Rzadko zdarza się wypadek zyskujący taki rozgłos jak ten, który przydarzył się 13 września 1848 roku pewnemu amerykańskiemu 25-latkowi i który do dziś jest cytowany jako szczególny.
To był kolejny zwykły dzień z życia Phineasa Gage’a, robotnika kolejowego ze stanu Vermont w Stanach Zjednoczonych. Jak co dzień poszedł do pracy i zabrał się do wykonywania swoich obowiązków, które polegały, po części, na przygotowywaniu ładunków wybuchowych torujących drogę nowej linii kolejowej. Los chciał, że tego dnia nie wszystko poszło jak trzeba. Czy to za sprawą niedbalstwa czy też pecha jeden z ładunków eksplodował wyjątkowo niefortunnie dla Phineasa – mieciony siłą wybuchu kilkukilogramowy żelazny pręt metrowej długości przebił mu policzek, czaszkę, mózg, opuścił jego głowę z drugiej strony i pofrunął kilkadziesiąt metrów dalej. O dziwo Gage przeżył, a jego przypadek przyczynił się według niektórych do szybszego rozwoju neurologii; z drugiej strony stał się kanwą wszelkiego rodzaju opowieści mniej i bardziej niesamowitych.
To co wiemy o późniejszym życiu Phineasa Gage’a jest mieszanką faktów, nadinterpretacji oraz historii prawdopodobnie zmyślonych. Wiemy z pewnością, że dożył roku 1860 i że pracował jeszcze w kilku innych miejscach w USA a nawet wyemigrował do Chile, natomiast jak wyglądała jego codzienność jest do dziś przedmiotem dyskusji. Wiedza na temat uszkodzeń mózgu oraz czaszki, zwłaszcza tak ciężkich, była wtedy nikła, by nie powiedzieć żadna. Po części wynikało to z tego, że podobne wypadki zapewne kończyły się w 99% przypadków śmiercią (dziś statystyka nie jest lepsza), po drugie XIX-wieczny duch czasów, ostatniej epoki kiedy przesądy na taką skalę mieszały się jeszcze z wiedzą naukową, pobudzał naturalne skłonności ludzkie do fantazjowania.
Według różnych źródeł, po nadzwyczaj jak na tak ciężki wypadek krótkim okresie rekonwalescencji, Gage zaczął wykazywać wszelkie przejawy gwałtownej zmiany osobowości. Przypisuje mu się agresywne zachowanie wobec bliskich (co ciekawe Gage nigdy nie założył rodziny), alkoholizm, uzależnienie od hazardu, śmiałe zachowania seksualne. Informacje te pochodzą częściowo z plotek, a częściowo z raportów medycznych Johna Martyna Harlowa, lekarza, który opiekował się nieszczęśnikiem po wypadku. Według współczesnych badaczy Gage’owi, poza niewątpliwymi objawami fizycznymi takimi jak utrata wzroku w lewym oku oraz napadami padaczki (która to zapewne była przyczyną jego śmierci) nie da się przypisać ze stuprocentową pewnością żadnych szczególnych zmian w psychice a relacje o jego dziwnych zachowaniach należy traktować jako przesadzone. Z pewnością nie są jednak przesadzone opowieści o tym, że Gage próbował zdyskontować swoje nieszczęście – zachowały się plakaty reklamujące jego „występy”. Cóż, czasy były takie, że człowiek z dziurą w głowie, podobnie jak kobieta z brodą byli dla masowej społeczności po prostu odmieńcami.
Co tak naprawdę, w sensie medycznym, przydarzyło się Gage’owi? Pręt przebił przynajmniej jeden z dwóch płatów czołowych mózgu, czyli dokonał swoistej naturalnej lobotomii. Lobotomię, jako inwazyjną metodę chirurgiczną, zaczęto stosować dopiero w latach trzydziestych XX wieku, wątpliwe jest więc by wypadek Gage’a w jakikolwiek sposób przysłużył się nauce. A gdyby nawet tak było, przysłużyłby się negatywnie. Lobotomia jest dziś metodą nieuznawaną przez środowisko medyczne w wielu krajach na świecie i wygasła jako praktyka, a w Polsce jest zupełnie zakazana. Dzięki nowoczesnym technologiom wiemy też coraz więcej o tym za co odpowiadają płaty czołowe mózgu i nie musimy uciekać się do wbijania ludziom prętów w czaszkę. Przypadek Phineasa Gage’a, przy całej tajemniczości która go otacza, pozostaje jednak historią ciekawą, zanurzoną w klimacie czasów, w których przyszło mu żyć, niewątpliwie wart jest więc dalszej lektury.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Wpiszcie w gugla „hollow brain” a zobaczycie współczesnych ludzi z podobnym problemem. Żyją bez znaczących kawałków mózgu, tylko nie wszystkie funkcje działają jak należy.