Czy pewnego dnia zobaczymy na niebie oślepiający błysk, po którym nic już nie będzie? Gdy astronomowie odkryli istnienie supernowych, zaczęło się przyglądanie sąsiadom Słońca.
Dzisiaj wiadomo, że w naszej bezpośredniej okolicy nie ma żadnych kandydatów na supernowe. Ponieważ żeby gwiazda dokonała swojego żywota w postaci gigantycznego wybuchu, potrzeba spełnić szereg warunków od masy począwszy, na wczesnych stadiach ewolucji kończąc – więc na szczęście nie zdarza się to we Wszechświecie aż tak często. Szacuje się, że maksymalnie w supernowe przekształca się nie więcej niż jeden procent gwiazd we Wszechświecie, choć zapewne sporo, sporo mniej od owego procenta. Aczkolwiek z drugiej strony obliczono, że średnio co 30 sekund w widzianym Wszechświecie wybucha jakaś supernowa. Nasi najlepiej poznani towarzysze. czyli Alfa Centauri i Syriusz są całkowicie bezpieczni. Ale gdy zaczęto zaglądać głębiej w kosmos, dostrzeżono jednego nieprzyjemnego kandydata na bombę zegarową. Zwano go Eta Carinae.
Istnienie jasnej gwiazdy w gwiazdozbiorze Kila było znane od czasu, gdy skatalogował ją w 1677 r. angielski astronom Edmond Halley. Tyle że dopiero ostatnie stulecie przyniosło wieści, że jest to w istocie uśpiony kosmiczny wulkan. Eta Carinae leży 7500 lat świetlnych od Ziemi. Teoretycznie to sporo, ale biorąc pod uwagę skalę kosmiczną, jest to odległość rzutu beretem. Gwiazda jest masywna, około 150 razy większa od Słońca, przez co zachodzące w jej wnętrzu reakcje termojądrowe są wielokrotnie silniejsze. Mgławicę w której znajduje się Eta Carinae pięknie sfotografował teleskop Hubble’a. Prezentujemy jedno z wykonanych przez niego zdjęć tego obszaru.
W 1840 r. Eta Carinae wybuchła, strzelając w przestrzeń wytryskiem materii obliczanym na około 10 mas Słońca. Nie był to wybuch supernowej, lecz sygnał niestabilności owej gwiazdy. Zdarzenie to widać to było gołym okiem z Ziemi. Astronomowie odnotowali pojawienie się jasnej gwiazdy, od której blasku silniejszy był tylko Syriusz.
Obecnie szacuje się, że Eta Carinae ma zapewne przed sobą jeszcze kilkadziesiąt tysięcy lat życia. Czy jeśli wybuchnie, to Ziemi będzie grozić niebezpieczeństwo? Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Szacuje się, że w przypadku przemienienia się Eta Carinae w supernową, obserwowalibyśmy na niebie dodatkowy księżyc w pełni. Wielka jasna tarcza byłaby spektakularnym zjawiskiem przez kilka, może nawet kilkadziesiąt lat, pytanie tylko czy dodatkowo na Ziemię nie dotarłoby groźne promieniowanie? Odpowiedzialności za odpowiedź na to pytanie nie wziął na razie nikt z naukowców.
Tymczasem w 2013 r. dostrzeżono dziwny ślad. Podczas badań dna Pacyfiku wiertło badaczy wbiło się w liczącą około 2 mld lat skałę osadową. Odnaleziono w niej skamielinę bakterii, której jednym z zamiłowań było spożywanie żelaza. W owej bakterii odkryto izotop żelaza, Fe-60, niewystępujący pod żadną postacią na Ziemi. Jedynym możliwym wyjaśnieniem pojawienia się w warstwach osadowych oceanu, jest to, że przybył on wraz z supernową. Jest to pierwszy fizyczny ślad, że najgroźniejsze dla zdrowia organizmów żywych radioaktywne pierwiastki docierały przez wiekami na powierzchnię Ziemi.
Źródło grafiki: pixabay.com
Moc hipernowej, która powstać może (już powstała?) z Eta Carinae byłaby niewyobrażalna. Pewien wgląd w to, jak mogłoby to wyglądać naukowcy zdobyli w 2006 roku, gdy obserwować mogli przeobrażanie się gwiazdy o poetycko brzmiącej nazwie SN 2006gy w supernową. Badacze z NASA podejrzewają, że mechanizm tego przeobrażenia będzie podobny dla Eta Carinae‘y. A ponieważ już teraz obserwują erupcje różnych materiałów z tejże gwiazdy, podobne do takich samych zjawisk, jakie miały miejsce tuż przed przemianą SN 2006gy w supernową, mają powody do podejrzeń, że i koniec Eta‘y jest bliski.
Wzrost jasności Eta Carinae nastąpił liniowo po 1998 roku. Gwiazda staje się coraz bardziej gorąca, bo właśnie to oznacza fakt, że staje się ona coraz bardziej niebieska. Jednak akurat w tym przypadku może to oznaczać coś innego. Kolor może pochodzić od pyłu, który ulega anihilacji. Pył może powodować absorbcję wywołującą emisję niebieskiego światła.
Zniszczenie Ziemi to raczej nie, ale lekka dawka promieniowania to i owszem