Na świecie przypadki wybuchających jezior miały miejsce w okolicach aktywnych wulkanicznie. Jest też stwierdzony i nie do końca wyjaśniony przypadek na Suwalszczyźnie.
Dwa znane przypadki wybuchu jezior miały miejsce w Kamerunie. 15 sierpnia 1984 wybuchło jezioro Monoun, a 21 sierpnia 1986 roku jezioro Nyos. W obu przypadkach do jeziora sączył się dwutlenek węgla wypychany pod ciśnieniem z głębi ziemi. Początkowo jezioro zachowywało się jak cola nalana do szklanki, ulatywały bąbelki, słychać było delikatny szum. Z biegiem czasu woda jeziora została wysycona CO2, potem nagle uwolniona została duża chmura tego gazu. Dwutlenek węgla jest gęstszy od powietrza, więc grawitacja skierowała go do pobliskich dolin, gdzie były miasteczka i wsie. Chmura gazu dusiła zwierzęta i ludzi, których napotkała po drodze, w odległości do 25 km od jeziora.
Aby doszło do wybuchu, potrzebne jest źródło dużej ilości dwutlenku węgla lub innego gazu, np. metanu. Gaz musi mieć warunki do rozpuszczenia się w wodzie i wysycenia jej, większa ilość gazu rozpuści się w zimniejszych dolnych warstwach jeziora, a takich jest więcej w jeziorach stosunkowo głębokich. Zapalnikiem wybuchu może być nagła zmiana temperatury wody na wyższą lub nagły spadek ciśnienia atmosferycznego, co powoduje gwałtowne uwalnianie się gazu, zasysania wody z dołu i erupcji.
W Polsce do wybuchu jeziora doszło 31 maja 1926 roku. W pobliżu miejscowości Stańczyki, znanej z bardzo widowiskowych wiaduktów kolejowych, znajdują się blisko siebie dwa jeziorka. Oba mają pochodzenie polodowcowe, lecz powstały w nieco inny sposób. Tobellus Duży jest typowym jeziorem rynnowym. Tobellus Mały jest kotłem wytopiskowym, podczas topnienia lodowca w ziemi zagrzebana była tu wielka bryła lodu, po której zostało małe, ale głębokie jeziorko.
To właśnie w Tobellusie Małym, w czasie wielkiej burzy, doszło do erupcji, która rozrzuciła po okolicy tony wody i błota. Prawdopodobnie powstałe w wyniku rozkładu roślin gazy rozpuszczone w dolnych partiach jeziora pod wpływem nagle obniżonego ciśnienia atmosferycznego w czasie burzy, zaczęły się gwałtownie uwalniać. Tak gwałtownie, że jeziorko na jakiś czas zniknęło, dopóki wody na powrót doń nie spłynęły. Ciekawe jest odosobnienie tego przypadku, bo przecież jezior tego typu jest w Polsce więcej. Skąd się uzbierało tyle gazu akurat w tym jeziorze i dlaczego tylko raz, a w innych nie, tego nie wiemy. Z braku lepszego wytłumaczenia kładziemy to na karb rzadkiego zbiegu okoliczności.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Stańczyki. Tak naprawdę są to zbudowane przed I wojną światową wiadukty kolejowe. Największe w Polsce mosty. Pomnik megalomanii i nieziszczonych marzeń. Do położonych w północno-wschodnim krańcu mapy Stańczyków jedzie się wąską ścieżką pośród drzew. Opodal są jeziora, pagórki i nagle w oddali wystrzeliwuje dziwaczny kształt czegoś przypominającego rzymskie akwedukty. Kiedyś podobno przejechała nawet tędy kolej.
Jak pisze Edward Stawecki w przewodniku ?Śladami rominckiego jelenia?: Nagle, po jednej z błyskawic potężny wybuch wyniósł pod niebo potężny słup wody i błota. Olbrzymie niejednokrotnie stutonowe pacyny błota rozrzucone zostały po okolicy w promieniu 200 metrów. Mniejsze spadły nawet na pobliskie zabudowania. Przestraszeni i zdezorientowani ludzie myśleli, że to wojna. Że Stańczyki zza pobliskiej granicy ostrzeliwuje polska artyleria. Sądzono, że trwający w owym czasie w Polsce konflikt wewnętrzny związany z przewrotem majowym Piłsudskiego wyszedł poza granice kraju.
Jeszcze przez dwa miesiące błoto utrzymywało sie na powierzchni wody, by 21 sierpnia ponownie osiąść na dnie. Przybyli na miejsce zdarzenia naukowcy z królewieckiego uniwersytetu ?Albertinum? orzekli, że w wyniku gwałtownego spadku ciśnienia z grubych pokładów jeziornego, nagromadzonego przez setki lat mułu uwolnił się łatwopalny gaz blotny zwany metanem. Jego podpalenie, czego skutkiem był wspomniany wybuch spowodowała iskra z wyładowania atmosferycznego. Przeprowadzone przez nich badania obaliły tym samym niedorzeczne spekulacje, co o wulkanicznego pochodzenie jeziorka.
Jestem bardzo ciekawy, kto wpadł na „genialny” pomysł ustawienia na moście kolejowym w Stańczykach latarni ! Latarni, których nigdy nie było. Zamiast torów- kostka, remont wykonany w sposób urągający zasadom!! Jest to własność prywatna ale jakieś zasady obowiązują. Koszmar.
Autor we wstępie pisze, o tym przypadku na Suwalszczyźnie. Jest to błąd, gdyż są to jeszcze tereny Mazur. Dawna granica państwowa do 1945 roku przebiegała kilka kilometrów od Stańczyk. Nieoficjalnie jest to granica między Suwalszczyzną a Mazurami, oficjalnie granica administracyjna między województwami Warmińsko-Mazurskim a Podlaskim. Tak więc Stańczyki to Mazury.
I jeszcze jedna sprawa, o ile mi wiadomo, choć nie byłem mocny z chemii czy fizyki, pierwszy raz słyszę, że dwutlenek węgla jest wybuchowy.
W tym przypadku wybuch dwutlenku węgla polegał na tym, że jego ciśnienie było bardzo duże i przewyższało ciśnienie atmosferyczne panujące nad taflą wody. Po prostu dwutlenek węgla bardzo szybko przedostał się spod dna jeziora ponad taflę wody a przy okazji zabrał ze sobą większość gleby, która stanowiła dno jeziora. Nikt nie pisze, że dwutlenek węgla zapalił się i wybuchł.
Stańczyki nie leżą na Suwalszczyznie ale na Mazurach. Historyczna granica kilka km od Stańczyk) do dziś jest czytelna np w postaci miedzy i kopców granicznych. Do 2 wojny światowej stanowiła granicę między Polską a Niemcami. Stańczyki były po niemieckiej stronie a więc po mazurskiej.