Pierwsze komputerowe gry role playing niewiele różniły się od papierowych starszych braci. Odnowił je właściwie jeden tytuł. Od jego powstania minęło już ponad ćwierć wieku!
Dotychczas miłośnicy przebijania się przez lochy mieli głównie do dyspozycji serie Wizardry i Ultima, korzeniami tkwiące w samych początkach ośmiobitowej ery. Teraz zafundowano im coś z zupełnie innej bajki. Napisany w słonecznej Kalifornii Dungeon Master, znany początkowo jako Crystal Dragon, ukazał się pierwotnie w wersji na Atari ST w 1987 r. Powstawał e firmie FTL Games przez ponad trzy lata, przechodząc ewolucję od gry przeznaczonej na komputery ośmiobitowe, do gry działającej wyłącznie na nowoczesnej szesnastobitowej platformie. Z tego punktu widzenia, był swego rodzaju ogniwem pośrednim pomiędzy obiema epokami. Dungeon Master rzucił nowe światło na cały gatunek RPG. Nic zresztą dziwnego, bo w końcu nazwa firmy, która go stworzyła tłumaczy się jako Faster Than Light (szybciej niż światło).
Program wykorzystywał perspektywę pierwszej osoby i zawierał elementy podkreślające realizm wydarzeń. Poruszając się po lochach, gracz musiał jeść, pić i odpoczywać. W trakcie peregrynacji napotykał stwory, które z czasem stały się standardowym bestiarium komputerowych RPG – wyposażone w miecze i tarcze szkieletory, owinięte bandażami mumie czy duchy. Ich animacja składała się z zaledwie kilku klatek, ale i tak wyglądały one jak żadne inne postaci z ówczesnych gier. W lochach można było spotkać oślizłe bestie wyposażone w mnóstwo gałek ocznych, zwane beholderami, które cztery lata później stały się inspiracją dla Eye of the Beholder. Do przebijania się przez mroczne zakamarki niezbędne były pochodnie.
To, co dzisiaj jest osnową praktycznie każdego współczesnego RPG, zostało stworzone właśnie w Dungeon Master. Miłośnicy Dungeons & Dragons otrzymali bodaj po raz pierwszy grę komputerową, w którą mogli się bawić bez zgrzytania zębami. Realizm pokazywanych wydarzeń był tym większy, że spotykane bestie przemieszczały się oraz atakowały z różnych stron. Ta najbardziej realistyczna w swoim czasie produkcja zdefiniowała kanon komputerowego RPG przynajmniej na dekadę.
Klony Dungeon Master zaczęły wypuszczać najróżniejsze firmy: od francuskiego Silmarils (Crystals of Arborea, a następnie Ishar), poprzez Mindscape (Captive), na Electronic Arts (Black Crypt) zakończywszy. Nawet europejski dystrybutor Dungeon Master, firma Mirrorsoft zachowała się niczym supermarkety, wstawiające na półki obok cudzych produktów swoje własne. Stworzony przez Mirrorsoft Bloodwych nie mógł się oczywiście równać z oryginałem.
Źródło grafiki: screenshot
odnosnie zarcia. pamietam, ze odnalazlem takie miejsce, gdzie co chwila respawnowal sie potworek, po jego ubiciu wypadal taki zielony polksiezyc. moze nie bylo to zbyt pozywne, ale mozna bylo zdobyc ogromne zapasy:) ale nic nie przebije udek ze szczura, ktore regenerowaly wiekszosc „punktow zarcia”:) jak juz skonczycie DM, to zanim usiadziecie do DM2, skonczcie kontynujacje jedynki czyli chaos strikes back. co wiecej, mozna w to grac swoja druzyna ktora skonczyliscie DM1. co do czesci drugiej – graficznie duzy skok naprzod, no i przede wszystkim otwarte przestrzenie, ale po skonczeniu jedynki (kilka razy), druga czesc nie robila juz na mnie takiego wrazenia. z crpg’ow dopiero przy might and magic 6 bawilem sie tak dobrze (a nawet lepiej)