Każdy interesujący się śmiercią generała Sikorskiego wie jak ważną rolę w gibraltarskiej łamigłówce zajmuje postać polskiego kuriera Jana Gralewskiego.
Ta enigmatyczna postać stanowi centralny fragment gibraltarskiej układanki. Przeczytałem właśnie książkę jego byłej żony, Alicji Iwańskiej, będącą zbiorem wojennych zapisków. Gralewski wyruszył pod koniec lutego 1943 roku z Warszawy do Hiszpanii w celu przetrasowania drogi dla kurierów. Podczas podróży pisał krótkie, quasi poetyckie spostrzeżenia o otaczającej go rzeczywistości. Z lektury książki wynika, że ten facet totalnie nie kontaktował, co się dzieje i gdzie przebywa. Była wojna, mordowano ludzi, a ten delikwent pisał o szarościach wierzb i o samotnych gwiazdach płynących przez bezmiary Wszechświata. Nie dziwię się, że ktoś podjął decyzję, żeby agenci komanda wysłanego na Gibraltar podszywali się właśnie pod niego. Nagle w maju Gralewski z niewiadomych powodów trafił do obozu koncentracyjnego w Hiszpanii. Zupełnie się tym nie zdziwił, przywykł. Prawdopodobnie osadzenie go tam i następnie wysłanie statkiem do Gibraltaru miało jakiś sens. Po przybyciu do Skały siedział w koszarach i dalej pisał o swoich wewnętrznych przeżyciach. Najdziwniejsza jest ostatnia notka, pochodząca z 4 lipca, w której nieszczęsny Gralewski cieszy się, że osiągnął takie tempo życia, że uniemożliwia ono autorefleksję. Chciał do tego kiedyś wrócić, gdy będzie stary. Notka została napisana o 6 wieczorem, nie ma w niej słowa o spotkaniu z Sikorskim, podczas gdy według oficjalnej wersji Gralewski rano został przedstawiony generałowi i wówczas zapadła decyzja, że polecą razem. Wieczorem Gralewski już nie żył – czy zginął zastrzelony na pasie startowym jak chce jedna z wersji (ale wówczas musiałby się spotkać z podszywającym się pod niego zabójcą), czy załatwiono go w koszarach, to na razie nie do ustalenia. Za tym drugim świadczy fakt, że pochowano go na Gibraltarze, co było rzekomo zgodne z jego ostatnią wolą – czyli nie zginął nagle, ale zapewne w wyniku egzekucji. Po przeczytaniu książki Iwańskiej wiem natomiast jedno – jej mąż był idealnie wybraną ofiarą, do samego końca nieświadomą swojego losu.
We wrześniu 2011 r. zdecydowano o przeniesieniu śledztwa gibraltarskiego z Katowic do Warszawy. Tak po cichutku. Tymczasem okazuje się, że decyzja zapadła zaraz po tym jak prokurator Ewa Koj zleciła ekshumację Gralewskiego (na zdjęciu z 1939 r. na dachu paryskiej katedry Notre-Dame). Ktoś najwyraźniej stwierdził, że dosyć tego odkopywania trupów i postanowił ukręcić sprawie łeb. Szkoda, że na początku 2011 r. przeprowadzono niepotrzebną ekshumację trzech innych oficerów, którzy zginęli w tej katastrofie. Trzeba było od razu po Sikorskim zabrać się za Gralewskiego, wówczas medialni krzykacze nie zdążyliby jeszcze podnieść larum. Każdy interesujący się tą sprawą wie, że na 95% w gibraltarskim grobie spoczywa ciało kogoś innego niż prawdziwy Jan Gralewski albo on sam, tyle że z kulą w głowie. Tymczasem otwarte umysły, poszukiwacze Nieznanego oraz miłośnicy teorii spiskowych raz jeszcze przegrali starcie z konserwą.
Artykuł o szczegółach wstrzymania ekshumacji Gralewskiego
Źródło grafiki: Siła złego: rzecz o Gibraltarze
Ci ludzie sami też pewnie nie wiedzą, ale nie chcą, żeby inni mieli szanse poznania Prawdy,
Dla mnie fascynujące jest jakie tryby musiały zadziałać, żeby dosłownie w ostatniej chwili odwołać tę ekshumację. Kto wysłał owych trzech typów, którzy zabrali Koj akta sprzed nosa? Każdy, kto się tą sprawą interesuje, _wie_, że w przypadku Gralewskiego na 99,9% nie byłoby obrażeń charakterystycznych dla katastrofy komunikacyjnej. Natomiast gdyby 0,01% się sprawdził, można by oficjalnie zakończyć badanie tej sprawy i uznać cud: tak, to jednak był wypadek.
Podstawowe pytanie jakie się w takich momentach pojawia: kto zyskuje na takim rozwiązaniu? Czy chodzi tylko o czas? Czy już pozamiatano pod dywan i nikt nie będzie tego wywlekał? Takie szybkie zamykanie sprawy imho najłatwiej wytłumaczyć działaniem służb specjalnych;-) Pojawiają się panowie w ciemnych okularach i mówią – przejmujemy sprawę? – wiem za dużo filmów się naoglądałem;-)
Moim zdaniem wszystkie czynniki oficjalne (czytaj: rządy) zyskują na takim rozwiązaniu. No bo co biedaczek Sikorski (Radosław) miałby zrobić, gdyby potwierdziło się, że Sikorskiemu (Władysławowi) exit na tamten świat zafundowali Brytyjczycy? Napisać jakąś notę protestacyjną, wygłosić oświadczenie, zerwać kontakty z Londynem? Gdyby okazało się, że ruscy, to jeszcze gorzej. Natomiast, gdyby Polacy, to może przynajmniej trzeba by zmodyfikować intensywność obchodzenia narodowych rocznic. Co do panów w ciemnych okularach, to z tekstu wynika, że wysłał ich najprawdopodobniej aktualny prezes IPN, zestrachany o stołek po nagonce GW i Polityki. Moje pytanie jest inne: kto mu kazał wykonać to w tak ekspresowym trybie?
Hmmm… sprawa wydaje się poboczna z punktu widzenia meritum ale skoro wydano juz pieniądze to faktycznie szkoda że nie zrealizowano tego co zamierzono.
No więc właśnie. Do zarzynania sprawy oddelegowano dwie tęgie głowy, nadające z łamów Polityki i GW. Paradowską pozostawiam bez komentarza, ale kolega Adam Leszczyński pilnie domaga się komentarza. Niegdyś pisał lamerskie recenzje gier w Biuro Komputer i robił relacje z Gambleriad, obecnie udaje publicystę. Jego atak na fakt wydania na ekshumację i badanie Sikorskiego pół miliona złotych, to jedna z bardziej żałosnych tekściarskich eskapad ever. Nie wiem czy mu kazali, czy on tak sam z siebie. No, po prostu należy oczekiwać, że zaraz legendarny Henryk Tur zacznie się wypowiadać na temat podróży człowieka na Marsa, skoro Leszczyński zabiera głos w sprawie Sikorskiego.
Obecnie sytuacja wyglądała tak, że owe 3 dni przed ekshumacją Gralewskiego nie dawało się już zaoszczędzić żadnych pieniędzy, nie dało się nic zrobić lepiej. Wydano na to 14,000 PLN. Można było tylko nie dopuścić do wykonania tego, co działający legalnie prokuratorzy zaplanowali z dwurocznym wyprzedzeniem. I uczyniono to. Nie da się znaleźć innego argumentu na to dlaczego tak zrobiono, niż strach przed prawdą.
Sprawa Gralewskiego nie jest podoczna. To najciekawsza postać, jaka tamtego dnia była na Gibraltarze, być może klucz do całej zagadki. Czy to on spoczywa w grobie? Tego nie wie nikt.
Na marginesie celem informacji podam ,że max czas utajnienia czyli 100 lat wg brytyjskich przepisów akt archiwalnych tyczy tylko akt karnych i lekarskich . Zresztą w przypadku badań naukowych jednostkowo można wnosić o pominiecie tejże. Zwykły czas utajnienia to x + 35 lat . Jak w przypadku akt głównych Sikorskiego . Zatem nie przystoi to …historykowi.
Maryniak nie robił ekspertyzy ( jak wiemy co znaczy to słowo ) była to analiza lotu a robił ja Goetzendorf – Grabowski. Maryniak sygnował. Na marginesie nie oparł się w tejże na jakichkolwiek dokumentach sensu largo.
A co do tych dwóch świadków ( z RAF ASR no 71 oraz z UTP )to odnalazłem ich już w roku 2010 bowiem sprawą katastrofy poświęciłem ponad 20 lat .
Śmieszą mnie wszystkie doniesienia w sprawie wypadku , na dodatek debity z debitów . Przerażające jest jednak to, iż biorą udział w tej ” hucpie narodowej ” …naukowcy. Chyba bowiem … noblesse oblige szczególnie dla własnego nazwiska .
Gralewski i Iwańska byli niezależni intelektualnie. Swobodni obyczajowo. Nie kryli się z tym, że żyją ze sobą, choć przecież ślubu nie mieli. Wielu gorszyli, ale wielu też uznawało, że w końcu po pierwsze są dorośli, a po drugie jest wojna, więc kto by sobie sakramentalnym „tak” głowę zawracał, jeśli w każdej chwili może zginąć. Z zasady mieszkali osobno, ale byli w ciągłym kontakcie. To on zaproponował w końcu ślub – ze względów praktycznych. „Jeżeli mnie złapią, zaaresztują, wywiozą – nie będziesz mi mogła nawet oficjalnie pomagać” – tłumaczył Alicji i właściwie trudno było nie przyznać mu racji. Ślub wzięli 18 stycznia 1942 r., nie kryjąc zresztą od samego początku, że będą małżeństwem otwartym na nowe doświadczenia, dającym sobie swobodę, ale właśnie z tej swobody i wolności czerpiącym siłę. Pod koniec tego roku Gralewski wyruszył w swoją pierwszą podróż kurierską. Alicja spotkała się z mężem po raz ostatni w końcu stycznia 1943 r. Jan 8 lutego wyruszył w swą ostatnią podróż kurierską – że będzie ostatnia, nie wiedzieli ani on, ani ona.