Na początku lat 80. wschodzące gwiazdy Hollywoodu w postaci Johna Landisa i Joe Dantego postanowiły zmienić oblicze horroru za pomocą najnowszych dostępnych metod.
Pomysłów dostarczyła im technologia. O ile już wcześniej za sprawą takich artystów przygotowujących efekty specjalne, jak Dick Smith (to on przygotował m.in. obracającą się o kąt pełny głowę Regan w Egzorcyście), w horrorach pojawiały się bardzo spektakularne sekwencje, o tyle teraz miała nastąpić prawdziwa eksplozja. W Skowycie z 1980 roku Joe Dante po raz pierwszy w historii kina pokazał widzom transformację człowieka w wilkołaka kręconą bez montażowych cięć. Wcześniej odbywało się to tak, że w kolejnych stadiach sceny dodawano bestii owłosienie i modelowano jej twarz — i na ekranie montażowe przejścia nakładano na siebie. Tak w wilkołaka zwykł się zmieniać Lon Chaney Jr., także Christopher Lee jako Dracula spalał się w kolejnych „wygaszeniach ekranu”. W sumie przez czterdzieści lat nic się w tej dziedzinie nie zmieniło. Dopiero w Skowycie zdumieni widzowie zobaczyli jak aktor pokąsany przez apetyczną przedstawicielkę wilkołaków staje nagi na nocnej polanie, rozpoczynając transformację. Następuje zbliżenie na jego twarz i wówczas można zobaczyć, jak jego szczęka przeobraża się w wilczy pysk. Wydłużają się kości, drży całe ciało, zaś przy kolejnym zbliżeniu widać, jak nieszczęśnik zaczyna szybko porastać owłosieniem.
Jednak za kamień milowy rozwoju efektów specjalnych nie tylko w horrorze, ale szerzej w filmie, uchodzi Amerykański wilkołak w Londynie. W tym samym roku w którym pojawił się na ekranach, czyli 1981, Amerykańska Akademia Filmowa po raz pierwszy dodała do ceremonii rozdania Oscarów kategorię nazwaną Best Makeup — i statuetkę otrzymał Rick Baker za przygotowane z wykorzystaniem lateksu efekty specjalne właśnie do niego. W najsławniejszej scenie filmu, która stanowiła główny powód przyznania mu historycznej statuetki, grany przez Davida Naughtona bohater przyszedłszy do mieszkania, zrywa z siebie ubranie i wrzeszczy, zdradzając podobne objawy jak delikwent ze Skowytu. W przeciwieństwie jednak do filmu Dantego, cała scena odbywa się przy dobrym oświetleniu i widać każdy szczegół (na zdjęciu). Przy dźwiękach staroświeckiej ballady Blue Moon dokonuje się straszliwy proces. Naughton podnosi dłoń do góry i widać jak jego palce się wydłużają. Pysk, stopy, wyrastająca spod skóry szczecina — wszystko to widać w niemal klinicznych detalach. Naughton błagalnie wyciąga dłoń ku kamerze, patrząc oszalałymi z przerażenia oczami prosto na widza. Za moment widzimy stojącą na kredensie figurkę Myszki Miki z bezradnie rozłożonymi rękami, zdającą się mówić „Niestety, nie pomogę ci, przyjacielu”. Po mniej więcej trzech minutach Naughton leży na dywanie, kosmaty, z wielkimi zębami, z których wkrótce będzie korzystał. Nocą zacznie grasować po zaułkach Londynu, zaś za dnia będzie się spotykał z zagryzionym przez wilkołaka przyjacielem, który każdego kolejnego dnia pojawia się w coraz bardziej posuniętym stadium rozkładu.
Finał rozegra się na Piccadilly Circus, gdzie z zabarykadowanego przez policjantów kina porno wyskoczy wilkołak, odgryzie głowę przybyłemu właśnie inspektorowi Scotland Yardu, który do (swojego!) końca nie wierzył w istnienie jego rasy, a następnie spokojnie ruszy przez plac. Spowoduje to serię stłuczek, jakich nie widziano jeszcze w filmach sensacyjnych. Nagromadzenie czarnego humoru, mrugnięć do widza oraz szalonych skeczów w Amerykańskim wilkołaku w Londynie naprawdę robiło wrażenie. Podobnie bawił się z widzami Dante w Skowycie. W epizodach umieszczał znanych aktorów występujących często w horrorach, postacie nazywał imionami niegdysiejszych bohaterów horroru, nawiązywał też fabularnie do wielu filmów z przeszłości. W obu tych przełomowych dla amerykańskiego filmowego horroru produkcjach widać było również wyraźne rysy parodystyczne.
Źródło grafiki: Universal Pictures
Amerykański wilkołak to kilka rewelacyjnych sekwencji, zwłaszcza finał w kinie. Film straszy i śmieszy na przemian. Efekty do dziś robią wrażenie, a surrealistyczne sekwencje z zombie-Jackiem wynoszą cały film ponad poziom zwykłych horrorów. Ciekawostką jest, że w jednej z sekwencji pojawia się niebieski Fiat 126!