Dochodzimy do pytania, dlaczego przez 50 lat nie zdołaliśmy się oficjalnie dowiedzieć co naprawdę wydarzyło się 22 listopada 1963 roku w Dallas?
Akurat odpowiedź na nie jest dość prosta i brzmi: ponieważ nie leżało to w niczyim interesie, zwłaszcza stojącego wówczas na skraju III wojny światowej państwa amerykańskiego. FBI najprawdopodobniej dowiedziała się o spisku już następnego dnia po zamachu. Jej kolejne działania, dotyczące np. prezydenckiej limuzyny czy ingerowania w autopsję JFK noszą znamiona zacierania śladów. Do dziś brak też racjonalnej odpowiedzi na pytanie dlaczego kierowca limuzyny, William Greer, po postrzeleniu prezydenta w szyję, zamiast dać gaz do dechy, zwolnił do szybkości poruszania się pieszego? Między innymi to właśnie stąd zrodziło się poczucie, że w spisku na życie JFK uczestniczyła połowa Ameryki. Zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że trzy tygodnie wcześniej planowany był inny zamach na JFK.
Wersja jakoby to Oswald jako samotny szaleniec dokonał zamachu na prezydenta była wygodna zarówno dla utrzymania bezpieczeństwa narodowego, jak również dla zatuszowania działań CIA i FBI, które nie dostrzegły wielu symptomów nadchodzącego kryzysu. Obie agencje bardzo zgodnie zdawały się potem forsować wersję „Oswald, trzy strzały”. Poza tym beneficjentem śmierci JFK okazał się praktycznie cały amerykański establishment. Lyndon Johnson uniknął możliwych konsekwencji karnych swoich wcześniejszych działań, J. Edgar Hoover wywalczył pełną niezależność aż do swej śmierci, przemysł zbrojeniowy zaczął eksportować tony sprzętu do Wietnamu, a mafiosi zyskali na dekadę względny spokój. Czy to oznacza, że wszyscy oni uczestniczyli razem w spisku? Rzecz jasna, nie.
Ale spisek był, co stanowi prostą implikacją faktu, że Lee Harvey Oswald czy ktokolwiek inny usadowiony w teksańskiej składnicy książek, nie był fizycznie w stanie samodzielnie oddać wszystkich strzałów, które padły na Dealey Plaza. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, podając kolejne argumenty. Najważniejsze z nich to James Tague oraz czasowa rozbieżność otrzymywania ran przez JFK oraz gubernatora Connally’ego. A skoro strzałów nie oddał jeden człowiek, to musiało ich być co najmniej dwóch. A skoro tak, to wniosek jest natychmiastowy: istniał spisek. Tak jak zapowiadaliśmy, podamy najbardziej prawdopodobną naszym zdaniem wersję zdarzeń. Zaczniemy od przedstawienia zleceniodawcy zbrodni, zaś w kolejnym artykule opiszemy najbliższy naszym zdaniem prawdzie przebieg wypadków na Dealey Plaza.
W pajęczynie faktów i tropów wśród podejrzanych o zorganizowanie zabójstwa JFK wymieniano wiele podmiotów. Znaleźli się wśród nich CIA, FBI, Kuba, ZSRR oraz mafia – czyli właściwie wszyscy możliwi podejrzani. Zabójstwo JFK było majstersztykiem, ponieważ tropów i ślepych uliczek namnożyło się tak wiele, a jednocześnie wszystkie podmioty znające kulisy sprawy tkwiły w klinczu, nie mając najmniejszego interesu w ujawnieniu prawdy. Ale czy aby Kuba lub ZSRR miały na tyle możliwości wywiadowczych, żeby infiltrować Dallas i zorganizować tam zamach? Mało prawdopodobne, zważywszy że nie wiadomo nic o podobnych tego typu akcjach organizowanych przez nich na terytorium USA. Zorganizowanie przez służby USA akcji wymierzonej przeciw swemu zwierzchnikowi również byłoby zdarzeniem bezprecedensowym, a poza tym kto miałby podjąć taką decyzję i w jakim celu? Hoover? Zarzucano mu wiele różnych rzeczy, ale nie to, żeby sabotował własne państwo.
W pajęczynie podejrzeń na czoło wysuwa się amerykańska mafia; i to z kilku powodów. Pierwszy z nich nazywa się Jack Ruby. Kolejnym są tajemnicze śmierci różnych związanych ze sprawą JFK świadków, zabijanych w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że nie dokonała tego żadna agencja rządowa. Trzecią poszlaką jest fakt, że mafia już wcześniej mieszała się w świat amerykańskiej polityki, współpracując często z CIA.
Kto mógł być bossem mafii zdolnym wydać wyrok na prezydenta USA? Odpowiedź jest tylko jedna – don Carlos Marcello (1910-1993), niepodzielnie rządzący w Nowym Orleanie i całym stanie Luizjana, a także przyległym Teksasie. Dallas był więc jego naturalnym żerowiskiem. Odpowiednio gruby, z nieodłącznym sygnetem na małym palcu, przez lata unikał więzienia. Udało się go osadzić za kratkami dopiero w 1983 roku. Na prezentowanym zdjęciu widzimy go podczas przesłuchania w trakcie obrad tzw. komisji Churcha.
Jak słusznie zauważyła w opublikowanym w 1979 roku raporcie amerykańska komisja HSCA, badająca zabójstwo JFK, „Marcello miał motyw, środki oraz sposobność, żeby móc zlecić zabójstwo prezydenta”. Motywem była jego daleko posunięta nienawiść do braci Kennedych, którzy zmusili go do emigracji do Gwatemali, psuli mu interesy, a RFK cały czas pracował nad tym, żeby umieścić Marcello w więzieniu. Szef mafii nie znosił Kennedych na tyle, że podczas kampanii prezydenckiej w 1961 roku przekazał pół miliona dolarów na sztab Richarda Nixona, wykorzystując do tego celu organizację Jimmy’ego Hoffy. Nie ma wątpliwości, że Marcello miał pełną zdolność operacyjną na terenie kontrolowanego przez siebie Dallas. Miał tam poumieszczanych swoich ludzi, kontakty oraz bezpieczne kryjówki.
To nie wszystko. Ostatnie lata przyniosły odtajnienie wielu dokumentów FBI, z których wynika, że agencja prowadziła inwigilację Marcello. Wraz ze swoimi współpracownikami był on już przesłuchiwany kilka tygodni po 22 listopada 1963 roku. Do zlecenia zabójstwa przyznał się po raz pierwszy w 1985 roku, już za kratkami, gdy dotarło do niego, że może nie zobaczyć wolności. FBI utrzymało tę informację w tajemnicy przez dwie okrągłe dekady. Zaraz po odtajnieniu akt Lamar Waldron opublikował bestsellerową książkę „Legacy of Secrecy: The Long Shadow of the JFK Assassination”. Obecnie na podstawie tej historii Hollywood chce wyprodukować film z Leonardo diCaprio w roli agenta FBI oraz Robertem De Niro w roli Marcello.
Przez lata nikt głośno nie mówił o domniemanym udziale Carlosa Marcello w zabójstwie JFK z prostego powodu – jego organizacja cały czas była aktywna i jakiekolwiek wzmianki na ten temat mogłyby się bardzo źle skończyć dla autora takich enuncjacji. Dzisiaj coraz więcej autorów pisze o Marcello jako modus operandi całego zdarzenia. Dowody? Jakie dowody? Podpisany odręcznie na papierze wyrok? Wszyscy bezpośredni uczestnicy zdarzeń już dziś nie żyją. Otrzymujemy więc jedynie poszlaki, powiedzmy sobie otwarcie – znacznie mniej dziurawe niż te w przypadku rozważania samodzielnie działającego Lee Harveya Oswalda. Gdy się pomyśli o Marcello jako mózgu całej operacji, wszystkie puzzle nagle zaczynają się układać, a spisek wcale nie obejmuje „połowy Ameryki”. Teksański mafioso jest najbardziej prawdopodobnym organizatorem spisku na życie JFK także poprzez tę dziwną zbieżność, że zmarł w podeszłym wieku we własnym łóżku, podczas gdy wszyscy inni powiązani z tą sprawą odchodzili z tego świata w mniej lub bardziej dramatycznych okolicznościach.
Skoro mamy głównego podejrzanego, w następnym artykule postaramy się odpowiedzieć na pytanie: jak Carlos Marcello zaplanował zabójstwo JFK?
Carlos Marcello w raporcie HSCA
Artykuł o inwigilacji Carlosa Marcello
Źródło grafiki: news.xin.msn.com
Uważam, że zabójstwa dokonało środowisko skupione wokół Claya Shawa. Kto pociągnął za spust i z czego to chyba już sprawa drugorzędna. W sumie wiec odpowiedzialne byłyby wedle mojej teorii służby ale nie z powodu celowego działania i spisku a z powodu własnej głupoty, gapiostwa i braku kontroli nad w ludźmi których same kiedyś zwerbowały do swych zadań. Cały proces 'cover-up’ wynikał po prostu z obawy w służbach że polecą głowy. Tak działają wszystkie służby świata i stąd zastraszanie świadków, wymuszanie zeznań itd. Generalnie to nie widzę powodu dla którego służby w takim kraju jak USA chciałyby zabić własnego prezydenta. TO nie ma sensu. Wystarczyło go po prostu skompromitować co w przypadku Kennedy’ego było dziecinnie proste. Zabijanie tego typu ludzi to ogromne ryzyko nie tylko dla własnego osobistego bezpieczeństwa ale i dla porządku międzynarodowego… To bez sensu. Ryzyko zbyt duże i korzyści zbyt małe.
Marcello wręcz publicznie groził Kennedym. Jedno z jego słynnych zdań to „Gdy psu utniesz ogon nadal będzie gryzł,ale gdy odstrzelić głowę to ogon nic nie zrobi”Teraz tak….Marcello na polecenie RFK został wydalony z USA.Dość brutalnie ponieważ został pozostawiony nago w Boliwijskiej dżungli. Udało mu się przeżyć za sprawą…. Davida Ferrie… tego samego, który wypierał się że znał Oswalda. Fakty są dwa… Ferrie uratował życie Marcello i na pewno znał Oswalda. Poza tym Carlos musiał po tym fakcie autentycznie nienawidzić rodziny Kennedych… A całą trójkę można połączyć…. ręka rękę myje. Zdradzę tylko, że przy takich akcjach mafia ewentualnie robi tylko sztuczny „dym”, ale nigdy sama nie eliminuje, tylko wynajmuje cyngli nie związanych z organizacją.
O skali degeneracji komisji Warrena świadczy, że przesłuchała 20 współpracowników i pomocników Carlosa Marcello, ale jego samego nie uznała za stosowne, żeby zaprosić.
Moim skromnym zdaniem, JFK został „unieszkodliwiony”, ponieważ chciał przywrócić wymienialność dolara na złoto i odejść od wirtualnej wymienialności zależnej od widzimisię banksterów z Banku Federalnego. To, że pod pretekstem walki z kryzysem w 1933 roku banksterzy, poprzez „swoich’ polityków znieśli wymienialność dolara na złoto, co pozwoliło im ściągać od Amerykanów setki milionów dolarów rocznie haraczu w postaci wirtualnych odsetek, a później nie tylko od „Jankesów”, ale od całego świata „cywilizacji zachodniej” Wcześniej byłeś taki bogaty, ile miałeś złota i nie mogłeś sobie dowolnie drukować pieniędzy, a dzięki tej zmianie banksterzy mogą drukować pieniądzę do woli i wymyślać sobie stopy procentowe jakie im pasują.
Senator Ralph Yarborough, który jechał z Lyndonem B. Johnsonem, był bardzo krytyczny wobec działań Greera: „Kiedy słychać było odgłosy strzału, samochód zwolnił, co wydawało się całkowitym zatrzymaniem. Wszystkie samochody zatrzymały się. Po trzecim strzale, ale dopiero po trzecim strzale, kawalkada przyspieszyła, szybko nabrała prędkości i ruszyła do szpitala Parkland”. Córka Roya Kellermana, tajnego agenta w samochodzie Kennedy’ego, powiedziała Haroldowi Weisbergowi w latach 70-tych „mam nadzieję, że nadejdzie dzień, kiedy ci mężczyźni (Kellerman i Greer) będą mogli powiedzieć, co powiedzieli swoim rodzinom”. William Greer zmarł 23 lutego 1985 roku. Jego syn Richard Greer w 1991 roku, zapytany „Co twój ojciec myślał o JFK,” Richard nie odpowiedział za pierwszym razem. Kiedy zapytano go po raz drugi, odpowiedział „No cóż, jesteśmy metodykami a JFK był katolikiem.
Obejrzałem dzisiaj fajny dokument, który pokrywa się z teoriami podawanymi na Tungusce. Ciekawe, czy FBI faktycznie utajnilo przyznanie się do winy przez Marcello
https://youtu.be/pBMSlL8lSJs
Dobry dokument. Najbardziej uderzające jest dla mnie podobieństwo losów Thomasa Arthura Vallee do Oswalda. Co się później stało z tym człowiekiem, ergo – jak szybko i w jak bardzo nietypowych okolicznościach opuścił ten świat – tego nie sposób dojść. Zamiast tego ludzie zajmują się pobocznymi, niezwiązanymi z sednem historyjkami o trzech trampach z Dealey Plaza, a sceptycy dalej przekonują, że po strzale od tyłu ciało odrzuca do tyłu. I o to chodzi, bo wyjaśnianie tajemnicy z Dallas nie leży w niczyich interesach.