Nie każdego przekonuje argumentacja, że „magiczna kula” rażąca JFK nie mogła istnieć. Ale jest coś jeszcze. Poszlaka, która mrozi krew w żyłach.
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości czy owego feralnego listopadowego dnia w Dallas miało miejsce coś więcej niż taki tam rutynowy zamach na prezydenta USA, niech spojrzy na listę do której link podajemy poniżej. Wynika z niej wprost, że liczące około miliona mieszkańców Dallas było w latach 60-tych poligonem, po którym grasował cały gang seryjnych morderców! Nawet Chicago, uważane za nieoficjalną stolicę zbrodni w USA, powinno było ustąpić miejsca w niechlubnej hierarchii. Autorzy wybrali jedynie 22 najbardziej spektakularne śmierci osób związanych ze sprawą JFK. Szacuje się, że pozostałych, wyglądających na bardziej naturalne przypadki, było jeszcze co najmniej kolejnych dwadzieścia.
Pierwszy wniosek, gdy się patrzy na tę listę jest taki, że śmierć przychodziła po swoje ofiary falami. Pierwsze żniwo kostucha zebrała zaraz po śmierci JFK. W 1967 r. trwało śledztwo znanego z filmu Olivera Stone’a prokuratora Jima Garrisona, więc katalog wciąż się poszerzał. Potem kostucha odpoczywała przez kilka lat, zaś kolejne nagromadzenie śmierci przypadło na okres działania komisji HSCA.
Ciekawą postacią jest opisana tutaj Rose Cheramie. Kobieta była striptizerką w klubie Jacka Ruby’ego. 19 listopada 1963 r. została wyrzucona z jadącego samochodu. Jakimś cudem przeżyła. W szpitalu zaczęła opowiadać lekarzom, że JFK zostanie za chwilę zamordowany. Ponieważ była striptizerką, nie bardzo jej chciano wierzyć. Dwa lata później przejechał po niej na autostradzie samochód. Tym razem nie przeżyła.
Zaskakujące są również śmierci dziennikarzy, którzy byli na tajnym spotkaniu w mieszkaniu Ruby’ego wieczorem 24 listopada, w dzień po tym jak szef klubu Carousel zastrzelił Lee Harveya Oswalda. Spotkało się wówczas pięć osób – trzech adwokatów oraz dwóch przedstawicieli prasy. Jeden z tych ostatnich w kolejnym roku został po prostu zastrzelony, zaś drugi – uwaga, bo nawet w najczarniejszych kryminałach rzadko się spotykamy z takimi sytuacjami – zabity ciosem karate w gardło! Jeden z adwokatów zmarł na zawał serca, zaś inny – C. A. Droby o którym już pisaliśmy – został zastraszony przez nieznanego osobnika.
Albo to były zupełnie przypadkowe śmierci, albo ktoś tych ludzi wyłączał z możliwości składania w przyszłości zeznań. W każdym razie prezentowana lista jest ciekawą przesłanką do rozmyślań nad tajemnicą Dallas.
Lista 22 osób związanych ze śmiercią JFK, które umarły w bardzo nienaturalny sposób
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Zdjęcie jak z Ingmara Bergmana 😀
Śmierci same w sobie nie były niemożliwe, natomiast ich nagromadzenie – owszem.
Tak naprawdę to Rose Cheramie powiedziała na policji jeszcze jedną ciekawą rzecz. A mianowicie, że nie dość że Oswald i Ruby dobrze się znali, to jeszcze na dodatek jej zdaniem łączył ich związek homoseksualny.
Na forum historycy.org dyskutujemy teraz z jakimś nieźle otumanionym postlicealistą, który – nadstawcie uszu, bo to się już prawie nie zdarza – jest fanatycznym zwolennikiem wniosków komisji Warrena! Wersja jaką przedstawia to oczywiście trzy strzały Oswalda. Pudło, magic bullet, headshot. Pierwsze pudło tłumaczy tym, że liście przesłoniły strzelcowi widok. Przesłoniły, a mimo to biedny Oswald strzelał. Tak mu przesłoniły, że w ogóle nie trafił w limuzynę, natomiast trafił w krawężnik, z którego odprysk ranił stojącego około 100 metrów dalej Jamesa Tague’a. Mimo że ten twierdził w swoich zeznaniach, że jego zdaniem raniła go druga kula. Nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby wierzyć w taką wersję wydarzeń.
Od 160 klatki Zaprudera do 313 są 153 klatki. Przyjmując, że samo przeładowanie broni Oswalda to minimum 42 klatki, nie zostaje właściwie miejsca na to, żeby Oswald oddał więcej niż 3 strzały. No bo wówczas na celowanie Oswald miałby jedynie 313-160-126, czyli 27 klatek. Czyli jakieś półtorej sekundy na trzy strzały. Średnio pół sekundy na strzał. A to jest niemożliwe, nawet dla zawodowca. Wniosek byłby jasny – Oswald nie mógł oddać wszystkich 4 strzałów. Dlatego WC musiała wymyślić absurd stulecia w postaci magic bullet, podczas gdy imo gubernator Connally dostał w dwóch porcjach – najpierw lekko odłamkiem po kuli która trafiła JFK w plecy („My God they’ll kill us all”), a potem w okolicach klatki 300 strzał w plecy, gdy na filmie Zaprudera widać jego krzyk.
Ogólnie rzecz biorąc, ludzie dziwiący się „no jak to możliwe, że ktoś podejrzewa CIA o przeprowadzenie akcji w Dallas” powinni nieco ochłonąć i zajrzeć do historii. Dwa lata wcześniej miała miejsce niesławna inwazja w Zatoce Świń. Spisek zorganizowany przez CIA, który był tak nieudany, że od razu się rypnął. Mimo że dziś wiadomo kto i co, to ciągle nie wiemy którzy ludzie CIA byli bezpośrednio odpowiedzialni za tę zbrodniczą operację inwazji na obcy kraj. Ochrona aktywów wywiadowczych. Spójrzcie na sedno – CIA przeprowadziła tę akcję nie swoimi rękami, lecz łapami opłaconych najemników. Żeby wyglądało to na pseudo rewolucję. Jakieś paralele z Dallas, anyone?
Polecam wspaniały komentarz Mirosława Cieślika znajdujący się na oficjalnych stronach polskiego MSZ. „Prawdę mówiąc, żeby bez zastrzeżeń uwierzyć w konkluzje „raportu komisji Warrena” trzeba mieć w sobie niezmierzone pokłady wiary. Z raportu wynika, że tajne służby USA wykazały się takim dyletanctwem, że nie powinno im się powierzać nawet ochrony stacji benzynowej w Wyoming. W patologicznie antykomunistycznym Teksasie mieszkał sobie facet, który poprosił o azyl w Związku Radzieckim, żył tam dwa lata, wrócił z rosyjską żoną, poczym natychmiast zaczął wszem i wobec deklarować się jako zwolennik Fidela Castro, którego dopiero co USA próbowały obalić, a CIA uśmiercić – i taki ktoś w momencie przyjazdu prezydenta nie trafia nawet na listę obserwowanych. Po czym aresztowany prawdopodobny zabójca głowy państwa nie zostaje nawet przesłuchany jak należy (na taśmę nagrano tylko kilka zdań, nawet zeznać nie protokołowano), a następnie w gmachu policji zostaje uśmiercony z taką łatwością, jakby był na tarczą na strzelnicy. I nie zdarzyło się to w „bananowej republice”, a w najpotężniejszym mocarstwie świata.”
A propos Jima Garrisona ciekawostka. Po tym jak zakończył sprawę Claya Bertranda, został sam postawiony w stan oskarżenia. Powód: rzekome machlojki związane z przemysłem flipperów! Powtórzę: flipperów.
C.A. Droby do dziś prowadzi kancelarię prawniczą w Dallas na Main Street! W porę się wycofał i kostucha nie zdołała zagiąć na niego parol.
http://www.manta.com/c/mm0rq5w/c-a-droby