Przejechałem zwykłym samochodem dość długi kawałek ruchliwej ulicy w środku miasta i choć byłem za kierownicą, to nie ja kierowałem.
Podobna przypadłość, choć nie zdarza się nagminnie, jest udziałem wielu ludzi. Ja po prostu zamyśliłem się nad czymś w trakcie jazdy. Nie byłem pod wpływem żadnych substancji, wręcz odwrotnie, świeży i wypoczęty z rana. Świadomość zajęła się analizą tematu zupełnie nie związanego z czynnościami jazdy. Oczy, choć zupełnie otwarte, zrobiły się niewidzące, przynajmniej dla świadomego umysłu. A więc kto prowadził?
Na pewno nie był to odruch wyuczony ani samoistny. Odruchem może być zapinanie pasów przed rozpoczęciem jazdy czy zerkanie we wsteczne lusterko przed manewrem. Odruch to krótkie instynktowne działanie lub reakcja, a ja choć nie bardzo pamiętam szczegóły, przejechałem ten odcinek drogi z wieloma urozmaiceniami. Zmieniałem pasy, aby wyprzedzić zawalidrogi. Zmieniałem biegi. Hamowałem, kiedy pojazd przede mną hamował. Stałem na światłach i ruszałem na zielonym. Wybierałem właściwą codzienną trasę skręcając tam gdzie trzeba. Mówi się czasami, że jeździmy na pamięć, ale przecież tutaj przez cały czas odbierałem szeroki zestaw bodźców, analizowałem je i reagowałem na nie. Podobnie jest w przypadku „hipnozy autostradowej”, kiedy pod wpływem monotonii długiej drogi, świadomość zaczyna uciekać w wewnętrzne rozważania, a mimo to kierowca jedzie dalej zupełnie poprawnie.
W takich wypadkach prowadzi wbudowany drugi pilot, którego zwyczajowo nazywamy podświadomością. Sama nazwa sugeruje, że podświadomość to coś „głupszego” w stosunku do świadomości, a jednak skomplikowany zestaw czynności potrzebnych do prowadzenia samochodu podświadomość wykonuje bez zarzutu. Z jednej strony fajnie, że mamy w głowach drugiego pilota, który może wkroczyć do akcji, kiedy ten pierwszy jest zajęty pracą koncepcyjną lub inaczej niedysponowany. Z drugiej trochę to straszne, bo jeśli podświadomość jest oddzielną, zajmującą się innymi zadaniami, nie podrzędną, ale w miarę równorzędną świadomością, to ten drugi pilot jest swoistym więźniem. Jak się strażnik-świadomość zagapi to więzień-podświadomość może sobie czasem przejąć stery. Kto wie, może potrzeba snu i marzenia senne są wyłącznie na użytek więźnia w naszym mózgu, żeby miał jakąś rozrywkę po dniu pełnym pracy na rzecz strażnika, żeby rozegrał sobie różne sytuacje po swojemu. Żeby krótko mówiąc w tym nierównym układzie nie zwariował.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Ty czlowieku dobrze wiesz, kto za Ciebie kierowal tylko sie wsydzisz przyznac albo nie jestes katolikiem kazdy z nas ma swojego Aniola stroza to On nam pomaga to jest prawda.
Jaki tam drugi pilot. Po prostu nie rozmyślałeś o jeździe, a o czymś innym. Przez co pamięć skierowana była raczej na rejestrację przemyśleń, a nie samej jazdy. To częste zjawisko. Wykonujemy różne rzeczy, jednocześnie myśląc o czymś innym.
Ja mam wrażenie, że z tym więźniem i strażnikiem jest na odwrót. Decyzje zapadają na poziomie podświadomości a nam się wydaje, że to nasz świadomy wybór.