Podczas rozmowy Heinricha Himmlera z zoologiem Ernstem Schaferem padł pomysł zorganizowania ekspedycji naukowej do Tybetu. Był rok 1937, III Rzesza szykowała się do wojny.
Himmler nie krył swej fascynacji mitologią Dalekiego Wschodu. Dostrzegał w niej elementy, które chciałoby się przenieść do systemu kulturalnego Niemiec, wspierając dodatkowo ideologiczne fundamenty III Rzeszy, o czym już na Tungusce pisaliśmy. Mówiąc krótko, ideolodzy nazizmu szukali uzasadnienia dlaczego lud aryjski jest lepszy i wyżej usadowiony historycznie od innych. Liczyli zapewne na znalezienie jakichś mniej lub bardziej mętnych przesłanek lokujących korzenie aryjskie właśnie w Tybecie. Bardziej nieoficjalnie mówiono o chęci poszukiwania wunderwaffe – nadnaturalnej broni opierającej się na mistycznej sile Orientu zwanej w tamtych stronach Vril.
Oficjalnie ekspedycja w Tybet miała dostarczyć geograficzne, zoologiczne i botaniczne dane o tym regionie świata. Tyle że brzmi to śmiesznie, gdyż naziści nie organizowali wcześniej podobnych wypraw. Było jasne, że za tym musiało stać coś jeszcze. Chęć grabieży słabo pilnowanych artefaktów? Znalezienie jakichś mistycznych powiązań? Pewnie wszystko to po trochu oraz sporo więcej. Joseph Goebbels, mimo że był specem od dyplomacji, ujmował sprawę dość jasno: „To misja o politycznym oraz militarnym znaczeniu”.
Plany 28-letniego Schafera trochę się popsuły, gdy Japonia zaatakowała Mandżurię. Himmler wydał w tym momencie pozwolenie na udanie się ekspedycji do Indii, by stamtąd przedrzeć się do Tybetu. W kwietniu 1938 r. ekspedycja w końcu wyruszyła z Genui, zmierzając wprost do położonej w Indiach Kalkuty. Co prawda rządzący wówczas tym rejonem świata Brytyjczycy dowiedzieli się o Schaferze, jednak premier Neville Chamberlain nie zatrzymał ekspedycji, pozwalając jej działać.
Na początku kolejnego roku ekspedycja dotarła do stolicy Tybetu, Lhasy. Naziści spędzili w niej dwa miesiące, zdając drogą radiową meldunki do Berlina. Na zdjęciu widzimy jednego z nazistów podczas prezentacji autochtonom zasady działania kamery filmowej. Ekipa Schafera ruszyła potem w dalszą drogę, by po kilku miesiącach funkcjonowania, w kalkuckim klubie Himalaya oznajmić uroczyście zakończenie misji. Niemcy powrócili do Rzeszy dziwnym trafem tuż przed wybuchem II wojny światowej.
Dopiero po latach zaczęto odkrywać, że nie tylko o badania klimatu oraz fauny chodziło. Ostatnio na przykład naukowcy zaczęli się bliżej przyglądać przywiezionemu przez nazistów z Tybetu posążkowi znanemu jako „żelazny człowiek”. Przedstawiał on buddyjskiego boga Wajśrawanę i był zrobiony z kawałków meteorytu Chinga, który spadł na Ziemię ponad 10 tysięcy lat temu. Ta święta figurka, podobnie jak wiele innych artefaktów zostały najzwyczajniej w świecie zrabowane nie mającym doświadczeń w kontaktach z cudzoziemcami, łatwowiernym Hindusom.
Istoty Vril Schafer nie zdołał rozpracować. Po wojnie wyparł się związków z SS, twierdząc, że traktował tę organizację czysto instrumentalnie, chcąc jedynie zrobić w Niemczech karierę zoologa. Odznaczenia takie jak Żelazny Krzyż, to owszem przyjmował, ale bez szczególnego uniesienia. Trybunał w Norymberdze nie okazał chęci osądzania go. Schafer był następnie profesorem w Wenezueli, po czym powrócił do Europy. Kto wie czy jednak nie uszczknął na Oriencie jakichś tajemnych mocy, gdyż zmarł dopiero w 1992 r, jako jeden z najdłużej przetrwałych nazistów.
Źródło grafiki: info-buddhism.com
He he, hitlerowcy i botanika. To prawie tak jak Eskimosi studiujący zagadnienie lasów tropikalnych.
Najbardziej wpływowym przyjacielem okazał się Tsarong Dasa. Tsarong uzyskał to, co wydawało się niemożliwe – przedłużenie pobytu w Lhasie i zgodę na prowadzenie badań. Dało im to sposobność do sfilmowania obchodów Nowego Roku (tyb. Losar) i Święta Wielkiej Modlitwy (tyb. Monlam Czenmo). Zwłaszcza to ostatnie wywarło na nich niezatarte wrażenie. Na czas Święta Wielkiej Modlitwy władza nad Lhasą oddawana była w ręce duchownych z 3 wielkich klasztorów Gelugpy. Do miasta napływała nieprzeprana fala mnichów; rozpoczynały się dni chaosu, przemocy i terroru. Mnisi dopuszczali się grabieży, a nawet tortur. Co zapobiegliwsi arystokraci ukrywali drogocenne przedmioty i umykali z miasta przed pazernymi mnichami. Filmująca święto ekipa niemiecka obrzucona została kamieniami i jedynie dzięki tybetańskim ochroniarzom zdołała umknąć rozwścieczonej mnisiej tłuszczy.
Nieznana historia naszej błękitnej planety spisana została za pomocą dziwnych symboli na ścianach jaskini pod pałacem Potala i przechowywana w sekretnych miejscach w całym Tybecie. Historia ta znana była jedynie elitarnemu kręgowi lamów, którzy przekazywali ją innym w czasie sekretnych stadiów inicjacji.
Rampa i jego Przewodnik udali się w podróż do wnętrza góry Potala przez długie korytarze i sekretne drzwi, dochodząc do dziwnej mapy nieba wyrytej na jednej ze ścian jaskini. Jego przewodnik wskazał na symbole „gigantów i machin tak dziwacznych, że znajdowały się dosłownie poza moim pojmowaniem”. Wkrótce potem rozpoczął on wykład, który Kuan opisał w rozdziale „Kiedy Ziemia była młoda” (w książce „Doktor z Lhasy”). Była to historia obejmująca miliony lat historii naszej planety. Wiele eonów temu, Ziemia znajdowała się znacznie bliżej Słońca i obracała się w przeciwną niż obecnie stronę. W jej pobliżu znajdowała się bliźniacza planeta. Ponieważ dni były znacznie krótsze, ludzie żyli setki lat, a z racji mniejszej siły grawitacyjnej, ludzie, zwierzęta i rośliny osiągały duże rozmiary.
Ludzie nadzorowani byli przez grupę opiekuńczych istot pozaziemskich, „Ogrodników Ziemi”, którzy pojawili się na niebie w swych lśniących statkach – „rydwanach bogów”. Te wysoko rozwinięte istoty rozpoczęły jednak walki między sobą, powodując dewastację swej ziemskiej „kolonii”. Jedna z grup odpaliła bombę, która spowodowała przesunięcie Ziemi na kurs kolizyjny z jej bliźniaczą planetą. Przed kolizją, bogowie zapomnieli o kłótniach i pozostawili Ziemię samą sobie. Katastrofę tą przeżyło tylko kilka osób, bowiem wskutek niszczycielskich tsunami pod wodą zniknęło wiele miast zbudowanych przez super-rasę. Z setek wulkanów wydostała się lawa, jak i trujące gazy, które spowodowały, iż niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Kiedy wszystko skończyło się, a chmury rozstąpiły, ci którzy przeżyli ujrzeli, iż Słońce jak gdyby zmniejszyło się i wstawało na wschodzie, a nie jak przedtem, na zachodzie. Księżyc, który pojawił się na niebie wskutek kolizji, spowodował fale zalewające wybrzeża.
Ostatecznie Ziemia usadowiła się na nowej orbicie, a dni stały się dwukrotnie dłuższe niż przedtem. Nastąpiła epoka lodowcowa, w czasie której grupy ocalałych ludzi rozproszyły się po świecie. Wraz z biegiem lat osiedlali się oni w wioskach. Po upadku jednej cywilizacji, zaczęła powstawać druga. Używając zapisów pozostawionych przez super-lud, odbudowano miasta i pojazdy, w tym te latające.
Wkrótce potem raz jeszcze doszło do rozłamu i jeszcze raz użyto broni masowego rażenia. Biologiczna i nuklearna broń zmiotła z ziemi całe narody. Kilkoro mądrych kapłanów, z trwogi o przyszłość, spisało swą historię na złotych płytach i zamknęło je w kapsułach czasu w kilku odludnych regionach planety. Bali się, iż nowa broń może położyć kres ich całej cywilizacji. Światem wstrząsnęły raz jeszcze trzęsienia ziemi i tsunami, zaś Tybet, który leżał na nizinach, wyniesiony został przez tektoniczne siły na swą obecną pozycję. To właśnie w Tybecie owi kapłani ukryli swe kapsuły w zapomnianym mieście otoczonym przez lodowiec na wyżynach Chang Tang. Ci, którzy przeżyli ponownie cofnęli się do epoki kamienia i zapomnieli o „Złotym wieku”.