Największy polski skarb nie znajduje się bynajmniej w złotym pociągu pod Wałbrzychem, tylko leży na dnie Oceanu Spokojnego.
Są nim zalegające na głębokości mniej więcej czterech kilometrów buły manganowe. Są kształtu obłego różnej wielkości, najczęściej o średnicy od 2cm do 12cm, ale zdarzają się okazy większe, dochodzące do 50 cm. Powstają w wyniku bardzo powolnego osadzania się pierwiastków wokół zarodka, fragmentu muszli lub okruchów skał. Powolnego w rozumieniu 5mm na milion lat. Teraz po średnio 200 milionach lat dojrzewania na dnie oceanu wystarczy je zebrać i sprzedać.
Nazwa tych samorodków bierze się od manganu, bo jest go tam najwięcej, szacuje się że 30%. Jednak oprócz niego buły manganowe zawierają również inne poszukiwane w przemyśle metale takie jak molibden, kobalt, miedź, nikiel i cynk. Ceny tych surowców pozyskiwanych tradycyjnie na lądzie wynoszą od 1,5 USD za kg w przypadku cynku czy manganu do 50 USD za kg w przypadku kobaltu, który jest rzadszy, a więc sporo droższy. Niby niewiele, ale przeliczając te ceny przez całkowitą wielkość oceanicznego złoża otrzymamy kwoty rzędu dziesiątek miliardów dolarów. Ostrożnie licząc będzie to 20 miliardów, optymistycznie ponad 100.
Polska ma prawa do jednej z sześciu wyznaczonych na oceanach działek ze złożami buł manganowych, zwanych fachowo konkrecjami polimetalicznymi. Możemy korzystać z działki na Oceanie Spokojnym zwanej Clarion-Clipperton o powierzchni 7,5 miliona hektarów. Trzeba też wspomnieć o wspólnikach, udziały w niej mają również Bułgaria, Czechy, Słowacja, Kuba i Rosja. Wszystkie te kraje jeszcze jako demoludy zdobyły udziały w tej konkretnej działce w roku 1982 na podstawie konwencji ONZ o prawie oceanicznym. Do tej pory żaden z udziałowców nie zarobił na nich ani dolara.
Problem jest jak z cukierkiem za szybką w sklepie. Po prostu nikt nie wymyślił jeszcze technologii przemysłowego wydobycia rudy z takiej głębokości. To znaczy pomysły są, na głębinowe odkurzacze, kombajny czy inne roboty, tylko koszt ich wdrożenia przekracza spodziewane zyski, a przecież jest jeszcze ryzyko oraz malejące w czasie ceny skupu powiązane z prawem podaży i popytu. Ponieważ udziałowcy są zobowiązani do poszukiwania sposobu wydobycia, każdy kraj robi jakieś ruchy mniej lub bardziej pozorowane, żeby swoich praw nie stracić. Każdy karnie płaci roczną składkę w ramach wspólnego konsorcjum. A skarb czeka i przyrasta.
Źródło grafiki: amazonaws.com
Ropa, uran, gaz łupkowy – to wszystko mieliśmy mieć i zarabiać.