Serial wychodzi z założenia, że wiele spraw kryminalnych ma swoje źródło w pokrzywionej psychice sprawcy, a kto lepiej znajdzie szaleńca, jak nie inny szaleniec?
Kate Moretti (Rachael Leigh Cook) jest młodą agentką FBI, pracującą w oddziale w Chicago. Niektóre z jej bardziej skomplikowanych spraw wymagają konsultacji, wtedy sięga po pomoc jednego ze swoich starych wykładowców uniwersyteckich, doktora Daniela Pierce’a (Eric McCormack).
Pierce jest neuropsychiatrą i oryginałem. Każdy odcinek serialu „Pułapki umysłu” (Perception) zaczyna i kończy się fragmentem jego wciągającego wykładu dla studentów, gdzie w prosty sposób rozważa fundamentalne kwestie egzystencjalne – czy naprawdę mamy wolna wolę, czym jest sumienie, dlaczego ludzka percepcja czasu jest ułudą. Z reguły wykład ma związek ze sprawą, w której akurat pomaga Kate.
A pomaga swoją drobiazgową wiedzą z zakresu różnego rodzaju schorzeń umysłu. Jego doświadczenie w tej dziedzinie nie jest czysto akademickie, doktor bowiem sam cierpi na szczególny rodzaj schizofrenii. W roli pacjenta często konsultuje się ze swoją dobrą przyjaciółką i terapeutką Natalie Vincent (Kelly Rowan). Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Natalie jest wytworem jego wyobraźni. Kiedy z nią rozmawia, postronny obserwator widzi, że prowadzi ożywioną dyskusję sam ze sobą.
Doktor jest świadom, że ma epizody halucynacji, których nie potrafi odróżnić od rzeczywistości. Często jego podświadomość manifestuje się podczas spraw kryminalnych w postaci urojonych osób, z którymi prowadzi dialog, który pozwala odkryć jakąś nieznaną wcześniej zależność lub nowy trop, a czasem służy tylko dowcipnemu spuentowaniu sytuacji.
Na co dzień Pierce zachowuje się normalnie, jest niegolony, chodzi w trampkach i ubiera się niedbale jak na roztargnionego profesora uniwersyteckiego przystało. Kiedy Pierce czuje nadchodzący epizod, coś w rodzaju uczucia narastającej paniki, próbuje się wyciszyć zakładając słuchawki, przez które sączy się muzyka klasyczna w wykonaniu orkiestry symfonicznej, którą on zamaszyście dyryguje. Może zdarzyć się to na ławce na kampusie, w restauracji, na ulicy, podczas oficjalnej imprezy. Symptomy jego choroby objawiają się też, kiedy jego mózg zbyt długo pracuje na jałowym biegu. W utrzymaniu ciągłego napływu bodźców pomaga osobisty asystent Max Lewicki (Arjay Smitch), którego nazwisko Amerykanie dość śmiesznie wymawiają jako „lełiki”.
Serial utrzymuje stabilny i wysoki poziom. Scenarzyści na szczęście na grają chorobą głównego bohatera na litość, nie epatują jego problemami, dzięki czemu oglądamy psychologiczny kryminał, a nie łzawą telenowelę. Nie ma tu długich sekwencji laboratoryjnych znanych z innych kryminałów, nie ma też wielu efektownych pościgów czy strzelanin, a mimo to dużo się dzieje. Emisja trzeciej serii rozpoczyna się już za miesiąc.
Źródło grafiki: tvwise.co.uk
Mimo skrajnych opinii obejrzałam cztery odcinki tego serialu. Jest na pewno dużo gorszy od ,,Mentalisty”, ale da się oglądać. Z tym bohaterem trochę przesadzają, Podobają mi się za to motywy gdy łączą mu się litery/wyrazy podczas rozwiązywania jakiejś łamigłówki. Generalnie serial z odcinku na odcinek robi się coraz lepszy i widać, że ma potencjał. Zobaczymy czy scenarzyści będą potrafili jakoś sensownie pociągnąć perypetie. Jak na razie daję temu serialowi naciągane 7/10.
Jeśli czepiać się „Pułapek umysłu” to dlatego, że sprawia iż schizofrenia wydaje się w nim tak atrakcyjna. Bohater ma niemal na zawołanie armię urojonych ludzi, których zupełnie za darmo w bardzo sensowny sposób pomagają mu rozwiązać różne problemy. W drugiej serii scenarzyści trochę to stonowali wprowadzając prawdziwą panią psycholog. Śmieszne są sceny, kiedy Pierce rozmawia naraz z obiema, tą urojoną oraz tą prawdziwą, a właściwie to one rozmawiają jednocześnie, a on próbuje jakoś z tego wybrnąć.
A „Mentalista” miał bardzo dobry początek, a potem niestety się stoczył, da się go oglądać, ale nie jest tak błyskotliwy i zaskakujący jak dawniej.