Nieznani szerszej publice bracia Chudnowscy próbują złamać tajemnicę liczby pi. Ich rozważania, choć całkowicie naukowe, zahaczają o metafizykę.
Nowojorskie mieszkanie braci Chudnowskich, imigrantów z Kijowa, mogłoby z powodzeniem zagrać w filmie o szalonym geniuszu. Ciemne, zawilgocone, zawalone stosami papierów i książek, z wijącymi się po podłodze kablami superkomputera. Sami bracia też mogliby posłużyć za bohaterów filmu – zżyci jak syjamscy bliźnięta, odizolowani od świata teoretycy liczb, nieco zdziwaczali geniusze. Jeden z nich od dzieciństwa chory na miastenię, chorobę powodującą nadmierną męczliwość mięśni, co dodatkowo uzależnia go od pomocy brata. Swój superkomputer zbudowali od podstaw sami, za zaledwie kilkadziesiąt tysięcy dolarów z zamawianych pocztą podzespołów, po tym jak w latach 80-tych pobili kilka rekordów obliczeniowych pracując na komercyjnych maszynach i płacąc za dostęp do nich niemałe pieniądze. Algorytmem używanym przez braci do obliczania liczby pi, który sami opracowali, posługuje się także znany program komputerowy Mathematica.
Obliczanie cyfr po przecinku liczby pi to praca tyleż tytaniczna co syzyfowa. Do tego aby zgadzały się różnorakie obliczenia kosmologiczne wystarczy od kilkunastu do kilkudziesięciu cyfr po przecinku. 47 cyfr po przecinku wystarcza do tego aby wokół widzialnej części Wszechświata narysować okrąg, który będzie odbiegał od ideału o rozmiar jednego protona. Obliczenia te nie mają więc żadnego wymiaru praktycznego dla fizyków, a jak wiadomo nie mają też końca – dowody na niemożliwość skończonego zapisu dziesiętnego liczby pi są znane już od dawna. Dziś ludzkość doszła już do 10 bilionów cyfr po przecinku. Po cóż nam więc taka dokładność?
Bracia Chudnowscy rywalizację o prymat w biciu rekordów już dawno przegrali (z Japończykami). Pracujący non-stop (jeżeli akurat się nie zawiesił co zdarza mu się często) i pożerający kilka tysięcy watów na dobę komputer wciąż jednak działa, a bracia interesują się już nie liczbą miejsc po przecinku, ale odnajdywaniem ukrytych prawidłowości w pozornie losowych ciągach cyfr. W okolicach trzystumilionowrgo miejsca pojawia się na przykład ciąg ośmiu ósemek – 88888888. W innym miejscu odnajdujemy ciąg dziesięciu szóstek – 6666666666 a w jeszcze innym zwykły ciąg liczb naturalnych – 123456789. Czy są to zbiegi okoliczności?
Chudnowscy stworzyli też coś w rodzaju „krajobrazu pi” gdzie ciągi cyfr tworzą góry oraz doliny i próbują odnaleźć prawidłowości w zapisie graficznym. Tych jednak wciąż nie widać. Nawet powyższe, rzekomo nieprzypadkowe, ciągi wciąż pozostają przypadkowe z perspektywy bilionów cyfr z jakimi mamy do czynienia. Teoretycznie za kilka lat możemy dojść do miejsca, w którym pojawi się na przykład ciąg samych jedynek złożony z tylu cyfr z ilu atomów składa się Słońce. I nadal nie będzie można powiedzieć, że jest to prawidłowość.
Bracia lubią powtarzać, że pi jest prawdopodobnie uosobieniem chaosu i losowości. Jeżeli istnieje coś takiego jak filozoficznie doskonała losowość to być może pi jest taką właśnie doskonałością. Nie ma ani końca, ani żadnego porządku. Z drugiej strony pamiętajmy, że problem z zapisem dziesiętnym liczby pi to po prostu problem samego zapisu, nie zaś ukrytego w pi boskiego (diabelskiego?) porządku. Liczbę pi da się przecież pięknie i prosto wyrazić na dwa sposoby: stosunkiem liczb 22/7 oraz za pomocą obwodu koła do długości jego średnicy, które to koło w stanie idealnym nie występuje w naturze, o czym warto pamiętać. Bracia Chudnowscy jawią się więc szaleńcami donkiszotowsko mierzącymi się z nieskończonością. A może jednak?
Mini wywiad z braćmi Chudonowskimi
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
22/7 nie jest równe pi.