Jak wyglądałby społeczność ludzi równych pod każdym względem, w której nie ma zła, bólu, bezrobocia, ludzie nie kłamią, nie walczą, nie ma śmierci?
W takim wydawałoby się idealnym świecie dorasta Jonas (Brenton Thwaites). Mieszka w funkcjonalnym, choć ascetycznym lokum, razem z parą opiekunów, którzy zostali wybrani przez starszyznę, na pełnienie obowiązków jego rodziców, kiedy jeszcze był niemowlakiem. Ma swój rower, który pomaga mu się usamodzielniać i przygotować do czekających go obowiązków. Jak każdego w tej społeczności, o zmroku obowiązuje go zakaz wychodzenia z lokum, a rano przyjmowanie codziennego zastrzyku z witaminami oraz medykamentami, zapewniającymi poprawny rozwój. W tej grupie nikt nie nosi nazwisk, bo to za bardzo wyróżnia, nie ma też przeszłości, która została wymazana ze zbiorowej świadomości, za wyjątkiem jednej osoby, tytułowego Dawcy (Jeff Bridges).
Kiedy Jonas osiąga 12 lat, jak każdy w tym wieku przystępuje do ceremonii przydzielenia roli społecznej. Jedni zostają pilotami dronów, inni opiekują się niemowlakami, zanim zostaną przydzielone do podstawowej komórki społecznej, inni sprzątają. O prawidłowym przydziale, jak i o wszystkim istotnym w społeczności, decyduje starszyzna reprezentowana przez Przewodniczącą (Meryl Streep). Wynikiem ich decyzji ma szkolić się na przejęcie roli Dawcy pamięci, czyli osoby, która jako jedyna w całej populacji, nosi w sobie zakazane dla innych wspomnienia i prawdziwą historię tego świata.
Nie jest trudno odgadnąć, że ta utopia jest jedynie piękną fasadą, a jej utrzymanie poprzez rygorystyczne pilnowanie zasad społeczności oraz regularne przyjmowanie środków farmakologicznych, niesie ze sobą pewne koszty. Społeczność żyje w złotej klatce, choć nie jest tego świadoma. Ponieważ dla nich przeszłość, w rozumieniu doświadczeń przeszłych pokoleń, nie istnieje, członkowie społeczności nie wiedzą, czego zostali pozbawieni. Dla nich stan teraźniejszy jest jedyny, a więc dobry. Nikt nie kontestuje zastanego ładu, a nawet gdyby próbował zostanie z tej społeczności dyskretnie eliminowany, podobnie jak starcy oraz niemowlaki, nie spełniające określonych kryteriów.
Nie jest to wszystko aż tak bardzo odległe od naszej rzeczywistości. Mamy jodowaną sól oraz fluorowaną wodę miejską, przyjmujemy więc regularnie sztucznie dodane składniki. Gdyby ktoś za pomysłem w jednym z opowiadań Lema zechciał dodać do wody pitnej inne środki, też byśmy je bezwiednie spożywali. Historia, której uczymy się w szkole jest plastyczna, podatna na obróbkę, inna była za czasów komunistycznych, inna obecnie, a pewnie jeszcze inna będzie obowiązywała narracja w przyszłości. Postacie są wybielane lub oczerniane, zdarzenia zapominane lub tworzone pod potrzeby polityczne. A w kwestii niemowlaków znajdujemy się u punktu wyjścia jednego z prowokacyjnych opowiadań Dicka, gdzie prawo do aborcji w wyniku dyskusji społecznej zostało rozciągnięte od 10 tygodnia ciąży do wieku 10 lat po urodzeniu i ulicami jeżdżą furgonetki zgarniające dzieci, których rodzice nie chcą już ich mieć.
„Dawca pamięci” ma wysmakowaną oprawę wizualną, dobrą obsadę i stawia ważne pytania egzystencjalne. Można się czepiać rozwiązania akcji i samej końcówki. Zgoda nie kleją się, ale nie zmienia to głównego przesłania i przyczynku do głębszej refleksji. Wielkie szczęście, miłość, radość oraz rozpacz, ból, samotność to dwie strony tej samej monety. Nie da się całkowicie wyrugować jednych, bez jednoczesnego mimowolnego pozbycia się drugich. Można postawić monetę na krawędzi, wtedy mamy do czynienia z ludzkimi automatami, pozbawionymi pasji, emocji, wiary, wątpliwości, wszystkiego tego, co wydaje się sednem człowieczeństwa.
Żródło grafiki: pagetopremiere.com
Dawca pamięci to zdecydowanie nie jest filmem pełnym akcji i napięcia (te elementy zostały naddane, w książce tego nie było). Producenci na siłę z powieści raczej spokojnej, w której autorka bardzo skupia się na uczuciach bohatera, dylematach, refleksji nad tym czy warto dla uczuć również czuć ból, czy lepsza jednak jest nijakość zrobili film o niepokornym nastolatku walczącym z systemem. W filmie brakuje refleksji i dramatyzmu, postawiono na akcję i bunt. O wiele lepiej byłoby pokazanie jednak więcej scen z udziałem rodziny, ich podporządkowania się systemowi, więcej przykładów lekcji Dawcy (Giver) i rozmów Jonasa z Dawca pamięci. Prawdopodobnie film pobadałby mi się dużo bardziej w oderwaniu od książki, choć sposób w jaki przekształcono fabułę nijak nie przystaje do „niejasnego, otwartego” zakończenia (jak już wszystko tak pozmieniali, mogli nieco inaczej to zakończyć).
Film jednak jest ciekawy pod względem wizualnym. Powolne nabieranie kolorów postrzeganej przez Jonasa rzeczywistości: kolor włosów Fiony, nagłe dostrzeżenie czerwonego jabłka, flashbacki wspomnień wypadają bardzo borze, podobnie z muzyka. kontrast świata nijakiego (sameness) z tym kolorowym „prawdziwym” światem. Trailer jest skonstruowany bardzo ciekawie bo właściwie nie nie zdradza fabuły filmu (po przeczytaniu książki i obejrzeniu trailera miałam wrażanie, że zrobili bardzo, bardzo luźną ekranizację), choć właściwie znajdują się w nim końcowe sceny z produkcji.
Nie ma „flashbacków wspomnień”. Flashback to właśnie wspomnienie z przeszłości 🙂
Spodziewałam się więcej. Nie zobaczyłam niczego, ale to niczego nowego. Chyba się starzeję. Nie nudziłam się i spędziłam całkiem przyjemnie czas, ale było to dla mnie zbyt infantylne żeby mogło się bardziej spodobać. Do tego w głowie rodzi się kilka wątpliwości co do składności fabuły i uwierających naiwności. No i chwilami było patetycznie. Po zwiastunie rzeczywiście pojawia się spory apetyt, jednak z seansu nie wychodzi się sytym. Mimo moich wielu obiekcji spędziłam przyjemnie 1,5 godziny, a momentami byłam nawet poruszona. Traktuję ten film jako taką tam nawet ciekawą historyjkę. Raczej nie będę nakłaniać do wizyty w kinie, chyba, że młodszą widownię, bo to zdecydowanie produkcja dla młodzieży.