Od Mediolanu dzieli to miasteczko zaledwie 50 kilometrów. Pociąg jedzie przez niezbyt urodziwe okolice aż nagle zza krzaków wyłania się jadeitowa tafla jeziora.
Como trochę przypomina nasze Morskie Oko, tyle że wiosną brak tu ośnieżonych szczytów. Pojawiają się dopiero po przekroczeniu szwajcarskiej granicy, na przykład w wystawnym i bardzo burżujskim Lugano. Właśnie od kurortów z kantonu Ticino odróżnia Como aura autentycznej starości, brak pudru i pewna niezdarność.
Dworzec San Giovanni jest przedostatnią stacją we Włoszech, dalej jest już tylko graniczne Chiasso. Przez park schodzi się ku miasteczku, mijając posąg rozpostartej dłoni, po czym wkracza się w obszar starego miasta. Nie ma tu doszlifowanych, ozdobnych kamienic rodem z Lugano. Raczej zatrzaśnięte okiennice i lekko sypiący się tynk z fasad. Nie jet to bynajmniej wada, lecz zaleta Como, gdyż przywołuje obrazy dawnych dni. Jest swojskie i naturalne.
Katedra znajduje się na dość ciasnym placu, a tuż pod jej wrotami ulokowana jest restauracja, jak zresztą często we Włoszech – dobrze że na baldachimach nie ma napisów w stylu God Loves Food, jak w Mediolanie. Włoski Bóg wydaje się okiełznany, zapędzony do otoczonej przez symbole konsumpcji klatki, w której w każdej sposobnej chwili można z nim nawiązać kontakt.
Miasteczko identyfikuje się jednak z akwenem Lago di Como. Nad nim położone są najdroższe hotele, no i pocztówkowe wille z równo przystrzyżonymi krzewami. Na bulwarze można sobie usiąść na jednej z ławeczek i kontemplować. Nad zielonymi wzgórzami fruwa aeroplan, który wcześniej wystartował z jeziora. Na jeden z grzbietów gór prowadzi kolejka, ale poza sezonem jest ona wyłączona. Nad brzegiem jeziora rozlokowana jest jedna z atrakcji turystycznych, stylem architektonicznym przypominająca trochę Wilanów Willa Olmo.
Wieczorem na lokalnym stadionie rozgrywany jest mecz i w odbijające się w tafli wody światła wlewał się powtarzające się co kilkadziesiąt sekund zgodne nawoływania. Wielka czarna fontanna, wystrzeliwująca słup wody niczym w Genewie, jeden z pocztówkowych symboli Como, była już wyłączona. Knajpki odległe od centrum emitowały muzykę, kelnerki stały zachęcająco w drzwiach, ale mimo to stoliki świeciły pustkami.
Pod koniec drugiej wojny światowej nad jeziorem Como schwytano próbującego uciec do Szwajcarii Benito Mussoliniego. To tutaj jest pochowany Aleksander Volta. To najważniejsze historyczne wydarzenia powiązane z tym miejscem. Natomiast widoki są niezmiennie piękne od stuleci, niezależne od tych, którzy tu przybywają i stąd odchodzą.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Obok Maggiore najładniejsze włoskie jeziorko.
Lago Maggiore rządzi
Polecam położone przy brzegu jeziora Cernobbio. Równie piękne, a tańsze od Como.