Brytyjski Daily Mail może i jest tabloidem, ale do naszych brukowców ma się jak Rover od Fiata 125p. Gazeta doniosła właśnie o czymś, co może zmienić nasze patrzenie na Ziemię.
O tym co znajduje się we wnętrzu naszej planety wiadomo tylko w teorii, ponieważ nikt się tam rzecz jasna nie dowiercił. Według ogólnie przyjętych teorii, jądro Ziemi składa się w większości z niklu i żelaza. Otacza je tak zwane jądro zewnętrzne o temperaturze około 5000 stopni Celsjusza, złożone z cieczy i gazów. To właśnie serce Ziemi odpowiada za otaczające biosferę pole magnetyczne, dzięki któremu w dużym stopniu jesteśmy chronieni przed zagrożeniami z kosmosu.
Promień naszej planety liczy około 6300 kilometrów. Pytanie brzmi: co się znajduje w pasie ponad 3 tysięcy kilometrów oddzielających jądro od powierzchni? Twórcy science fiction z Juliszem Verne’em na czele i jego „Podróżą do wnętrza Ziemi” widzieli tam odrębny świat, w którym żyją dinozaury, a wydrążone przestrzenie przypominają gigantyczne jaskinie. Teraz do dyskusji włączyli się cytowani przez Daily Mail kanadyjscy naukowcy.
Badania zaczęły się od analizy minerału zwanego ringwoodytem. Zidentyfikowano go po raz pierwszy w 1969 roku w Australii. Swą nazwę zawdzięcza pracującemu nad tym profesorowi Tedowi Ringwoodowi. Ów minerał został pierwotnie stworzony w laboratorium i nie wiedziano nic o jego występowaniu w składzie Ziemi. Najważniejszą cechą ringwoodytu jest jest wysoka absorpcja wody. Właśnie ta właściwość przydała się w badaniach Kanadyjczyków.
Kanadyjczykowi, Grahamowi Pearsonowi udało się jako pierwszemu odnaleźć ringwoodyt w ziemi. Znalezisko wyglądało jak malutki kryształ. Wydobyto go z dostępnej dla możliwości ludzkich głębokości, po czym stwierdzono, że został wyniesiony do góry przez zachodzące wewnątrz Ziemi procesy. Pierwotnie przebywał w strefie przejściowej pomiędzy górną i dolną warstwą ziemskiego płaszcza, czyli – mówiąc obrazowo – powłoki na której osadzone są kontynenty oraz wszystko inne co znajduje się na powierzchni Błękitnej Planety. Mówimy o, bagatela, głębokości około 500 kilometrów w głąb ziemi! Najważniejszą własnością minerału było to, że zawierał on w sobie 1,5% wody. Stanowi to dowód na to, że głęboko pod naszymi stopami znajdują się jakieś pokłady wody. Kanadyjczycy z Uniwersytetu w Albercie uznali to za dowód występowania tam oceanu. Mało powiedziane – oceanu wszystkich oceanów. Według naukowców, mogą tam być pokłady wody większe objętościowo od wszystkich wód występujących na powierzchni Ziemi.
Jeśli owe 600 kilometrów pod powierzchnią po której stąpamy, występują ogromne pokłady wody, ma to wpływ na przykład na aktywność sejsmiczną, a także na ruch płyt tektonicznych. Pearson jest zdania, że to właśnie woda stanowi motor ziemskiej dynamiki. Zapewne sporo czasu minie aż zazdrosny świat naukowy przyzna rację kanadyjskiemu naukowcowi. Jeśli jego ustalenia się potwierdzą, będzie to jedno z najważniejszych odkryć pierwszej połowy XXI wieku.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Wg mojej teorii popartej analizą wiedzy sumeryjskiej, tybetańskiej, egipskiej, biblijnej i troszkę tylko obecnej, nasza Ziemia powstała z wody w wyniku gromadzenia się na jej powierzchni pyłów i gruzów kosmicznych w okresie formowania się planet po powstaniu naszego układu słonecznego. Płaszcz ziemi może mieć grubość około 120 – 200 km grubości. Wnętrze ziemi poza metalicznym jądrem to woda w różnych stanach skupienia. Najbliżej skorupy ziemi znajduje się w czwartym stanie skupienia t.j. w stanie który wytwarza wysokie temperatury mogące topić skały. Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, wypływ lawy to nic innego jak efekt działania wody w czwartym stanie skupienia.
Latem 1991 roku duński uczony i podróżnik Edmund Bork wyruszył na poszukiwanie otworu na biegunie północnym. Dzięki zdjęciu zrobionemu przez satelitę ESSA-7 znalazł on podobno szczelinę szeroką na 2252,6 kilometra. Bork całkiem poważnie stwierdził, że prowadzi ona do znajdującego się wewnątrz Ziemi raju, który ma własne słońce, płytkie, ciepłe morze i tropikalną roślinność. Opowiadał też, że raj ten zamieszkuje „bardzo cywilizacyjnie rozwinięta i pokojowo nastawiona ludzka rasa”, a dziury nie widać z powodu grubej powłoki chmur nad biegunem północnym. Mówił, że mieszkańcy Pustej Ziemi zasłaniają ponadto ów otwór elektronicznymi „kurtynami świetlnymi”, które dają złudzenie wielkich, zaśnieżonych pól lodowych. Relację z tej podróży zamieścił „National Enquirer”, amerykański brukowiec, z lubością drukujący wymyślone bzdury w rodzaju „Złota rybka zjadła słonia”. Jeśli Bork naprawdę widział to, o czym opowiadał, to gdzie są zdjęcia, filmy, dowody? I czemu opublikował tak sensacyjne sprawozdanie w gazecie, jakiej nikt nie wierzy oprócz ludzi, których naiwność nie ma sobie równej w całym wszechświecie? Przecież w ten sposób zamknął sobie drogę na łamy poważniejszych pism!