Bracia Grimm wymyślali straszne bajki, podczas gdy podobne rzeczy działy się w rzeczywistości, odnotowywane przez wiarygodnych kronikarzy.
Jednym z największych dziwów, jakie się pojawiły na przestrzeni wieków, jest casus zielonych dzieci z Woolpit. Historia ta wydarzyła się w miasteczku w brytyjskim hrabstwie Suffolk. Problem w tym, że wydarzyła się w XII wieku i dzisiaj coraz częściej mówi się o niej jako o legendzie, podczas gdy współcześni pisali o niej zupełnie na serio. Wzmianki o zielonych dzieciach znalazły się w dwóch niezależnych od siebie, poważnych kronikach z epoki.
Był okres żniw, gdzieś pomiędzy 1135 a 1154 rokiem. Wszystko rozpoczęło się, gdy okoliczni mieszkańcy znaleźli w pułapce na wilki rodzeństwo dzieci. Wyglądały na ludzi, tyle że ich skóra była zielona, kroje ubrań nieznane, zaś one same porozumiewały się nieznanym językiem. Dzieci zostały przyjęte do lokalnej społeczności, zaczęto je karmić początkowo fasolą, a potem innym pożywieniem. Z biegiem czasu zielony odcień skóry zaczął znikać. Chłopiec wkrótce zmarł, natomiast dziewczynka zaadaptowała się i nauczyła nawet języka angielskiego. Mogła wówczas opowiedzieć historię krainy z której miała pochodzić. Według niej, słońce nigdy tam nie wschodziło, utrzymując się jakoby tuż poniżej horyzontu. Nazywała tę krainę „Ziemią św Marcina”. Do Anglii zaś miała się przedostać przez jaskinię.
Teorii na temat dzieci z Woolpit jest mnóstwo – od fantastycznych po bardziej przyziemne. Faktem jest, że medycyna zna chorobę zwaną anemią niedobarwliwą, której symptomy mogą spowodować zielonkawy kolor skóry. Najbardziej prawdopodobna teoria mówi o dzieciach jako o flamandzkich uciekinierach z wioski Fornham St Martin. Imigranci z kontynentu dotarli do Anglii właśnie w XII stuleciu i byli tam tępieni. Zgadzałby się więc inny język dzieci, „Ziemia św Marcina” oraz nietypowe ubrania, gdyż Flamandowie nosili się inaczej niż mieszkańcy Albionu.
W 1887 roku w pobliżu hiszpańskiego miasteczka Banjos również znaleziono dwójkę zielonych dzieci. Chłopiec zmarł, natomiast dziewczynka zdążyła opowiedzieć zdumionym wieśniakom swoją historię. Była równie szokująca jak ta od dzieci z Woolpit.
Źródło grafiki: pixabay.com
A propos dzieci z Banjos. W 1965 r. w jednej z hiszpańskich gazet ukazał się artykuł opisujący niezwykłe wydarzenia sprzed 78 lat z spod barcelońskiej wsi. Niezwykłe rodzeństwo odkryli chłopi przed jedną z jaskiń. Dzieci porozumiewały się ze sobą w jakimś tajemniczym języku, miały niezwykłe rysy twarzy i ubrane były w strój z nieznanego materiału. Dziwnych przybyszów zaprowadzono do miejscowego sędziego. Próbował on zmyć zielony pigment z ich skóry, ale mu się to nie udało. Dzieci nie piły i nie jadły, gdyż każdy z rodzajów pożywienia był dla nich obcy. Wyjątek stanowiły surowe warzywa, szczególnie zaś smakowała im zielona fasola. Dzieci nie potrafiły się jednak przystosować do nowych dla nich warunków życia. Chłopiec żył tylko cztery tygodnie, a dziewczynka cztery lata. Nauczono ją mówić po hiszpańsku, dzięki temu spisano jej niezwykłą relację. Opowiadała ona o krainie, gdzie niegdyś żyła z bratem. Panował w niej półmrok i nigdy nie świeciło słońce, a wszyscy mieszkańcy mieli zieloną skórę. Dzieci pewnego razu trafiły w jakieś straszliwie hałaśliwe miejsce. I wtedy nagle nastąpiło coś, co można określić mianem teleportacji do naszego świata, w wyniku której rodzeństwo znalazło się niespodziewanie w jaskini koło Banjos.
Tutaj akurat mniej jest legend a więcej bolesnej biologii.
Kolejna próba dotarcia do prawdy jest naprawdę karkołomna i dotyczy nie tylko
zielonych dzieci, ale także hrabiego Norfolku. Ponoć był on opiekunem
dwójki rodzeństwa, które miało prawo do dziedziczenia dóbr Norfolk po
zmarłym bracie hrabiego. Dzieci były jednak małe i naiwne, a magnat stary i
przebiegły. Jak zwykle w takich historiach bywa, postanowił on zamordować dzieci
i zostać jedynym spadkobiercą olbrzymich dóbr. Kiedy wysłani do lasu wraz z
maluchami najemni mordercy odmówili wykonania tej ponurej zbrodni, hrabia
postanowił otruć dzieci arszenikiem. Po podaniu trucizny, w zbyt małej, jak się
okazało dawce, skóra dzieci zzieleniała. Hrabia kazał wyprowadzić zielone dzieci
do lasu i tam pozostawić, aby umarły. Dzieci jednak szczęśliwie dotarły do
najbliższego osiedla ludzkiego.
i wszystko byloby ok, gdyby nie jeden problem: ci rodowici anglicy, wychowani w arystokratycznym angielskim domu, nie znali angielskiego, porozumiewajac sie w niezrozumialym anglikom jezyku. wiem, wiem… nie takie rzeczy, po arszeniku, robilismy ze szwagrem