Kim był? Zdobywcą kosmosu, samotnym outsiderem, narkomanem, a może ukrytym gejem? Major Tom Davida Bowiego po półwieczu wciąż pozostaje enigmą.
Jest czerwiec 1969 roku. Świat widział już „Odyseję kosmiczną 2001”, lecz lot Apolla 11 ma się odbyć dopiero za miesiąc. Nieznany nikomu Brytyjczyk ukrywający się pod pseudonimem Bowie realizuje jedną z najdziwniejszych piosenek wszech czasów, stosownie do treści, a także w nawiązaniu do filmu Kubricka zatytułowaną „Space Oddity”.
Trudno w kilku słowach oddać to, co się tam dzieje. W teledysku widzimy brzydkiego, z tłustą skórą, wyjątkowo nierównymi zębami, androgynicznego Bowiego, ucharakteryzowanego na o wiele starszego niż 22 lata, jakie wówczas miał. Każdy jego gest oraz każde hipnotyczne spojrzenie są jednak zagrane z wyrafinowaniem godnym najlepszych aktorów filmowych. Śpiewa o Majorze Tomie, który w swym przypominającym metalową puszkę pojeździe kosmicznym wyrusza na podbój nieznanego. Wspaniałe jest rosnące napięcie przed lotem, a potem ekstaza po starcie, gdy Tom wygłasza swe pierwsze słowa do bazy na Ziemi, a na twarzy Bowiego po raz pierwszy i jedyny pojawia się nikły uśmiech. Wstrząsająca jest również puenta, gdy tuż przed urwaniem się kontaktu z Ziemią astronauta wypowiada swe ostatnie słowa: „Choć przebyłem sto tysięcy mil, to czuję jakbym stał w miejscu i wydaje mi się, że mój statek kosmiczny sam wie, którędy lecieć. Powiedzcie mojej żonie, że bardzo ją kocham”. Bowie, śpiewając te wersy, chwyta się ręką za głowę, wyrażając ostateczne zrezygnowanie nad swym losem.
Piosenka stała się bardzo popularna po tym, jak ekipa Apollo 11 dotarła na Księżyc. Ale to nie był koniec historii Majora Toma. W 1980 roku, znalazłszy się w dołku po problemach z narkotykami i dystrybucją swej płyty „Low”, Bowie nagrał piosenkę „Ashes to Ashes” z najdroższym w tamtym momencie teledyskiem, kosztującym ćwierć miliona funtów i zawierającym takie nowinki jak trzymany w dłoniach tablet, na którym wyświetla się postać „drugiego” Bowiego. Słyszymy tam tekst, że baza na Ziemi otrzymała wiadomość od Majora Toma, że ów ma się dobrze i pyta, czy oni również dobrze się mają. Chwilę później pada, że Major był narkomanem. Całość nabiera autobiograficznego zabarwienia i nie ma raczej wątpliwości, że Bowie utożsamiał się z wymyśloną 11 lat wcześniej postacią.
Do postaci nawiązał Elton John w swojej piosence „Rocket Man”, w jednym z wywiadów komentując, że „Major Tom nie był tym, za kogo go uważano”. Nietrudno się domyślić, kim był według artysty. Inni interpretowali tę postać również jako symbol autodestrukcji albo alienacji.
Finał odysei Majora Toma nastąpił w teledysku „Blackstar”, tytułowym utworze płyty Bowiego wypuszczonej na dwa dni przed jego śmiercią. Widzimy tam ciało astronauty spoczywające na obcej planecie. Podchodzi do niego kobieta, uchyla hełm, pod którym znajduje się czaszka. Zostaje ona wydobyta, stając się elementem kultu obcej cywilizacji.
Czyli Major Tom nie żyje. Zarówno w świecie mitów, jak i w tym rzeczywistym.
Space Oddity w serwisie YouTube
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Warto też odsłuchać wersję astronauty Chrisa Hadfielda z lekko zmienionym tekstem.
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
To była pierwsza piosenka, jaką ktokolwiek zaśpiewał na orbicie.
…. ale niestety ten sympatyczny gość kompletnie nie potrafi śpiewać.
Nagrany 20 czerwca 1969 r., podczas sesji w londyńskich Trident Studios, stał się ikoną współczesnego rocka.
Piosenka ma swoją narkotykową legendę. Bohater filmu Kubricka tracił kontrolę nad swoim kosmicznym statkiem oraz sobą, o czym donosił w ostatnich słowach żonie. Dryfował w czeluściach galaktyki. Bowiego spotkał podobny los, tyle tylko, że w świecie narkotyków. Słowa „Weź pigułki proteinowe i załóż kask” miały swój podtekst. Bohater piosenki brał prochy i odcinał się od rzeczywistości we własnym kosmosie.