W latach 50-tych amerykańscy naukowcy opracowali w ramach projektu Orion koncepcję silnika zdolnego rozpędzić duży statek kosmiczny do prędkości rzędu 10% prędkości światła.
Projekt rozpoczął się w roku 1958 w San Diego, kierowany przez jednego z weteranów projektu Manhattan, Theodora Taylora. Taylor pozyskał dla zespołu znanego fizyka teoretyka Freemana Dysona. Finansowanie zapewnione przez rządową agencję zaawansowanych projektów badawczych ARPA. Nieco wcześniej w tym samym roku została utworzona NASA, która od początku nastawiła się na napędy w postaci rakiet chemicznych, promowanych przez niemieckiego naukowca, Wernhera von Brauna. Taylor i Dyson wskazywali fundamentalne wady tej technologii, olbrzymie koszty, stosunkowo małą masę ładunku użytkowego w całej masie statku kosmicznego, na którą w większości składało się paliwo. Koronnym argumentem przeciw była jednak niezdolność rakiet chemicznych do zapewnienia podróży do innych planet i gwiazd.
Celem projektu Orion, było opracowanie napędu wykorzystującego energię atomową, który mógłby przyspieszać olbrzymie statki kosmiczne, zdolne do transportu 150 ludzi we względnym komforcie wraz z ładunkiem rzędu tysięcy ton. Kiedy przypominamy sobie rakietę Saturn V której lądownik zajmował sam czubek brzmi to zupełnie fantastycznie. Pomysł w swojej istocie zakładał wykorzystanie małych bomb atomowych do impulsowego rozpędzania statku. Bomby miały być detonowane za statkiem, energia wybuchu pchałaby płytę stanowiącą tylną część statku, która poprzez system amortyzatorów przekazywałaby energię dalej w porcjach tolerowanych przez ludzi, ograniczając przyspieszenie do zakresu między 2-4g. Rozważano różne projekty statków od orbitalnych o wadze mniejszej od 1000 ton, bo super statek o wadze 8 milionów ton. Ten ostatni mógłby być nową arką, na której mała populacja mogłaby opuścić Ziemię w obliczu globalnego kataklizmu. Maksymalna teoretyczna prędkość do której można by rozpędzić statek w kosmicznej próżni to jedna dziesiąta prędkości światła, osiągniecie tej prędkości byłoby możliwe przez ciągłe rozpędzanie się przez półtora miesiąca. Przelot do najbliższej gwiazdy, Alfa Centauri możliwy byłby w czasie około 44 lat.
Studium wykonane w ramach projektu Orion wskazywało, że statki kosmiczne z napędem atomowym są jak najbardziej możliwe do realizacji. Sam projekt został jednak zamknięty w roku 1964. Priorytetem dla USA był program Apollo, który zabierał fundusze wielu innym projektom. Orion przy wszystkich zaletach miał jedną zasadniczą wadę, nikt nie mógł zagwarantować, że przy ewentualnym nieudanym starcie setki małych bomb atomowych nie eksplodują, a żaden polityk nie wziąłby na siebie takiego ryzyka, bo nigdy nie wygrałby następnych wyborów. Dodatkowo lata 1960-te to czas traktatów ograniczających próby jądrowe, w myśl których testy z napędem jądrowym były nielegalne. Jeśli jednak kiedyś w przyszłości zaczniemy na poważnie myśleć o podróżach międzygwiezdnych, to trzeba będzie odkurzyć stare papierzyska i wrócić do pomysłu silników atomowych.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Dzisiaj liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo. Ciekawe po ilu próbach nasi przodkowie opanowali sztukę morskiej nawigacji, ofiar pewnie było mnóstwo ale jak widać ryzyko się opłaciło. Jeszcze w XIX wieku ówczesne autorytety twierdziły że loty samolotami nigdy nie będą możliwe, a wielu twierdziło wtedy że wszystko co najważniejsze i istotne już zostało wynalezione.Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Z takim nastawieniem to my chyba nawet na Marsa ludzi nie wyślemy. Jakby nasi przodkowie mieli taką motywacje to nigdy by z drzewa nie zeszli.