Lokalni ludzie mówią o ponurej tajemnicy sprzed 10 tysięcy lat ukrytej w tej niedostępnej okolicy. Chińskie Roswell? To zbyt banalne porównanie.
Bayan Har Shan pozostaje jednym z najbardziej niedostępnych rejonów Chin, blisko granicy z Tybetem. Tamtejsze góry sięgają od 2 do 5 tysięcy metrów. Występują tu wieczne śniegi. Przyroda jest dzika, a ludzkie osiedla bardzo nieliczne. Zbocza północe są łagodne, południowe zaś opadają stromo ku dolinie rzeki Jangcy. To miejsce do którego, podobnie jak w niedostępne regiony Syberii, zapuszczają się jedynie śmiałkowie. Sam wielki Lovecraft mógłby tutaj umiejscowić swoje „W górach szaleństwa”.
W dziesiątkach publikacji internetowych ów region określany jest mianem Baian-Kara-Ula. Pisząc ten artykuł, nie udało nam się ustalić czy jest to starożytna nazwa Bayan Har Shan, czy po prostu nazwa nieprawdziwa, bezmyślnie powielana metodą „kopiuj i wklej”.
W każdym razie w latach 1937–38 ekspedycja dowodzona przez archeologa z Chińskiej Akademii Nauk w Pekinie próbowała znaleźć schronienie w wysokim paśmie owych gór. Badacze przypadkowo natknęli się na całkiem dobrze wyposażoną jaskinię. Narzędzia z epoki kamiennej, pięściaki, resztki ognisk i setki zwierzęcych kości sugerowały, że kiedyś tliło się na tych terenach życie. Ekipa przechodząc dalej, dotarła do całej sieci jaskiń. Cześć z nich miała ściany o niezwykłej gładkości, jakby pokrytych szkliwem powstałym na skutek działania wysokiej temperatury. Całość tworzyła istny labirynt korytarzy. Niektóre z nich zdobiły naskalne inskrypcje. Na ścianach widniały rysunki przedstawiające Układ Słoneczny oraz połączone liniami nieznane układy gwiezdne. Badacze odkryli też kilka ułożonych w rzędzie grobów, zawierających dziwnie wyglądające szkielety, z których każdy mierzył około 120 centymetrów długości i miał nienaturalnie dużą czaszkę. Pierwszą myślą było, że to szkielety nieznanej małpy górskiej. Tylko co to za dziwne małpy, które grzebią swoich współplemieńców w jaskiniach?
Wraz ze szkieletami pogrzebanych miało być kilkaset kamiennych dysków. Każdy o średnicy około 30 cm, mający w środku otwór i wyryte na swej powierzchni nieznane hieroglify. Wiek znaleziska określono rzekomo na około 10 tysięcy lat p.n.e. Nazwano je kamieniami Dropa, od nazwy tajemniczego plemienia, przy których zostały odkryte. Bo o ile same dyski stanowiły i stanowią przedmiot debat, o tyle wydobycie wspomnianych szkieletów uchodzi raczej za fakt.
Wojenna pożoga usunęła niezwykle znalezisko na dalszy plan. Badania zawieszono, zaś znalezione dyski zostały umieszczone w magazynie. O całej historii zapomniano na kolejnych dwadzieścia lat. W 1958 r. dyski Dropa miał wypożyczyć do badań tajemniczy Tsum Um Nui. Nie wiadomo kim był ani co dokładnie z nimi zrobił. W każdym razie niepotwierdzone relacje donosiły, że Tsum rozszyfrował zawarte na dyskach inskrypcje, donoszące rzekomo o katastrofie pozaziemskiego pojazdu około 10 tysięcy lat temu.
Od tego czasu dyski miały się pojawiać w różnych muzeach. Pisały o nich gazety, zwłaszcza niemieckie. Pisał o nich Erich von Daniken w robiących furorę „Rydwanach bogów”. Badać je również mieli uczeni radzieccy, którzy odkryli w nich kobalt, chrom, molibden i inne rzadkie pierwiastki, nie występujące w takiej konfiguracji w naturalnych warunkach. Jednak po 1990 r. wszelki ślad po dyskach zaginął.
Dzisiaj nie wiadomo czym były dyski Dropa. Mitem? Sfabrykowanym świadectwem? Ale w jakim celu? Fakt, że obecnie nie posiadamy ani jednego egzemplarza nie przekreśla tego, że przez lata o nich pisano. Są ludzie, którzy do twierdzą lub twierdzili, że widzieli je w latach 70. w chińskich muzeach. A dziwaczne szkielety z jaskiń? Znaleziono z tuzin wyjaśnień dla ich szokujących kształtów, od promieniotwórczości po nietypową dietę.
Gdy już się wydaje, że chwytamy Nieznane za stopę, ono znów się wyślizguje.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Wioska karłów istnieje naprawdę. Znajduje się około stu kilometrów od gór Baian-Kara-Ula. Mimo że Chiny stają się bardziej otwarte, cały ten obszar, włączając wioskę, pozostaje zamknięty dla cudzoziemców.
W listopadzie 1995 roku sieć Associated Press oznajmiła, że 120 „karłowatych istot” zostało odkrytych w prowincji Sichuan, w tak zwanej „Wiosce Karłów”. Najwyższa dorosła osoba w tej wiosce mierzyła ok. 1,15 m wysokości, a najniższa 63,5 cm. Niektórzy sceptycy poddają w wątpliwość doniesienia AP, jednak jest to weryfikowalne. 9.11.1995 roku niemieckie pismo „Bild” opublikowało raport zatytułowany „Das Dorf der Zwerge – Umweltgifte Schuld?” („Wioska Karłów – wina zanieczyszczenia środowiska?”).
Myślę, że oni się nie rozbili, tylko wylądowali i w jakimś znanym sobie celu zmieszali się z ludźmi. Z żadnego fragmentu tego tekstu, poza stwierdzeniami o tym, że miała tam miejsce domniemana katastrofa, nie wynika, ze była to katastrofa. Gdyby takowa miała tam miejsce, to pewnie załoga zdążyłaby umrzeć, zanim przekonałaby miejscową ludność do swoich pokojowych intencji.
STEK BZDUR:-) „Są ludzie, którzy do twierdzą lub twierdzili, że widzieli je w latach 70. w chińskich muzeach.” Pewnie że są, do dzisiaj możecie iść do muzeum i takie dyski zobaczyć, a nazywają się one „bi” i były dość powszechne w Chinach:) Widziałem na ten temat program na kanale (pseudo) History, tylko że oni, w przeciwieństwie do Was, starając się zachować pozory rzetelności, wspomnieli o bi. Pozdrawiam i życzę edukacji:)
https://pl.xcv.wiki/wiki/Bi_(jade)
Mi sie wydaje ,ze chinczyki ze swojej wstydliwosc zsylali tam ludzi niskoroslych . A w ufo wierze ,ze gdzies tam jest.tyle wiara …ale rozsadek podpowiada ,ze zbyt duzo skomplikowanych zbiegow okolicznosc musialo by nastapic (jak na ziemi) zeby gdzies cos drugiego takiego moglo zaistniec.moze obserwuja nas dawni mieszkancy ziemi z bezpiecznej odleglosci i badaja czy bedziem tak glupi jak oni onegdaj i sami rozpirzymy statek na ktorym lecimy -ziemie…