Książkę Wacława Subotkina „Tragiczny lot generała Sikorskiego” wydano za czasów PRL. Autor nie zajmuje się snuciem teorii, a jedynie przytacza nieliczne dostępne dokumenty z ’43.
Były one utajnione przez 30 lat i ujrzały światło dzienne dopiero w latach 70-tych. Żeby do nich dotrzeć, trzeba było poszperać w archiwum podlondyńskego Kew. Najbardziej szokujące wśród nich są telegramy wysyłane z Gibraltaru do Londynu. Pierwszy z nich został nadany przez generała lotnictwa Philipa Simpsona już trzy kwadranse po uderzeniu Liberatora w wodę. Była w nim mowa o „trzech ocalonych, ciężko rannych osobach”. Oficjalne podręczniki historii wiedzą tylko o jednym ciężko rannym, który zmarł jeszcze na łodzi ratunkowej – to brygadier Whiteley. Przypomnijmy, że jedyny oficjalnie ocalony ze „zdarzenia”, pilot Edward Prchal, miał jedynie kontuzję stopy oraz rozcięte usta. Nie był ciężko ranny, aczkolwiek można przyjąć, że ponieważ wydzierał się wniebogłosy, ratujący go mogli odnieść pierwsze wrażenie, że jego obrażenia są poważne. Ciągle jednak brakuje trzeciej osoby ze wzmiankowanego telegramu.
Informacyjna bomba znajduje się w telegramie z 7 lipca, wysłanym przez dowódcę polskich sił powietrznych generała Ujejskiego do rodzimego rządu w Londynie. Ów człowiek przedstawia własną interpretację zdarzenia („Wygląda na to, że katastrofa nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku”), po czym kawałek dalej spokojnie informuje, że „Ponikiewski jest w stanie oszołomienia i prawdopodobnie wróci do zdrowia”. To całkowity szok. Przecież według wersji oficjalnej, ciało adiutanta generała, Józefa Ponikiewskiego (na zdjęciu stoi z prawej) ze zmiażdżoną głową wyłowiono z wraku 5 lipca! Subotkin tłumaczy zdarzenie pomyłką Ujejskiego, który rzekomo miał pomylić Ponikiewskiego z Prchalem. Jest to oczywistym nonsensem, zwłaszcza że Ujejski w innym fragmencie telegramu odnosi się do stanu Prchala, opisując go w taki sposób, jaki znamy z historii. Trudno brać na poważnie sugestię, że tak poważny człowiek w oficjalnym, kierowanym do rządu, tajnym telegramie, majaczył. Nawiasem mówiąc, świadectwo Ludwika Łubieńskiego, że wyłowione z wód ciało Józefa Ponikiewskiego miało zmiażdżoną głowę zostało całkowicie obalone przez ekshumację – adiutant Sikorskiego miał tylko złamane trzy żebra oraz obojczyk.
Podczas ekshumacji z 2011 roku medycy uznali, że „w żaden sposób nie są w stanie ustalić przyczyny obrażeń Ponikiewskiego”. Ot tak, bez żadnego dalszego komentarza. Lecz wiedząc to, co zostało napisane powyżej, nagle wszystko zaczyna się zgadzać – telegram Simpsona okazuje się prawdziwy, i telegram Ujejskiego się w to wpasowuje. Wszystko wskazuje na to, że Józef Ponikiewski przeżył zderzenie z wodą Liberatora. Co się z nim później stało, tego nikt jak dotąd nie jest w stanie ustalić. Czy był w szpitalu w La Linea – to już spekulacje bez twardych dowodów. i właśnie to, że oficjalna wersja zdarzenia gibraltarskiego milczy na temat faktycznego losu Józefa Ponikiewskiego, stanowi jeden z głównych przyczynków do jej podważania.
Na zdjęciu od lewej: adiutant Sikorskiego porucznik Czesław Główczyński, córka generała Zofia Leśniowska oraz Jozef Ponikiewski.
Polskie Radio o ekshumacji Józefa Ponikiewskiego
Źródło grafiki: NAC
W Polsce jest zdaje sie parę milionów grobów wojennych, więc kopania starczy tak pi razy drzwi na jakieś 250 lat. Albo może lepiej szybko obciąć budżet na podobne kompromitacje. Do czego tam doszli z Sikorskim? Że był mężczyzną w średnim wieku? Proponuję kolejne tematy do badań: czy istniała czarna wołga (można zdobyć grant na przesłuchania jakichś 20 milionów rodaków, hurra!) i czy aby Hitler nie żyje sobie spokojnie na jakimś ranczo w Argentynie.
Przestań pisać głupoty, niedouczony gówniarzu!
Ja wiem, że zatwardziałemu realiście trudno jest uwierzyć w cokolwiek co o choćby kąt 20 stopni odbiega od głównego nurtu. Zgoda, tak jest wygodniej. W tym kontekście cieszy mnie (ale też i zaskakuje!), że przynajmniej zgadzasz się, że w słoneczne popołudnie 22 listopada 1963 roku do Kennedy’ego otworzył ogień więcej niż jeden strzelec Co do Sikorskiego – tak, był zamach, powiedział o tym publicznie nawet przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień, i zapewniam cię, że decydujący dowód wcześniej czy później się pojawi. Dobrze, że przynajmniej coś się zaczęło dziać w tej sprawie.
Cóż – jak na razie „teoria zamachu” jest wciąż tak samo nieprawdopodobna, jak to, że kosmici wszczepili Sikorskiemu czip, dzięki któremu mogli go kontrolować. zdaje się, że ta szumna ekshumacja niczego nie potwierdziła z teorii pana B. Ale przynajmniej sensacyjny film powstał. Poproszę o wypowiedź p. Stępnia (cytat i źródło), bo pierwsze słyszę. Będziemy wtedy rozmawiać o konkretach. Jak ja lubię taka argumentację – to nic, że nie ma żadnych dowodów, wcześniej czy później się pojawią.
Stępień powiedział to na którejś konferencji prasowej. Padło coś w stylu: „Podobnie jest w przypadku zamachu na Gibraltarze, gdy wszyscy znają prawdę, ale nie mogą jej ujawnić i zapewne nigdy nie ujawnią”. Polecam poczytać na temat 4 lipca 1943 roku, to wówczas siądziemy i podyskutujemy. W przeciwnym przypadku dyskusja wyglądać będzie tak wypowiedzi prof Tebinki, który z maniackim uporem powtarza, że zamachu mnie było, bo to pachnie teorią spiskową, a on w takowe nie wierzy. I tak w kółko Macieja. Facet nic nie wie na ten temat, ale czuje, że zamach jest hipotezą zbyt nieprawdopodobną i samo to stanowi dla niego dobre usprawiedliwienie, żeby wyłączyć mózg i przeobrazić się w katarynkę.
Piotrze, co do czytania – przypuszczam, ze Ty czytałeś na ten temat duzo więcej. spróbuj mnie wiec przekonać. jesli argumenty beda mocne i merytoryczne – pewnie ci sie to uda. Argument „bo Ty nie czytałes książki…” i tu zestaw nazwisk autorów jest absolutnie pomijalny. Jesli rzetelnie w kilku zdaniach streścisz zawartośc tych książek, będzie się mozna spokojnie do tego odnieść, poza moze jakimiś szczególnymi przypadkami typu „czy Iksiński zastosował właściwy warsztat historyczny”, które wymagaja od dyskutantów rzeczywiście fachowej wiedzy przedmiotowej.
W sprawie Ponikiewskiego nie ma za dużo filozofii. Składają się na nią trzy elementy: relacja Ujejskiego, relacja rodziny Ponikiewskiego szukającej śladów w La Linea i wpasowujące się w powyższe wyniki ekshumacji.
To długa sprawa. Zacznę od tego, co mnie w nią wciągnęło. Dodam, że nie jest tak, że wierzę w każdą teorię spiskową. Na przykład za wyjaśnioną uważam sprawę śmierci Hitlera, któraś z sond wyjaśniła już sprawę tzw. marsjańskiej twarzy, Elvis nie żyje, WTC zostało zniszczone przez samoloty z ludźmi, a w Smoleńsku nie było zamachu, a jedynie presja na pilota i żałosna niekompetencja ruskich kontrolerów. Mógłbym wyliczyć jeszcze parę innych spraw, które mnie nie interesują. Z Gibraltarem jest inaczej. Tutaj niemal każdy oficjalny fragment tej historii jest podejrzany, niedopowiedziany. Zacznijmy od najważniejszych faktów. Po pierwsze, Sikorski ginie w momencie wprost idealnym dla wszystkich aliantów. W chwili, gdy zaczął być tykającą bombą, gdy był gotów szantażować Roosevelta ujawnieniem sprawy Katynia, a w USA jesienią 1944 roku szykowały się wybory prezydenckie i głosy Polonii miały okazać się języczkiem u wagi. Dla Stalina to tez świetna rzecz – znika człowiek, który zaczął rozdmuchiwać sprawę katyńską. Dla Churchilla – nie ma nic ważniejszego niż to, by kacapy wzięły się za bary z Hitlerem, oszczędzając brytyjską krew. Wszystko więc, co szkodzi Stalinowi, szkodzi również Brytyjczykom. Ergo, zniknięcie Sikorskiego i zastąpienie go marionetkowym Mikołajczykiem było ulgą dla wszystkich. Sikorski stał się niebezpieczny, bo stać go było na wszystko. Tracił poparcie w polskiej armii i mógł się zdecydować na jakiś szalony gest, otwarte rozgrywanie odkrytej wiosną 1943 roku sprawy katyńskiej. W ciągu kilku miesięcy miały miejsce dwie próby zamachu – na lotnisku w bodaj Montrealu przestały nagle działać silniki i pilot samolotu Sikorskiego tylko cudem zdołał wylądować. Jak to nie zadziałało, tajemnicze siły umieściły na pokładzie samolotu Sikorskiego delikwenta z bombą zapalającą. Samolot by spłonął i spadł do morza. Ślad by nie pozostał. Tyle że ów agent w trakcie lotu albo postanowił żyć, albo zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia. Oderwał kawałki poszycia podłogi, wydłubał bombę i rozmontował. Sikorski nie drążył sprawy. Ów delikwent dwa dni później już nie żył – trafił nagle do szpitala i tam natychmiast zmarł, a akt zgonu zaginął. I potem następuje Gibraltar. Poczytawszy o powyższych faktach, zacząłem sądzić, że jeśli to był wypadek, to rzeczywiście najdziwniejszy na świecie. Człowiek, którego chroniła Ręka Boska ginie w miejscu, gdzie do wody spadały z pasa startowego dziesiątki samolotów i nic się nikomu nie działo. Ginie w przededniu konferencji w Teheranie, gdzie byłby niesamowitym wrzodem na tyłku, gigantyczną przeszkodzą w rokowaniach. Oczywiście, powiesz – przypadek. Taki sam jak to, że Lee Harvey Oswald pierwszym strzałem chybia celu o 20 metrów, a dwie sekundy później trafia w dziesiątkę, czyli w szyję Kennedy’ego. W jeden przypadek może i jestem w stanie uwierzyć, ale w Gibraltarze te przypadki mnożą się jak króliki.
Ustalmy pozycje wyjściowe. Ja wcale nie twierdze, że nikt nie chciał Sikorskiego zabić, ani ze jego smierć nie była nikomu na rekę. Ale dotychczas nie znaleziono żadnych dowodów na hipotezę zamachu! Wszystkie one (hipotezy) sa projekcją róznych osób, która stara sie wytłumaczyć rózne niezrozumiałe czy niewyjasnione szczegóły. Pan Baliszewski np. z emfaza twierdził, ze wszyscy pasażerowie byli juz martwi w chwili startu. mówił to tak przekonująco (podobnie jak Ty teraz), ze w końcu postanowiono o ekshumacji generała – i to, jak pamietam, dwukrotnej. I co? I gucio – okazało się, ze zginął w katastrofie, a nie od trucizny czy kuli. Zreszta ta teza o zamachu jest w jakims stopniu wynikająca z polskich kompleksów typu Chrystus narodów. my jesteśmy tak ważni w świecie i tak niezłomni, ze jedynym sposobem szatana okazuje sie skrytobójstwo…
Patrząc na to na chłodno – to kompletna bzdura. smierć sikorskiego pewnie rzeczywiście była na reke aliantom i Rosjanom, ale tez bez przesady – gdyby nie zginął, wiele by to nie zmieniło. Naprawde, Churchill czy Stalin nie takich ludzi ignorowali. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie na przykład, wzruszyli ramionami mimo próśb o pomoc. Stac ich więc było na ignorowanie Sikorskiego i jego próśb o zbadanie Katynia. A mówiąc prościej – przy zamachu na szefa rzadu sojuszniczego ryzyko kompromitacji jest duzo wieksze niz potencjalne zyski. O wiele prosciej dla Anglików np. wesprzeć takich polityków polskich, którzy działaliby zgodnie z ich interesem. Reasumując – do tezy zamachu w G. podchodze tak, jak do religii. Na razie wszystkie racjonalne dowody przemawiaja przeciwko istnieniu bogów. jesli jednak pojawi sie jakiś wiarygodny dowód na ich istnienie – natychmiast zmienie zdanie.
Ciekaw jestem co byś uważał za dowód, że Sikorski zginął w zamachu? Dziura po kuli w głowie? Zeznania świadków, którzy już od dawna nie żyją? Dane z archiwów, które rząd JKM utajnił na 100 lat? Obecny stan wiedzy daje jedynie poszlaki, ale poszlaki przekonujące, że nie działo się tam nic normalnego. I teraz tak – zobacz co się działo ze sprawą Kennedy’ego. Tam jesteśmy znacznie dalej. Tam mamy bowiem film Zaprudera, na którym każdy normalny człowiek widzi, że JFK dostał ostatni strzał z trawiastego pagórka, a nie z tyłu. Widać frunący w górę rozbryzg krwi i chmurkę popiołu z przodu głowy. Ale dla niektórych to ciągle za mało. Oglądałem dokument Discovery, w którym jakiś orangutan przekonywał przez pól godziny, że tak się zachowuje głowa człowieka, do której się strzeli z tyłu. Czyli nie było żadnego spisku, Oswald działał sam. Chcę przez to powiedzieć, że niektórzy ludzie nie przyjmą do wiadomości żadnych dowodów, bo z jakichś powodów nie są w stanie uwierzyć, że spiski jednak czasem mają miejsce.
Wracając do Gibraltaru. W każdej aferze spiskowej jest tak, że równolegle z rzeczywistymi działaniami następuje pozorowana akcja dezinformacyjna. Już w latach 50. CIA odkryła, że jedną z lepszych metod motania tropów jest puszczenie w obieg jakiejś z pozoru sensacyjnej informacji związanej z daną sprawą, by następnie
znaleźć dla niej racjonalne wytłumaczenie. I wówczas pada – no, widzicie, kolejny spiskowy bastion pada. Ile jeszcze trzeba będzie przekonywać, że to nie był spisek? W przypadku JFK mylenie tropów obejmowało wplątanie w akcję mafii (Jack Ruby), zasugerowanie „tropu kubańskiego” (dorabiany życiorys Oswalda), plus niepotrzebne rozdmuchiwanie kilku przypadkowych, nie mających związku ze sprawą wydarzeń (epileptyk na Dealey Plaza czy gość z parasolem, którym rzekomo dał strzelcom sygnał do strzału).
W przypadku Gibraltaru nie było inaczej.Jest w tej układance kilka ślepych tropów, pajęczyna, w którą dał się zamotać na przykład Tadeusz Kisielewski twierdzący pierwotnie, że głównym organizatorem był Stalin. Teraz powoli porzuca tę tezę. Wygląda na to, że prawdziwi organizatorzy zamachu na Gibraltarze świadomie włączyli do tej opowieści wątek sowiecki poprzez ściągnięcie tego dnia na Skałę ambasadora Majskiego. W efekcie żadnej ze stron nie trzeba było potem przekonywać, że sprawa nie może być ujawniona. Trwał wzajemny szach.
Czym najbardziej można przekonać niedowiarków, że to był zamach? Trzy punkty na początek. Skoro to był normalny wypadek, to dlaczego nie istnieją żadne zdjęcia Sikorskiego po śmierci, dlaczego nie przeprowadzono sekcji zwłok, dlaczego znaleziono Sikorskiego w samych majtkach, podkoszulku i jednym bucie? Przecież w interesie Anglików powinno leżeć szybkie wyjaśnienie całej sprawy. A mamy same niejasności. Druga rzecz – pisałem już w innym wątku, że największy w Polsce spec od wypadków lotniczych i aerodynamiki, profesor Maryniak przeprowadził jakieś 15 lat temu symulację tamtego feralnego lotu Liberatora i z całą pewnością ustalił, że samolot wodował, a nie spadł. Znane są parametry typu: wysokość na którą wzniósł się Liberator oraz długość lotu, więc można było przeprowadzić takie badania. Trzecia rzecz, najbardziej sensacyjna i spektakularna, czyli sprawa bransoletki córki Sikorskiego. Miała ją na dłoni 4 lipca około południa, co utrwalono na zdjęciach. Oficjalnie jej ciała nie znaleziono. Ale bransoletka jednak odnalazła się jakiś tydzień później… w hotelu w Kairze. Akurat tam odleciał z Gibraltaru ambasador Majski. Nie ma dobrego rozwiązania tego wątku poza założeniem, że Zofia Leśniowska nie weszła na pokład i została oddana Majskiemu, po czym jako źródło informacji wywieziona poprzez Kair do Moskwy. I w kairskim hotelu, w którym nocował Majski, próbowała dać sygnał, zostawiając bransoletkę. Zwrócę ci uwagę, że wywiady lubiły przejmować wrogie źródła informacji – przykładem amerykańskie służby, które wzięły pod skrzydła kilku nazistowskich zbrodniarzy, w tym najprawdopodobniej samego Himmlera i Waltera Schellenberga. Summa summarum, 4 lipca na Gibraltarze działo się tyle zaskakujących rzeczy, że przyjęcie, iż nastąpił tam spisek jest dla mnie znacznie bardziej naturalne niż trzymanie się jak pijany płotu tezy, że Liberator z Sikorskim jako pierwszy w historii samolot na tamtym lotnisku rozbił się, w efekcie czego wszyscy poza pilotem zginęli. To nawiasem mówiąc kolejny dowcip – słyszałeś kiedyś o katastrofie lotniczej, w której jedynym ocalałym jest pilot, znajdujący się w ciasnej przestrzeni, na samym przodzie impaktu? Powinny zostać z niego strzępy, a on miał jedynie zadrapanie na twarzy. I na deser kolejny żart – ten sam pilot, mimo że nigdy wcześniej tego nie robił, założył przed lotem kamizelkę ratunkową. Dlaczego? Przypadek, oczywiście. I jeszcze jeden przypadek – akurat w tej jednej podróży Sikorskiego nie uczestniczył Józef Retinger, mający dobre dojście do służb brytyjskich późniejszy założyciel Grupy Bilderberg. Ach, zapomniałbym o postaci Ludwika Łubieńskiego, który podpisał akty zgonu osób oficjalnie uznanych za zaginione. A Jan Gralewski? To jest dopiero człowiek-enigma, pod wieloma względami postać podobna do Oswalda. Problem tylko w tym, że 4 lipca na Gibraltarze było co najmniej trzech Janów Gralewskich, a przynajmniej osób podających się za niego.
Piotrze – strzelasz na oslep bez zastanowienia. Przytaczane przez Ciebie argumenty nie sa dowodami czy nawet poszlakami tezy, ze został przeprowadzony zamach. Np. to, ze pilot przezył. rózne rzeczy zdarzają sie w katastrofach – zaleznie np od kata uderzenia i jeszcze miliona innych czynników. Nie znam się na katastrofach lotniczych, ale widziałem juz wypadki drogowe, w których zginęło 10 pasażerów, a kierowca przeżył. I mozesz oczywiscie opowiadac, ze to niemozliwe… Podobnie z resztą argumentów – dlaczego np. nieistnienie zdjęc miałoby świadczyć o zamachu? Kurczę, nie wiem. A z bransoletka to jest troche tak jak z Elvisem – tysiące świadków widziało go po śmierci. Ja nawet gdzieś czytałem, że ktos widział córke generała żywą w Zwiazku Radzieckim w jakimś łagrze. Nawiasem mówiąc – co moze wiedziec córka zabitego generała, co przydałoby sie wywiadowi? No pomysl chwilkę… Zreszta ten argument świadczy akurat przeciwko tezie o zamachu – bo jak profesjonalne słuzby robia zamach, to dbaja o to, żeby nie było żadnych dodatkowych „tajemniczych” okoliczności np. nie porywają jednocześnie nikogo. Także bez sensu byłby udział pilota w spisku – po prostu podkłada sie bombe i wszyscy gina. Po co wtajemniczać kolejną osobę, która do tego ma ryzykować życiem?
No i kto w końcu miałby stać za tymi zamachami? Sowieci jednak nie – jak twierdzisz, bo byłoby to zbyt oczywiste. Brytyjczycy? I dokonuja tego na własnym terytorium pod nadzorem własnych służb specjalnych? Toż musieliby być megaidiotami. Przeciez byliby pierwszym podejrzanym. Polacy? Żart.
Sekcja zwłok wykazała, że Sikorski nie został zastrzelony ani uduszony i że doznał obrażeń głowy, żeber i nóg. Kropka. Pytam – proszę o podanie mi jakiejś innej katastrofy lotniczej, w której zginęli wszyscy pasażerowie, a pilot przeżył. Ironizujesz sobie z córką generała, a nie wiesz najwyraźniej, że ona była jednocześnie jego sekretarzem i powiernicą, przez co wiedziała _wszystko_ to co ojciec. Reszta myśli, które podałeś za bardzo pachnie mi Tebinką, żeby brać je na poważnie. Przewija się w nich domysł: no przecież to bez sensu, żeby robić lipne wodowanie i zabijać Sikorskiego na terytorium UK, lepiej byłoby odpalić bombę nad oceanem. Tymczasem nie jest to bez sensu, wręcz przeciwnie – przeprowadzenie cudzymi rękami zamachu na terytorium, nad którym mamy pełną kontrolę, po czym zasugerowanie winy innych, to całkiem logiczna konstrukcja. Toż pisałem, że próbowano wcześniej dwóch różnych wariantów: zablokowania silnika i bomby na pokładzie. Obie próby zamachu nie wypaliły. Kisielewski szczegółowo to opisuje. Nawiasem mówiąc, Brytyjczycy próbowali w podobny sposób – za pomocą kwasu w silniku – wyeliminować w pewnym momencie De Gaulle’s, tyle że ten kwas zbyt wcześnie przepalił instalację i w efekcie samolot w ogóle nie wystartował. To już oficjalnie podawana informacja, pisze też o tym Kisielewski. Dla ustalenia uwagi, podam w skrócie moim zdaniem najbardziej prawdopodobny scenariusz wydarzeń: organizacja zamachu i ochrona całej operacji – Brytyjczycy, średni szczebel służb specjalnych. Być może Churchill nic o tym nie wiedział albo zapowiedział, że nie chce wiedzieć. Żaden pisemny rozkaz oczywiście nie został wydany. Wykonanie: Polacy pracujący dla służb brytyjskich. Potencjalni kandydaci: Miodoński, Drzewicki, Suchy plus kilka innych nazwisk są opisywani w literaturze. Wszyscy działali w poczuciu, że służą patriotycznemu celowi, bo Sikorski swoją działalnością „niweczył trud wojenny”. Co by mnie przekonało, że zamachu nie było? Zaskoczę cię, bo odpowiedź na to pytanie jest banalna: odtajnienie brytyjskich akt. Pokazanie wszystkich zarekwirowanych zdjęć i filmów kręconych na Skale 5,6 i 7 lipca 1942 roku. Brytyjczycy utajnili to wszystko na równe 100 lat, czyli do czasu, gdy na pewno żaden z uczestników i świadków nie będzie już żył. Dzisiaj żyje jeszcze może ze dwóch Mirandczyków, którzy byli wówczas na Gibraltarze, ale w 2043 roku wszyscy będą już przebywać na łonie Abrahama.
W przypadku Sikorskiego badano jeszcze toksykologie – i wyszło, że nie został otruty. co więcej – jego obrażenia miały byc typowe dla ofiar katastrof komunikacyjnych. teraz dopiero kropka. Pytanie w takim razie: jak go zamordowano? Skoro samolot według ciebie „wodował”, a nie uderzył w wodę, to chyba ktos musiał podejść do niego i walić jego głową w ścianę kabiny, bo innego rozwiązania nie widzę. Jesli chodzi o córke – owszem, była jego sekretarka. Ale to nie oznacza bynajmniej dostepu do wszystkich tajemnic wojskowych, np. plany operacyjne i inne dane wojskowe sa ścisle tajne i do nich jak przypuszczam nie miała dostepu. Argument, ze cos pachnie kims jest oczywiście kompletnie bez sensu w dyskusji, bo nie wnosi niczego istotnego. mógłbym skontrować, ze Twoje tezy „pachną Irvingiem” – tylko co z tego ma wynikać? Ach, bajdełej – pieknie wstawione „dla ustalenia uwagi” – gratulacje!
Jesli chodzi o odtajnienie wszystkich akt – zdziwisz sie, ale jest to dla mnie dokładnie taki sam argument, czyli wtedy mógłbym zmienic zdanie. Ale póki to sie nie stanie – nie ma powodów, zeby uwierzyc w wersje o katastrofie. I tu jest – nawiasem mówiac – główna róznica miedzy naszym mysleniem. Jesli nie ma wiarygodnych dowodów na zamach (a na razie nie ma niczego prócz jakichs niejasności i domysłów), to ja przyjmuję rozwiazanie najprostsze, a Ty – budujesz sobie wersje na podstawie domysłów i ekstrapolacji. To mniej wiecej tak, jakbysmy stojąc na przystanku i nie widząc nadjeźdżającego autobusu snuli przypuszczenia na temat tego, co sie z nim stało. Ja mówie: pewnie sie spóźnia, a Ty – pewnie wybuchła bomba i rozwalili go w zamachu. Oczywiście obie wersje sa mozliwe, ale póki nie ma dowodów na zamach – racjonalnie jest przyjąc tę pierwszą.
A tak nawiasem – utajnianie akt to nie jest jakis szczególny przypadek. Brytyjczycy maja taki, moim zdaniem, bardzo dobry, zwyczaj i stosuja go dosyc często nawet w banalnych tematach. Szkoda, że jest to nieznane w naszym kregu cywilizacyjnym – nie mielibysmy wieloletniej jałowej dyskusji lustracyjnej na przykład. Po prostu – wszystkie akta otwieramy za 50 lat, kiedy juz nikt z ich bohaterów nie zyje – i wtedy wiadomo, ze służą one historykom, a nie bieżącej walce politycznej. no ale cóz – Brytole maja demokrację od 300 lat, my od 20.
Twoją metaforę z autobusem nieco bym zmodyfikował. Stoimy dwie godziny na przystanku i nie nadjeżdża nic. Godzina 17:00, Jerozolimskie, a tu pustka, ani jednego samochodu. Ja na to – zapewne był wypadek i zamknęli ulicę. Ty zaś kpiąco: a tam, wszędzie widzisz spiski, to z całą pewnością przypadek, po prostu nikt nie skręca w Jerozolimskie z Jana Pawła i dlatego są puste. Mniej więcej tak odbieram twoje stanowisko w sprawie Gibraltaru. Co się dokładnie zdarzyło w samolocie, tego oczywiście nie wiem. Nie wiedzą tego badacze, jedynie snują hipotezy, z których część zweryfikowała ekshumacja. Nie jest jednak tak, że Baliszewski – co sugerują niektórzy – to oszołom. Człowiek poświęcił 15 lat życia na badanie sprawy, ma największe spośród historyków archiwum na temat Gibraltaru i wie najwięcej na ten temat.
Pisałem kilkakrotnie, ale najwyraźniej tego nie przyswoiłeś – nie ma jasnego dowodu, że to był zamach, są jedynie poszlaki. Ale też wersja oficjalna nie potrafi wyjaśnić tak wielu aspektów tej historii, że jest moim zdaniem bardziej karkołomna od hipotezy spisku. Mówiąc jeszcze inaczej, nagromadzenie dziwnych wydarzeń w okolicach lipca 1943 roku na Gibraltarze jest tak ogromne, że nawet niedowiarkom powinno dać do myślenia. Jeśli ktoś chce wierzyć, że to był ciąg przypadków, jego sprawa. Dotychczas każdy człowiek, z którym dyskutowałem na ten temat, przyznawał, że „sprawa jest dziwna, aczkolwiek niewyjaśniona”. I zgoda.
Podczas ekshumacji wspomnianej trójki ofiar dowody raczej się nie znajdą. Najprawdopodobniej okaże się, że najbardziej zmasakrowany był Ponikiewski. Według zeznań świadków, wyglądał jak worek kości. ale ciekawe jak to opiszą medycy. Dowód, poza archiwami brytyjskimi, może moim zdaniem spoczywać w mało eksponowanym grobie na Gibraltarze i nazywa się Jan Gralewski. Jeśli okazałoby się – co byłoby zgodne z kilkoma relacjami – że ma kulę w głowie, to stałoby się to samo, co z wersją, że Oswald strzelił 3 razy do JFK ze składnicy książek. Tyle że pisząc o Gralewskim znów bym opisywał konkretne wydarzenia, a ty byś je ripostował czymś w stylu, że mnożę domysły. Więc lepiej rozejdźmy się w pokoju i następnym razem wrócimy do ciekawszych tematów.
Niech więc Ci będzie – sprawa jest dziwna i pewnie nie wszystko w niej zostało wyjaśnione, ale jak sam w końcu przyznałeś – nie ma żadnych dowodów na zamach. Więc póki jakiegoś nie zdobędziesz – sorki, ale nie kupuję „pokręconej” teorii o zamachu, tym bardziej, że ten scenariusz byłby jeszcze dziwniejszy – vide moje pytanie, jak w takim razie Sikorski został zamordowany. Ale przykład z Jerozolimskimi jest błędny, nie zrozumiałeś w ogóle o co w tym chodzi. A chodzi o tzw. „brzytwę Ockhama”. Tłumaczę jeszcze raz: jeśli mamy do czynienia z dwoma możliwymi wyjaśnieniami pewnego zjawiska – prostszym, częściej wystepującym i drugim – bardziej skomplikowanym, które występuje rzadziej oraz jeśli nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby bezpośrednio na to drugie, to przyjmujemy rozwiązanie pierwsze. Dlatego jak idziesz do lekarza z katarem i gorączką, to przepisuje Ci aspirynę, a nie podejrzewa o HIV, który też może dawać takie objawy. Autobusy zazwyczaj nie przyjeźdżają, bo się spóźniają, a nie dlatego, że ktoś robi na nie zamach. Natomiast w Twoim przykładzie jest inaczej – zamknięcie ulicy jest właśnie tym prostszym rozwiązaniem, prostszą przyczyną, że od 2 godzin żaden pojazd nie jedzie Jerozolimskimi. Dlatego w opisanej przez Ciebie sytuacji wybrałbym dokładnie to samo uzasadnienie, co Ty.
Skoro zaczynasz mnie pouczać czym jest brzytwa Ockhama, to niechybny sygnał, że należy się ewakuować z tej dyskusji.
Ależ pouczam Cię tylko i wyłącznie z jednego powodu – ponieważ nie stosujesz tej zasady w swoim rozumowaniu.
Zestawmy ciągu dat: atak III Rzeszy Hitlera na ZSRS Stalina czerwiec 1941; koniec bitwy stalingradzkiej luty 1943… marzec-czerwiec 1943 wyklarowanie sytuacji wojenno-politycznej; lipiec 1943 śmierć Naczelnego Wodza WP i premiera legalnego (londyńskiego) rządu Polski – gen. W. Sikorskiego. – – – Widać wyraźnie, że do rzekomego wypadku lotniczego z gen. Sikorskim doszło po Katyniu, po przełomie w losach II WŚ pod Stalingradem, po rozmowach Brytyjczyków Churchilla z Rosjanami Stalina. (Teraz jasne, dlaczego defilada Zwycięstwa 'Londyn 1945′ odbyła się bez Polaków – Churchill i król Jerzy nie mogliby polskim pilotom spojrzeć w oczy). Die Politik ist eine…
Ciekawa dyskusja obu Panów, ale biorę stronę Micza, z kilku powodów: nie zgadzam się z ogólnym założeniem, które przyjmuje JK, która w ogólności brzmi mniej więcej tak: „teza o zamachu jest „pokręcona” pomimo wielu niejasności, a więc w nią nie wierzę (czyli de facto: wierzę w wypadek)”
To nieco pokrętne stosowanie przywołanej tutaj już „brzytwy Ockhama”, ponieważ w tym przypadku każe ona wybierać jedną możliwość POMIMO nagromadzenia dziwacznych faktów i niesamowitych zbiegów okoliczności, kosztem drugiej, na korzyść której te przemawiają. Otóż zamachy ZDARZAJĄ SIĘ. W tym konkretnym przypadku, w świetle olbrzymiej ilości znaków zapytania, wszystko rzec można o tezie zamachu, ale nie to, że jest „pokręcona”.
Teraz uwaga: badania Jerzego Maryniaka (notabene, Micz: to nie było 15, a chyba nawet dwadzieścia kilka lat temu, coś około roku 1991r), dowodzą tego, że samolot wodował. Innymi słowy – nie spadł. Czyli – coś innego niż przeciążenie, wypadek, spowodowało obrażenia. Nikt do tej pory tych badań nie podważył.
JK domagasz się dowodów, wtedy uwierzysz. No ale w co tak na prawdę uwierzysz? Hipoteza o zamachu, w tym konkretnym przypadku nie jest wizjami schizofrenika. Jej pojawienie się wynika z przesłanek. Wielu przesłanek. Nie jest nieracjonalna, co próbujesz zarzucać.
Więc może odwróćmy – mówiąc o tej sprawie, absolutnie nie uprawnionym jest całkowicie stanowcze twierdzenie, że był to wypadek. Ponieważ niejasności nie zostały rozwiązane. Dopóki tak jest dopóty, wersja o zamachu nie będzie „pokręcona”.
Co do prof Maryniaka, to napisałem, że „około”. Moim zdaniem było to w okolicach 1995 roku. Mniejsza z tym. Faktem pozostaje, że profesor był najbardziej znamienitym badaczem wypadków lotniczych w Polsce. To on badał wypadki IŁ-ów. Analiza Maryniaka w stosunku do Liberatora streszczała się do tego, że w przypadku blokady sterów samolot spadłby jak kamień do wody. Znalazłby się w wodzie w innym miejscu niż był (600 metrów od brzegu), poza tym całkowicie by się roztrzaskał podczas impaktu. Tymczasem wiemy, że przez około osiem minut utrzymywał się na powierzchni.
Kisielewski w „Zamachu” opisuje, że po raz pierwszy przedstawiona została przez Maryniaka w 1992r, w programie Baliszewskiego.
Opis sekcji Ponikoiewskiego znajduje się tutaj: https://wiadomosci.onet.pl/nauka/nieznana-przyczyna-zgonu-adiunkta-w-sikorskiego/xmt71