Jest 10 października 2023 roku, pod praski dom podjeżdża policja, wywlekając ze środka człowieka podobnego do Mahatmy Gandhiego.
Mundurowi realizują element akcji o kryptonimie „Markiz”, uderzającej w podziemie pornograficzne. Kamienice na ulicy Jaselskiej w dzielnicy Praga 6 są wyjątkowo stylowe, odrestaurowane i czyste. Skutym i odstawionym do aresztu człowiekiem jest Andriej Anastazow, rocznik 1973, były redaktor czasopism o grach komputerowych, kolekcjoner, podróżnik, gracz, pionier w wielu dziedzinach, niekoniecznie związanych z ekumeniczną działalnością Gandhiego.
Pojmany dżentelmen zostaje dzień później zwolniony, jednak jego majątek, szacowany po przeliczeniu z koron czeskich na polską walutę na około 10 mln złotych, plus trzy nieruchomości, zostaje skonfiskowany, a paszport podejrzanego zatrzymany. Od tego czasu ma czekać grzecznie na kolejne terminy rozpraw, ale nie jest spokojny – w grudniu próbuje popełnić samobójstwo zażywając porcję leków – po czym zostaje odratowany. W mediach społecznościowych skarży się, że wjazd na chatę zafundowała mu w zemście matka byłej partnerki, ale nie jest pewne, jak wiele osób jest w stanie w to uwierzyć. Z pełnym przekonaniem można za to powiedzieć, że postać Anastazowa pozostaje wyjątkowo barwna na tle całego czeskiego środowiska związanego z elektroniczną rozrywką. Miał on również pewien wpływ na to, co się działo w Polsce.
Zaczynał w założonym w 1991 miesięczniku Excalibur, pisując recenzje gier komputerowych. Potem przeniósł się do miesięcznika Score i tam wraz ze swoim przyjacielem Janem Eislerem osiągnął apogeum dziennikarskiej kariery, którą rozszerzył do rozmiarów, jakich się nikomu nie marzyło. Nawiasem mówiąc, stała się jednocześnie rzecz dziwna, ponieważ wydawca Excalibura postanowił sam sobie stworzyć konkurencję, odsyłając dwójkę redaktorów do stworzenia magazynu Level, mającego być w założeniu bardziej rozrywkową wersją pisma. Zarówno Score, jak i Level istnieją do dzisiaj.
Anastazow nawiązuje kontakty z producentami oprogramowania na całym świecie, ale także z podziemiem hakerskim, dostarczającym tak zwanych warezów. Staje się znany z tego, że gry trafiają do niego jeszcze przed premierą. Może je recenzować lub nie, zależnie od potrzeby i ochoty. Jego ksywa Mamoulian nawiązuje do nazwiska reżysera klasycznego King Konga z 1933 roku, człowieka o aparycji bardzo podobnej do naszego bohatera. Mówi się, że posiada największą w Europie kolekcję pornografii, w jego praskim domu znajduje się basen, w którym pływają skąpo ubrane panie, a jego rzekoma miesięczna pensja w czasach świetności Score, czyli drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, oscyluje w okolicach 15 tysięcy euro.
Raz w życiu miałem okazję spotkać tego tajemniczego człowieka. Po londyńskich targach ECTS poruszał się niczym bóg, który przystanął na moment i wbijając swe ciemne oczy w rozmówcę, z cieniem groźby rzucił coś w stylu, że nie życzy sobie, żeby na polskim rynku cokolwiek mieszać. Konkurenci z Levelu z Janem Herodesem na czele narzekali na niego, a ja nie rozumiałem, dlaczego Anastazow mówił o polskim rynku. Stało się to jasne, gdy okazało się, że jest głównym dostawcą oprogramowania do redakcji Secret Service, do której zresztą okazyjnie pisywał pod ksywą Mamoulian. W pewien sposób można powiedzieć, że Czesi pomogli stworzyć potęgę tego magazynu, osiągającego w szczycie nakład 150 tysięcy egzemplarzy (Score miał dwa razy mniejszy), a jednocześnie końcówka władzy Mamouliana zbiegła się z rozpadem Secret Service. Obrotny dziennikarz wpadł wraz z premierą Quake III Arena pod koniec 1999 roku, gdy do recenzji skorzystał z wersji playtest, której nie miał prawa oficjalnie posiadać. Został wyrzucony ze Score i raz na zawsze opuścił świat magazynów dedykowanych grom komputerowym.
Do jego wykluczenia przyczynił się potężny człowiek, Slawomir Pawlicek, obecnie jeden z najbogatszych Czechów, założyciel Bohemia Interactive, a wcześniej właściciel sieci sklepów z grami JRC. Pawlickowi nie podobało się, że Score publikowało pełne wersje gier, czym konkurowało z legalnymi dystrybutorami, więc wstrzymał wsparcie dla magazynu (gry były dostarczane do rozdawania w konkursach), a następnie wywarł dodatkową presję na wydawcę.
Co było potem? Anastazow z Eislerem założyli portal grupujący ogłoszenia striptizerek i prostytutek z klubów nocnych. Kluby płaciły, w internecie lądowały zdjęcia pań, można było je komentować, umawiać się, interes się kręcił, a organizatorzy rozkładali ręce, że to nie ich ogłoszenia, bo oni tylko użyczają miejsca. Funkcjonowało to 23 lata i skończyło się wspomnianą październikową nocą.
Anastazow i Eisler w swoich wywiadach wyrażali pogardę do dawnych czasów. Mówili. że w branży erotycznej panuje większa kultura i mniejsza hipokryzja niż w branży wydawniczej. „Kim byliśmy? Graliśmy w gry i pisaliśmy o nich, nic specjalnego” – mówił Eisler. Ogłoszenia seksualne przyniosły obu panom, zwłaszcza Anastazowowi, nieosiągalne wcześniej luksusy, jednak wraz z nadejściem ery Me Too doprowadziły go na samo dno. Nasz bohater dziwi się, jak to możliwe, że przez tyle lat nikomu to nie przeszkadzało, a teraz mówi się o sutenerstwie. Główny problem tkwi jednak gdzie indziej – oskarżającymi go nie będą klienci jego portali, lecz prostytutki i dziewczyny do towarzystwa, które miał zastraszać i bić. I nie działo się to na ekranie gry komputerowej.
Artykuł o aresztowaniu Anastazowa
Źródło grafiki: Score