Największa jak dotąd tajemnica XXI wieku. Kilka związanych z nią faktów nie pozwala na stawianie jakichkolwiek sensownych teorii – czy to spiskowych, czy „racjonalnych”.
Jest sobota, 8 marca 2014 roku, godzina 0:42 w nocy czasu lokalnego. Boeing 777 linii Malaysia Airlines startuje z lotniska w stolicy Malezji, Kuala Lumpur, by wykonać lot do Pekinu. Na miejscu ma się zjawić po około sześciu godzinach.
Maszyna startuje i po wejściu w korytarz powietrzny podąża dalej na autopilocie. Anomalie rozpoczynają się o godzinie 1:19, gdy piloci przestają zgłaszać swoją pozycję. Zaraz potem samolot wykonuje skręt w prawo, a następnie w lewo i zmienia kurs na Antarktydę. Transponder, czyli łączność samolotu z bazą, zostaje ręcznie wyłączony. Od tego czasu los maszyny jest śledzony tylko przez radary wojskowe różnych państw – a te jak wiadomo, nie są zbyt chętne w ujawnianiu pochodzących z nich danych.
Pewne są dwie rzeczy: z pokładu nie dotarł ani jeden sygnał zagrożenia wyemitowany przez załogę, również żaden z pasażerów nie wysłał do swojej rodziny esemesa ani nie zadzwonił z telefonu komórkowego.
Rolls-Royce, który jest producentem silników do Boeinga poinformował, że jeszcze przez 4 godziny, czyli do mniej więcej godziny piątej czasu malezyjskiego, odbierał sygnały, co by oznaczało, że co najmniej tyle czasu MH370 był jeszcze w powietrzu. Przelatując nad George Town nad Malezją maszyna ponownie zmieniła kurs, kierując się tym razem bardziej na zachód. Co więcej, brytyjskie przedsiębiorstwo Inmarsat zarządzające satelitami ujawniło, że ich sprzęt namierzał feralny samolot jeszcze do godziny 8:19. Potem wszelki ślad po nim zaginął.
Media przez miesiące podawały dementowane później informacje o odnajdywaniu rzekomych fragmentów MH370. Dopiero latem 2015 roku z francuskiego Reunionu, wyspy w pobliżu Madagaskaru, przybyła wieść, że znaleziona tam w wodzie dwumetrowa część skrzydła pochodzi z poszukiwanej maszyny.
I właściwie to wszystko, co wiadomo. Nie ma sensu przytaczać funkcjonujących hipotez, bo zawierają one wewnętrzne sprzeczności. Pewne jest, że zmianę kursu musiał w MH370 dokonać człowiek, podobnie jak wyłączenie transpondera. Później zapewne nastąpiło coś nagłego, co spowodowało, że nikt nie wysłał sygnału o zagrożeniu, a maszyna jeszcze przez co najmniej sześć godzin dryfowała w powietrzu.
Kolejną zagadką jest niemożliwość namierzenia pingów od czarnej skrzynki Boeinga. Mimo zastosowania ultraczułej aparatury nie udało się jej zlokalizować.
Wszystko, co wiemy na temat MH370 po dwóch latach od zdarzenia, to tyle, że na jego pokładzie musiało się wydarzyć coś strasznego. I jak podkreślają znawcy katastrof lotniczych, obecnie zupełnie niepojętego.
Źródło grafiki: wazairiwazair.com
Zdaniem francuskiego pisarza Marca Dugaina Boeing 777 został uprowadzony, a następnie zestrzelony przez armię amerykańską. Według pisarza, władze USA miały się obawiać, że porwany samolot zostanie wykorzystany do ataku podobnego do tych z 11 września 2001 r. Został zestrzelony w okolicach wyspy Diego Garcia na Oceanie Indyjskim, a jego szczątki zostały starannie ukryte. Pisarz przypomina też, że na wyspie Diego Garcia znajduje się jedna z najważniejszych baz wojsk amerykańskich na świecie. To chyba najbardziej szokująca teoria spiskowa.
Nie zestrzelanoby go tak daleko od USA. Bardziej prawdopodobny jest nagły atak terrorystyczny – przejęcie kokpitu, co by tłumaczyło dlaczego nie zdążono nadać SOS. Także tłumaczy zmianę kursu i wyłączenie transpondera. Potem albo pilot odmówił finalizacji planu, albo skończyło się paliwo, albo doszło do jakiejś rewolty na pokładzie i samolot spadł do wód.
Właśnie usłyszałem w radio wypowiedź jakieś speca od katastrof lotniczych, że na podstawie analizy szczątków samolotu wysnuwa wniosek, że to pilot celowo rozwalił samolot.
Po raz pierwszy, jak informuje portal news.sky, com, teza o samóbójczym locie, prezentowana przedtem przez m.in. australijskich eksprtów zajmujących się wyjaśnieniem zaginięcia malezyjskiej maszyny, znalazła potwierdzenie ze strony malezyjskich śledczych.
Dane odzyskane z domowego symulatora lotów kapitana maszyny Zahariego Ahmada Shaha wskazują wyraźnie, że trenował on taki lot: Z Kuala Lumpur – skąd wystartowała maszyna, do miejsca na Oceanie Indyjskim, gdzie zgodnie z przewidywaniami ekspertów, rozbił się MH370.
Najnowsza teoria mówi o tajemniczym gadżecie szpiegowskim frunącym do Pekinu, na którego zdobycie nie mogli pozwolić Amerykanie – i to oni zestrzelili maszynę, a potem uprzątnęli miejsce i zrobili z pilota masowego zabójcę.
https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/tajemnica-lotu-mh370-czy-samolot-zostal-zestrzelony/h7m6fqx,07640b54