Już od pierwszych minut seansu widać, że dwuznaczność postaci Ryszarda Kuklińskiego gdzieś zanikła i widz raczej nie ma co liczyć na tak interesujące w kinie odcienie szarości.
Pisząc scenariusz, Pasikowski postanowił sportretować osobisty dramat człowieka podejmującego kluczowe decyzję i nie wdawać się w debaty o jego domniemanym tudzież słusznym patriotyzmie. Więcej czasu poświęca więc pierwszym kontaktom z USA, relacji ze współpracownikami ze sztabu czy też wpływu szpiegostwa na żonę i dwóch synów Kuklińskiego. Stosując ten zachowawczy ton Pasikowski mniej lub bardziej nieświadomie wystawia jednak pułkownikowi laurkę, co z pewnością napotka co najmniej tyle samo pochwał, co krytyki.
W „Jacku Strongu” nie ma tego dusznego, mrocznego klimatu, który towarzyszył seansowi „Pokłosia”. Rozumiem, że ciężar gatunkowy tej historii jest zupełnie inny, jednak film niemal całkowicie pozbawiony był napięcia. Rozłożona na dwie godziny gra szpiegowska nie miała praktycznie zwrotów akcji, zaś końcowe rozdanie było tylko namiastką tego, co serwował chociażby finał „Operacji Argo”. Co więcej, wielu scenom towarzyszył niezamierzony (?) komizm – nieudolna próba przyznania się do winy przed współpracownikami czy też żona Kuklińskiego podejrzewająca go na każdym kroku o romans wypadły po prostu słabo i zaburzały przyjemność z seansu.
Film należy pochwalić za to od strony technicznej – Pasikowski rękę do reżyserii ma, a jego filmy ogląda się przyjemnie. Realizacja stoi na wysokim poziomie i nie bardzo jest się do czego przyczepić. Podobnie jest z aktorstwem – Dorociński brawurowo wciela się w postać Kuklińskiego (szczególnie dobrze wygląda jako jego „starsza wersja”), a partnerują mu niezwykle charyzmatyczni Oleg Maslennikov i Dimitri Bilow. Dobrze sprawdzają się też Patrick Wilson, Maja Ostaszewska, Ireneusz Czop i Mirosław Baka, w rolach mniejszych ale ważnych dla fabuły. Tragicznie wypadają natomiast Józef Pawłowski i Piotr Nerlewski (debiut) w rolach synów Kuklińskiego. Nawet bracia Mroczek byliby bardziej przekonujący. Nie pomogły im też kiepsko pisane pod nich dialogi.
Prawdziwa historia Ryszarda Kuklińskiego do dziś pozostaje tajemnicą i jest przedmiotem sporu historyków i publicystów. Pasikowski w niektórych miejscach swobodnie ją nagina, starając się utrzymać filmowe tempo. Efektem końcowym jest przyzwoity film, nie pozbawiony jednak dość poważnych wad. Największymi z nich są jednowymiarowość postaci, brak napięcia i dramatyzmu. Obejrzałem z przyjemnością, ale moim wygórowanym oczekiwaniom jednak nie sprostał.
Źródło grafiki: ITI Cinema
dziękuję, ale ja od tego filmu będę trzymał się z daleka
Czemu? Po Pokłosiu?
Kukliński jest bohaterem, nie dla mnie, lecz dla USA ( analogia postawy USA z niejakim Mr. Snowdenem)
Przemo, na potężnego Croma, przecież Snowden wynosił tajemnice niezawisłego państwa, a Kukliński wynosił tajemnice wasala sowietów. Nawet nie wiadomo czy te tajemnice należały do samego wasala. Jeśli ktoś przedstawi dowody, że Kuliński brał pieniądze, to spojrzę na to inaczej, ale na razie cały czas uważam go za gościa, który podjął samotną walkę z systemem.
Kukliński był pionkiem w grze wywiadów. Nie miał dostępu do żadnych ważnych materiałów. Amerykanie blefują, podkreślając jego zasługi.
Tak mówili generałowie dawnego Ludowego Wojska Polskiego, budując czarną legendę Kuklińskiego. Jesienią 1992 r. krążące informacje zebrał w całość i opublikował w formie notatki dla solidarnościowego kierownictwa MON Zbigniew Skoczylas, dawny oficer LWP, który później związał się z Solidarnością. Zapewne w dobrej wierze, choć żadna z tych informacji nie znajduje potwierdzenia w dokumentach. W latach 90. notatka wyznaczyła jednak krajowy kanon pisania o Kuklińskim.
Obejrzałem wczoraj, nieźle zrył mi beret. Zaraz po nim obejrzałem Strażników Galaktyki, czyli rzekom nowe Star Wars. Tym bardziej przekonałem się, że to drugi po Psach najlepszy film Pasika i najlepszy polski film ostatnich kilku lat.
Jack Strong nie wziął się z powietrza. Wynikową jego późniejszych postaw i decyzji było wychowanie z duchu patriotycznym oraz katolickim, działalność ojca w AK, a także jego późniejsza śmierć w obozie Sachsenhausen. W końcu wreszcie – świadomość, że zależność od Związku Radzieckiego pociągnie Polskę w otchłań, z której nie ma odwrotu. Kukliński dysponując ogromną wiedzą nie potrafił przejść nad tym do porządku dziennego.