Koniec XIX wieku, ekspansywny rozwój motoryzacji. Mało kto sobie dziś uświadamia jakie samochody przeważały wówczas na amerykańskich drogach.
Pod koniec la 20-tych XIX wieku węgierski ksiądz z zakonu benedyktynów, Anyos Jedlik, zbudował pierwszy na świecie silnik elektryczny. Niestety, Węgier nie był miłośnikiem motoryzacji i poza tym, że podłączył do swego wynalazku przekładnię, którą przekazywał napęd na jedną oś z kołami, nic więcej nie zrobił. Jego ideę wsparł francuski fizyk Gaston Plante, gdy w 1859 r. wymyślił akumulator kwasowo-ołowiowy – pierwszy przedmiot w którym można było magazynować energię elektryczną.
Pod koniec wieku w USA jeździło już dużo samochodów elektrycznych. Popularne modele osiągały maksymalnie prędkość do 40 km/h, zaś najbardziej luksusowe automobile były w stanie przejechać na jednym ładowaniu nawet 80 kilometrów. Ich zaletą było przede wszystkim to, że nie trzeba było kręcić korbą przy uruchamianiu. Dodatkowo, były znacznie cichsze od swych spalinowych braci. W 1899 r. świat na moment wstrzymał oddech, gdy belgijski kierowca wyścigowy Camille Jenatzy pobił rekord szybkości, mknąć elektrycznym rumakiem ponad 100 km/h. Jenatzy nosił ksywkę „czerwony diabeł”, zaś swoje czterokołowe cudo (na zdjęciu we współczesnej rekonstrukcji) nazwał „nienasyconym”.
Na początku XX wieku po amerykańskich drogach jeździło, jak się szacuje, około 30 tysięcy samochodów elektrycznych. Więcej niż spalinowych i sporo więcej niż samochodów napędzanych parą wodną. W Nowym Jorku kursowały taksówki elektryczne, zaś w 1901 r. niemiecki producent i wynalazca, Ferdynand Porsche zaprezentował pierwszy na świecie automobil hybrydowy, korzystający z napędu elektrycznego oraz spalinowego. Przeznaczony on był dla najbardziej wymagających klientów, którzy na przykład zamierzali wybrać się na piknik, mając w planach przejechanie więcej niż 80 kilometrów bez ładowania akumulatora. Właśnie to ładowanie zaczęło stanowić coraz większy problem dla użytkowników. Trwało kilkanaście godzin, podczas których samochód stał nieczynny. Oczywiście, można było kupić zapasowy akumulator, ale nie były to małe koszty.
Uważa się, że ekologiczną erę motoryzacji elektrycznej zabił Henry Ford, w 1908 r. wprowadzając na rynek epokowego Forda model T. Obowiązkowo czarna maszyna z rozsuwanym dachem była pierwszym samochodem dla szerokich mas. Wraz z premierą kosztował okrągły tysiąc dolarów, ale już w latach 20-tych można go było nabyć trzy razy taniej. Dodatkowo, Ford wraz z modelem T rozwinął rynek części zamiennych, podczas gdy wcześniej zepsutą część trzeba było wykonywać we własnym zakresie.
W latach 20-tych samochody elektryczne praktycznie wyszły z obiegu. Ta wspaniała era próbowała się jeszcze kilkakrotnie odradzać. Trend był zwłaszcza silny pod koniec lat siedemdzeisiątych, gdy światem wstrząsał kryzys naftowy. Dzisiaj znów się mówi o powrocie do elektryczności, głównie za sprawą Elona Muska i jego Tesli, ale powstaje pytanie: kto oprócz ekologów miałby być tym zainteresowany? Wielkie koncerny samochodowe dobrze sobie radzą z silnikami spalinowymi i nikt nie jest pewien czy rewolucja nie wywróciłaby dotychczasowego układu do góry nogami. Status quo nie jest złe.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
„francuski producent i wynalazca, Ferdynand Porsche”….. Pozdrawiam.
Dzięki za podpowiedź. Poprawione. Nie wiem dlaczego, ale mi też się wydawało, że on jest z tej samej paczki co Renault i Citroen.
Ferdinand Porsche (ur. 3 września 1875 we Wrocławicach nad Nysą, zm. 30 stycznia 1951 w Stuttgarcie)[1] – konstruktor samochodów i innych pojazdów mechanicznych. Urodzony w Austro-Węgrzech, większość życia spędził w Niemczech. (Wikipedia)
Ford T szybko pojawił się w Polsce. Działająca we Francji Polska Wojskowa Misja Zakupów dokonała zakupu kilkudziesięciu pojazdów osobowych, głównie pochodzenia amerykańskiego. Pochodziły one z demobilu po armii amerykańskiej. Zgodnie z danymi, PWMZ, w latach 1919 – 21 zakupiła 49 samochodów osobowych Ford T. Użytkowane w Polsce Fordy T miały nadwozie typu Torpedo. Większość pojazdów była w złym stanie technicznym. W czerwcu 1920 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych wydało specjalną książkę „Samochód Ford. Konstrukcja, konserwacja i jazda”, która przeznaczona była dla Wojskowych Szkół Kierowców Samochodowych. Warto także przypomnieć, że na podwoziu Forda T powstał pierwszy polski samochód pancerny Ford Tfc. W miarę zużywania się pojazdów dokonywano niedużych zakupów Fordów T. Na początku lat 20-tych podjęto próby działań o charakterze wytwórczym, których pierwszym etapem było zmontowanie pewnej ilości (prawdopodobnie 240 sztuk) samochodów Ford T. Nieduża montownia Forda w Warszawie, montującą w latach 1926-28 samochody osobowe typu T i półciężarowe TT. Montownię zlikwidowano po zmontowaniu kilkuset samochodów.
Co do elektryków – patrzę i dziwię się widząc ceny. Małe auto miejskie – cennik Renault Zoe rozpoczyna się od prawie 90kPLN. Fajniejsza wersja prawie 100kPLN. I to wszystko za auto prostsze technicznie od spalinowego odpowiednika (prosty silnik, brak skomplikowanej skrzyni biegów, proste zawieszenie).
Teraz najlepsze: akumulatory wynajmujemy – i to z ograniczeniem do przebiegu. Wynajem jest droższy niż paliwo na przejechanie limitu miesięcznego… I gdzie tu oszczędność? Gdzie postęp? W końcu elektryczne samochody wynaleziono (jako prostsze) przed spalinowymi..
No ja mam osobiście nadzieje, ze te ceny wreszcie stana sie ludzkie albo rzad ogarnie dla kierowcow elektrykow jakies dobre profity jesli chodzi o oplaty. Na szczescie cennik greenway’a jest przystepny. Tak jak sie spodziewalismy stawki jak przy utrzymaniu spalinowego auta no i dzialania proklient jak zrobili teraz w te wakacje ze znizkami za ładowanie