O trwających pół wieku nadwiślańskich zmaganiach z informatyką opowiada unikalna książka Barłomieja Kluski. To historia tyleż heroiczna co tragiczna.
Wywodzący się z Łodzi autor ma już na koncie książki „Dawno temu w grach” oraz „Bajty polskie”, traktujące o legendach przemysłu elektronicznej rozrywki jako takim oraz o rodzimych grach. Latem 2013 roku Kluska napisał pracę jakiej jeszcze na rynku nie było. Jest to analiza rozwoju informatyki w PRL, historia dramatycznej i próżnej próby dogonienia Ameryki. To zupełny skandal, że „Automaty liczą” przeszła jak na razie bez echa. Mamy kilkanaście milionów ludzi korzystających na co dzień z komputerów i prawie nikogo zainteresowanego pradziadami maszyn z których korzystają? W to nie uwierzę. Jak zwykle na naszym rynku księgarskim, winna jest dystrybucja, brak informacji oraz zadziwiająca zmowa milczenia tzw. branżowych mediów.
Tymczasem książka jest świetna. Krok po kroku opisuje zmagania dokonujące się w warszawskim Zakładzie Aparatów Matematycznych oraz działającego niezależnie na różnych forach polskiego geniusza informatycznego, Jacka Karpińskiego (1927-2010), który otrzymywał propozycje z najznamienitszych placówek w USA, a jednak wrócił do Polski i tutaj produkował kolejne prototypy maszyn liczących i komputerów, a przy okazji donosił dla SB. Szybko popadł w konflikt ze środowiskiem naukowym i swe dalsze konstrukcje wypuszczał przy cichym bojkocie owego środowiska. Bywał na Zachodzie, pojawiał się na targach i prezentacjach (na zdjęciu), a po upadku PRL-u zajmował się projektowaniem stron WWW.
W ciągu kilkudziesięciu lat rozwoju informatyki w Polsce co chwila ktoś rzucał hasło „gońmy Zachód”. Od początku do końca były to mrzonki, ponieważ Zachód miał przewagę jakichś 10 lat, a w zniszczonym wojną kraju brakowało zaplecza technologicznego, by taki wyścig prowadzić. Wszystkie te ZAM-y, KAR-y, Odry i Meritumy udawało się wdrażać w nielicznych przypadkach do praktycznych zastosowań, jednak w większości powstawały jako słaba próba prężenia muskułów.
Historia opowiedziana przez Kluskę jest wstrząsająca, bo pokazuje obraz polskiego piekiełka nie tylko w polityce, lecz również w nauce. I co najważniejsze, jest to praca pionierska.
Źródło grafiki: Google
Tytuł tej książki jest cytatem z Marka Ałaszewskiego i jego zespołu. W pejzażu PRL-owskiego przaśnego folk-rocka Klan był objawieniem. Nagle usłyszeliśmy muzykę progresywną, uczciwą i pięknie graną. Wyróżnialiście się również tekstami: „Automaty liczą, liczą, liczą cały czas. Automaty liczą na człowieka”.
Książka dostępna tylko przez sieć i stąd taki efekt.
Książkę kosztującą 26 PLN ciężko jest dystrybuować przez sieci typu Empik. Tacy sympatyczni ludzie jak bracia Olesiejukowie, którzy wstawiają towar do Empiku, biorą od wydawcy około 60% za tę harówkę. Czyli AL poszłyby za około 11 PLN. Koszt druku, to około 6 PLN. Dla wydawcy zostaje około 5 PLN z egzemplarza. Przy nakładzie 1000 sztuk, daje to zysk 5000 PLN. Z tego trzeba opłacić autora, składacza, redaktora. Widać z tego jak bardzo opłaca się wydawać w Polsce książki. Moim prywatnym zdaniem pierwszą rzeczą do uleczenia systemu powinna być natychmiastowa likwidacja pośredników.
Nikt jak nikt, ja wciągnąłem jednym tchem w momencie pojawienia się na rynku, czyli rok temu. Świetna pozycja, bo Bartłomiej Kluska pokrył tym razem rejon mniej znany. Też żałuję, że nie ma większej siły przebicia w mediach, ale prywatnie kilku znajomych udało się mi namówić do zakupu i nie żałowali.
Jacek Karpiński miał bożą iskrę, ale zarazem wszystko czego się dotknął kończyło się wielką awanturą. I to zarówno w Polsce Ludowej, jak i na zgniłym Zachodzie. Nie jest więc tak do końca, że zły system skrzywdził geniusza. Ten facet miał zapisaną w sobie destrukcję i chaos. Geniusze potrafią realizować swe pomysły pomimo, a może zwłaszcza na przekór okolicznościom.