Zdjęcia z roku 1860, wydawałoby się pewne historycznie, nie zawsze prezentują faktyczną rzeczywistość. Czasem kryją w sobie większą lub mniejszą tajemnicę.
Przykładem jest klasyczny portret prezydenta Abraham Lincolna w pozie stojącej. Zdjęcie ikona, prezentujące postać w sposób dostojny, właściwy mężowi stanu, w sposób jaki miałby go zapamiętać następne pokolenia. Ten kadr od dziesięcioleci zdobi zarówno podręczniki szkolne, jak i publikacje historyczne. A jest tak prawdziwy, jak zdjęcia na okładkach współczesnych tygodników dla kobiet.
Twarz Lincolna pochodzi z portretu siedzącego, który wykonał fotograf Mathew Brady. Reszta ciała oraz wystudiowane tło, pochodzą z portretu senatora, a późniejszego wiceprezydenta Johna Calhouna. Człowieka majętnego, zapewne skupionego na własnym wizerunku. Aby podkreślić dziejową ironię sytuacji, dodajmy skrajnego nacjonalisty i obrońcy niewolnictwa jako „pozytywnego dobra”, na którym wzbogaciła się jego rodzina i jego wpływowi znajomi. Dziedzictwem Calhouna stała się rola fotograficznego postumentem dla popiersia Lincolna, który doprowadził do zniesienia niewolnictwa i był proponentem równych praw.
Nie tylko postać została złożona z dwóch różnych zdjęć. Retuszowi uległy również hasła na papierach leżących na stole. W oryginalnym zdjęciu z Calhounem widnieją napisy „rygorystyczna konstytucja”, „wolny handel” oraz „niepodległość stanów”. W wersji znanej powszechnie dzisiaj zamieniono je na „konstytucja”, „unia” oraz „proklamacja wolności”.
Fałszerstwo fotograficzne popełniono prawdopodobnie jak wszystkie dzisiejsze retusze, ponieważ brakowało odpowiednio dobrze wyglądającego zdjęcia prawdziwego. Potem ktoś odnalazł fotkę i weszła ona do obiegu na dziesięciolecia jako prawdziwa. Dzisiaj nikt się nie kwapi, żeby usuwać ja z publikacji, przyzwyczailiśmy się już chyba, że materiał fotograficzny przedstawia poprawioną rzeczywistość, a do oficjalnej wersji historii należy podchodzić z pewną ostrożnością.
Źródło zdjęcia: dailymail.co.uk