Jest wiele racjonalnych hipotez dotyczących funkcji kamiennego megalitycznego kręgu Stonehenge, ale żadna przekonująco nie tłumaczy wszystkich faktów. Co innego hipotezy szalone.
Budowa w czasach prehistorycznych monumentu wielkości i skomplikowania obiektu Stonehenge musiała być nie lada wyzwaniem. Kamienne bloki ważą wiele ton, niektóre z nich były dostarczane z kamieniołomów oddalonych o ponad 200km. Ich obróbka ze względu na twardość materiału możliwa była prawdopodobnie tylko innymi kawałkami kamienia za pomocą mozolnego łupania, w trakcie którego z bloku schodziła cienka warstewka pyłu. Obrobienie równych kształtów musiało zająć wiele lat. Krąg jest precyzyjnie rozplanowany na planie koła, w który wpisano sześciokąty o boku równym promieniu okręgu. W wierzchołkach sześciokątów stoją podpory, na których leżą masywne półki. Podpory na górnym boku maja kamienną wypustkę. Półki mają z kolei w odpowiednim miejscu wyrzeźbione wgłębienia. Dodatkowo półki zazębiają się bokami z innymi półkami. Wszystko przypomina wielką układankę. Struktura jest zorientowana tak by w czasie przesilenia letniego, z nocy 20 na 21 czerwca, w czasie najdłuższego dnia w roku słońce wschodziło dokładnie na osi wewnętrznej podkowy.
Pierwsze przypuszczenia dotyczące funkcji Stonehenge zakładały, że był to obiekt kultu religijnego. Zdają się potwierdzać to rozsiane po okolicy miejsca pochówku. Dobrze mogłoby też to tłumaczyć dlaczego ludzie poświęcili tyle czasu i pracy na budowę obiektu. Trochę gorzej tłumaczy, skąd budowniczy mieli wiedzę matematyczną i geometryczną, na długo przez Arystotelesem i Euklidesem by obiekt zaprojektować. Stonehenge mógł być rodzajem zegara pór roku lub urządzeniem do wykonywania obliczeń astronomicznych. Mankamentem tych hipotez jest fakt, że podobny efekt można by uzyskać wielokrotnie mniejszymi nakładami konstrukcją drewnianą. Być może był miejscem leczenia chorych, a ci których się nie udało wyleczyć spoczęli w kurhanach w bliskiej okolicy. A może był miejscem rytuały przejścia ze świata żywych, do świata umarłych? Wszystko możliwe, lecz dalej nie wiadomo, dlaczego akurat w tym miejscu znaleźli się ludzie, którzy nie tylko poświęcili wiele lat swojego życia na budowę, ale też umieli ją zaprojektować, w czasach, kiedy głównym zajęciem człowieka było przetrwanie, kolejnego dnia, tygodnia, kolejnej zimy.
A teraz wyobraźmy sobie następującą sytuację. Z naszego wygodnego XXI-wiecznego domu zostajemy tak jak stoimy przerzuceni do czasów prehistorycznych. Mamy wiedzę jak wygląda nowoczesne miasto, jak działa elektryczność i jaką mnogość urządzeń ją wykorzystuje, znamy podstawy matematyki, geometrii wykreślnej, wiemy ze szkoły o bakteriach, o literaturze, historii i wielu innych rzeczach. Kłopot w tym, że wszystkie książki, samochody i inne urządzenia zostały, a my jesteśmy w środku jakiegoś lasu. Nasza wiedza wyprzedzająca nowy czas o jakieś 4000 lat jest zupełnie nieprzydatna. Nie zbudujemy sobie wieżowca czy autobusu, nie ma jak ani do kogo zadzwonić po pomoc, nie mamy jak nawet zrobić zwykłego noża, nie ma papieru, ani długopisów. Co gorsza prawdopodobnie w czasie naszego pozostałego życia nie zdołamy przekazać nawet ułamka tej wiedzy potomnym, zaginie wraz z nami, bo nie będzie jak jej trwale zapisać, jak objaśnić złożoność czasów w których żyliśmy. Po etapie ciężkiej depresji, nadchodzi czas przystosowania, może nawet stabilizacji. Wtedy być może kiełkuje uporczywa myśl, jak nadać tej naszej beznadziei jakiś sens. Jak zostawić po sobie coś, co przetrwa tysiąclecia.
Coś co przypomina nasze ogrodzone luksusowe osiedle apartamentowców w miniaturze, a może stację orbitalną na której mieszkaliśmy z obrotowym modułem wytwarzającym sztuczne ciążenie. Będzie unikalne, wykorzysta matematykę jakiej prymitywni ludzie jeszcze nie mają, wyróżni się spośród wszystkich innych budowli tych czasów kształtem, skomplikowaniem i rozmachem oraz przetrwa do czasów, kiedy ludzie nie zaszufladkują naszego rozpaczliwego wysiłku, krzyku do przyszłych pokoleń, jako obiektu do uboju rytualnego lub wielkiego zegara słonecznego.
Źródło grafiki: pixabay.com
Swoją drogą ciekawość ile megalitycznych budowli na świecie zostało „mianowanych” świątyniami, gdyż to co po nich pozostało ni cholery nie może być podstawą do wyrokowania o funkcji tych konstrukcji, no a tak jest o wiele prościej, no i każdy się chętnie na to zgodzi, no bo co jeszcze mógł robić głupi jak but człowiek megalityczny jak tylko bać się wszystkiego wokół? No i dla bogów można mordować bliźnich co też nie jest bez znaczenia 🙂 Dla mnie to jest tak miarodajne jak mianowanie kupki desek, błota i skamieniałego krowiego kału „chatą bogatego kowala” tylko dla tego, że w okolicy znaleziono kuty zardzewiały gwóźdź. Gdy w okolicy nie ,aleziono żadnego artefaktu zawsze można powiedzieć, że odkryto ślady osadnictwa ubogiego chłopstwa 🙂
beeria: takie podejście to po prostu świadectwo pewnego rodzaju bezsilności tych, którzy w jakiś sposób muszą postawić hipotezę, muszą dać jakieś wyjaśnienie. Najprościej jest właśnie opisać świat starożytny i prehistoryczny nadając mu „motor” w postaci religii – wtedy wszystkie te konstrukcje, budowle „zyskują sens”. Jednakże, godząc się nawet na chwilę z tego rodzaju propozycjami mainstreamu naukowego, pojawiają się wątpliwości: rola religijna danego obiektu być może tłumaczy SENS powstania, ale nie tłumaczy MOŻLIWOŚCI technicznych tamtych ludzi. Podam przykład: mówi się, że budowa piramid była możliwa, bo zastosowano „duży nakład sił i środków”. Jest tu jednak błędne założenie: wielość robotników nigdy nie wytłumaczy doskonałej precyzji bloków, perfekcyjnego oszlifowania, szczegółów technicznych. To tak jakby mówić, że jedno dziecko nie zbuduje samochodu, ale już milion dzieci w ciągu miesiąca odda nam piękne nowe Volvo.
Od siebie dodam jeszcze jedną hipotezę – starożytni mogli znać technologię „odlewania” kamienia. Mógłby to być rodzaj plastycznej masy, która po „ostygnięciu” przekształcała się w kamień. Świadczyć o tym mogą tajemnicze ślady dłoni odciśnięte w megalitycznych budowlach…
Z megalitami jest jak z piramidami – ile ludzi tyle opinii i o dziwo każda z nich może pasować….
Jeśli odrzucimy te skrajne, z pozostałych da się ukręcić wypadkową.
Ciekawa hipoteza. Spotkałem się z podobną odnośnie Sfinksa i piramid w Egipcie, które też posiadają sporo geometrycznych i matematycznych zawiłości. Niektórzy sugerują, że wszędzie można doszukać się matematycznych prawideł i symboli, nawet biorąc do ręki paczkę papierosów, ale nie przekonuje mnie takie abnegackie podejście, zwłaszcza w stosunku do obiektów wzniesionych z taką pieczołowitością i ogromem pracy.
Bardziej to było astronomiczne niż religijne.