Trzecią część Hobbita ogląda się na tyle dobrze, że można zapomnieć jak mało realna jest akcja, nawet jak na film fantasy.
Momentem w którym już dłużej nie da się przed sobą udawać, że wydarzenia mają pozory prawdopodobieństwa, jest bieg elfa Legolasa po tymczasowym moście nad przepaścią, którym jest zwalona kamienna wieża. Kamienie pod nogami zaczynają kolejno opadać, a nasz bohater po tych swobodnie spadających kamieniach wbiega do góry niczym po schodach. Ja rozumiem, że nie jest to film popularnonaukowy, ale nawet świat fantasy rządzi się pewnymi regułami, a już na pewno świat drobiazgowo skonstruowany i opisany przez Tolkiena. Nie mniej efektownie wyglądałoby pewnie gdyby kamienie opadały tuż za Legolasem, ale jeśli już musimy zachwycić widza niemożliwym, to lepiej byłoby wiedzieć, że to przez magiczne buty lub umiejętność bohatera do wytwarzania lokalnego statis czasowego.
Potem jak się zastanowić to mielizn jest więcej. Źli Orkowie, którzy przecież są wojownikami, a nie inteligentami jako jedyni prowadzą bitwę o Erebor według reguł sztuki. Ich dowódca, Azog ma swoją kwaterę dowodzenia na wzniesieniu, skąd ogarnia wzrokiem całe pole bitwy. Ma komunikację ze swoimi oddziałami za pomocą konstrukcji wyglądającej na skrzyżowanie wiatraka z masztem żaglowca oraz za sygnałami trąb. Działa według planu, kieruje swoimi siłami dostosowując je do działań przeciwnika sam pozostając bezpieczny.
Armie „aliantów”, cywilizowanych ras ludzi, elfów oraz krasnoludów działają na odwrót. Ich dowódcy czy królowie ruszają na czele szpicy, jako pierwsi. Niczym mięso armatnie rzucają się na hordę piechoty Orków. Ich jedynym planem jest iść do przodu i z bitewnym wrzaskiem ciąć i rąbać ile wlezie. Żadnych manewrów oskrzydlających, podstępów wojennych, po prostu hurra i dalej. Taką brawurę i bezmyślność głównodowodzących mogłaby szybko ukrócić jedna zbłąkana strzała albo przypadkowe pchnięcie mieczem.
Jak już się zacznie o tym myśleć, to pytania się mnożą. Dlaczego w ciągu bitwy pod górą Gandalf tylko młóci swoją lagą niczym Janosik, a nie wyczaruje jakiegoś ognistego deszczu albo ściany lodu, nawet jeśli militarnie nie przeważyłby szali to choćby dla zwiększenia morale swoich? Dlaczego alianci nie podali w czasie bitwy Thorinowi „Serca Góry”, magicznego kamienia który dałby królowi krasnoludów olbrzymią moc albo przynajmniej fabularnie wykluczyli taką możliwość. Dlaczego królowi elfów Thranduilowi, który sieka Orków tuzinami udaje się przez całą bitwę zachować idealną fryzurę, niezachlapaną najmniejszą plamką posoki, a Gandalf który spałował kilku Orków wygląda jakby pracował całą dobę ładując węgiel do kotła lokomotywy?
Oczywiście że łatwo jest się czepiać i pastwić, psy szczekają karawana jedzie dalej. Niewątpliwie Peter Jackson wyczarował wizualnie olśniewający świat. Na stworzenie serii trzech filmów wykorzystał kosmiczny budżet 745 milionów dolarów. Widać na ekranie rozmach, film wciąga mimo że każdy kto czytał książkę orientuje się jak to się wszystko zakończy. Reżyser zmontował też trzecią część, że trwa rozsądne dwie godziny z haczykiem, mimo że materiału miał na pewno dużo więcej i musiał rezygnować z dobrych kawałków na rzecz zwięzłości i płynności akcji. Zabrakło tylko ostatniego szlifu, sita logicznego, które sprawiłoby że świat mityczny byłby realny nie tylko wzrokowo.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski