie uważnie artykuł. Nie ma tam ani grama faktu, lecz międlone jest w kółko, że to Oswald sam i że strzelał nie w 6, ale w 11 sekund. Na zdjęciu w oknie widać jakąś postać, ale to że to Oswald jest tak samo prawdopodobne jak poszukiwanie Badgemana w krzakach na trawiastym pagórku. Słowem – sceptycy w pełni swojego radosnego obłędu.
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2063459/End-JFK-conspiracy-theories-Digital-technology-proves-Lee-Harvey-Oswald-acted-alone.html