Chcąc udowodnić jakąś tezę i mając stojące w sprzeczności z nią zeznania, wystarczy po prostu owe zeznania odrzucić. Komisja Warrena musiała wykonywać taki manewr wielokrotnie.
Zajmiemy się tutaj dwoma postaciami, mało znanymi, ale jednocześnie takimi, których zeznania wydają się układać w całość. Jednocześnie losy tych dwóch świadków są bardzo znamienne dla tego, co się działo w Dallas po zabójstwie prezydenta.
Na początek przyjrzyjmy się Richardowi Randolphowi Carrowi, urodzonemu w 1922 roku weteranowi II wojny światowej. Walczył pod włoskim Anzio, gdzie był jednym z nielicznych ocalałych z pogromu, jakiego Niemcy dokonali na jego batalionie. Ta siła przeżycia okaże się potem przydatna Carrowi również w czasach pokoju. Oto bowiem odnajdujemy go po wojnie w Dallas, gdzie pracuje jako robotnik budowlany. W dniu zabójstwa JFK przebywa w budynku przy Houston Street znajdującym się bardzo blisko Teksańskiej składnicy książek. Na szóstym piętrze tejże rzucił mu się w oczy stojący przy oknie, masywny człowiek w kapeluszu. Po tym jak padły strzały, Carr zbiegł na dół. W rozgardiaszu, jaki panował na Houston Street, zobaczył ponownie owego mężczyznę. Ruszył za nim i dostrzegł, jak ulicę dalej ów typ wsiada do samochodu typu Nash Rambler (na zdjęciu), którego kierowcą był człowiek o ciemnym kolorze skóry. Tyle zeznał Carr, jednak nie przed komisją Warrena, lecz już w trakcie późniejszego śledztwa prokuratora Jima Garrisona.
To, co się działo później z Carrem, wydaje się co najmniej równie interesujące. Najpierw zaczął otrzymywać telefony z pogróżkami. Zastosował się do nich i wyprowadził z Teksasu. Potem ktoś do jego samochodu podczepił dynamit, strzelał do niego snajper, aż wreszcie w Atlancie zaatakowało go nożami dwóch ludzi. Dźgnięty, zdołał przypomnieć sobie to, co robił w Anzio – i nie dość że przetrwał to niebezpieczne spotkanie, to jeszcze zdołał zabić jednego z napastników. W życiorysie Carra wystąpiło gargantuiczne nagromadzenie przypadków, a przecież był on tylko zwykłym robotnikiem budowlanym! Skoro zdołał przetrwać bezprecedensowy w historii pomór świadków w sprawie zabójstwa JFK z lat 1975-1979, żył dalej. Umiera we własnym łóżku dopiero w 1996 roku.
Nieco mniej szczęścia od Carra miał Roger Dean Craig. Pracował w policji Dallas. Jego całym nieszczęściem było twierdzenie, że jakieś 15 minut po zabójstwie JFK widział, jak tylnymi drzwiami składnicy książek wychodzi człowiek, który następnie pobiegł do czekającego na niego samochodu typu Nash Rambler. Człowieka tego zidentyfikował potem jako Lee Harveya Oswalda, gdy policja uznała go za oskarżonego o zabójstwo prezydenta. Co więcej, Craig zeznał jeszcze bardziej szokującą rzecz, a mianowicie jako jeden z pięciu policjantów, którzy jako pierwsi przeszukiwali szóste piętro składnicy książek, widział pozostawioną tam broń. Twierdził jasno, podobnie jak początkowo inny z policjantów, Seymour Weitzman, że znalezionym karabinem był Mauser 7.65 a nie Mannlicher-Carcano. Zeznawał przed komisją Warrena i uparcie powtarzał obie wspomniane rzeczy. Sędzia Warren odrzucił jego zeznania, a na Craiga spadł gniew przełożonych. Weitzman odwołał swe pierwotne zeznania i włos mu z głowy nie spadł, natomiast Craig w 1967 roku został wyrzucony z policji. I znów się zaczęło: w tym samym roku idąc parkiem, dostaje strzał w głowę. Na szczęście kula tylko drasnęła czaszkę. Cztery lata później jakiś samochód spycha jego wóz z górskiej drogi. Poturbowany Craig wylizuje się z ran. Znów do niego strzelają, potem wybucha silnik w jego samochodzie. Jest poważnie ranny, poparzony, ale wciąż żyje. Przyjacielowi mówi, że to wszystko robota mafii. Wreszcie w 1975 roku, wkrótce po publicznej emisji filmu Zaprudera, Craig zostaje odnaleziony z ranami postrzałowymi. Tym razem nie przetrwa. Werdykt koronera: samobójstwo.
Czytając relacje tych dwóch zwykłych ludzi, nie można oprzeć się wrażeniu, że łączą się one w całość. Wynika z nich, że niedaleko od Dealey Plaza zaparkowany był samochód, do którego wsiedli Oswald oraz ktoś jeszcze. Ilość prób zabójstwa, jakie spotkały potem tych dwóch nietypowych świadków, nie pozwalają myśleć o przypadkach. Stosowane wobec nich metody były czysto gangsterskie. Jeśli ktoś po pojawieniu się w całej sprawie Jacka Ruby’ego posiadał jeszcze wątpliwości, czy amerykańska mafia miała coś wspólnego z wydarzeniami z Dallas, po analizie historii panów Carra i Craiga nie powinien już ich mieć.
Źródło grafiki: conceptcarz.com
Czyli tercet Hoffa-Marcello-Giancana przy użyciu kiziorów w stylu Ferrie, Ruby czy Brading i cichym pozwoleniu CIA?
Hoffa moim zdaniem mógł podsunąć pomysł, ale w samej akcji nie brał udziału. Generalnie to co napisałeś jest bardzo bliskie mojemu postrzeganiu Dallas. Całą najbardziej prawdopodobną moim zdaniem sekwencję wydarzeń 22 listopada 1963 opiszę już wkrótce na Tungusce.