Posągi wchodzące w skład świątyni Atlantów w Tuli od zawsze budziły barwne skojarzenia. Byli żołnierzami czy bogami? I skąd te dziwne nauszniki?
Ruiny Tuli oddalone są o około 100 kilometrów od stolicy Meksyku. Nie są tak obszerne jak wielu innych miast Ameryki Prekolumbijskiej, ale pod względem otaczających je legend mało które inne miasto może im dorównać. Tula jest identyfikowana ze starożytnym miastem Tollan, wspominanym przez XVI-wiecznych pisarzy hiszpańskich. Jeśli chodzi o wpływy architektoniczne, uważa się, że największy wpływ miała na Tulę warowna twierdza Majów, Chichen Itza. Uważa się, że miasto w dużej części zasilili uchodźcy z Teotihuacan. Do największej świetności Tula doszła pomiędzy IX a XII wiekiem n.e. za panowania Tolteków.
Według legend, to właśnie w Tuli doszło do kłótni między bogami. Pierzasty wąż Quetzalcoatl narobił wielu wrogów odmawiając składania ofiar z ludzi. Jego przeciwnicy upili go i spowodowali, że zaczął myśleć, że popełnił wielki grzech. Głównym mącicielem był stanowiący wcieleniem zła bóg Tezcatlipoca, którego imię można tłumaczyć jako „dymiące lustro”. Quetzalcoatl z własnej woli skazał się na banicję. Odpływając oceanem, przyrzekł, że któregoś dnia jeszcze powróci w te strony. To właśnie jego tubylcy pomylili z Hernanem Cortesem, gdy zobaczyli na swojej ziemi wodza hiszpańskich konkwistadorów. Jak się później okazało, konsekwencje owej pomyłki miały oznaczać początek końca Starej Ameryki.
Największa świątynia w Tuli, otoczona posągami liczącymi do sześciu metrów, była prawdopodobnie poświęcona legendarnemu uchodźcy, Quetzalcoatlowi. To właśnie owe posągi należą do najsłynniejszych rzeźb starożytności.
Tezcatlipoca w kalendarzu Azteków
Źródło grafiki: pixabay.com
Autobus do Tuli wysadził nas w centrum miasta. Zdążyliśmy się zorientować, że do strefy archeologicznej jest niezły kawałek. Od czego są w Meksyku taksówki? Zapłaciliśmy coś około 10 złotych (w sumie) i dotarliśmy do celu.
Pogoda nie dopisywała, bałem się o nią trochę, bowiem przed wylotem prognozy nie były zbyt zachęcające. Siłą rzeczy najważniejszy był dzień 3. póki co to nie było to kwestią najważniejszą, ale przebijające się momentami przez chmury słońce zdradzało, jak przyjemnie będzie tam w w obliczu błękitu nieba.
Droga do ruin usłana była… Nie, nie kaktusami Tzn. były i kaktusy, natomiast mnóstwo było straganów, gdzie można było kupić suweniry. Miażdżąca była cena – kawałek ręcznie zdobionego, dość ładnego mierząc miarą „pierdółkową” kamienia kosztował 1 PLN. Dużo piszę o cenach, ale to faktycznie był czas, gdy byliśmy wciąż zaskoczeni tym, jak ten kraj jest tani… Ruiny dały nam przedsmak tego, co zobaczymy na przestrzeni zbliżających się dni. Boisko do gry w pelote, obeliski. Nie przepadam za zwiedzaniem wszelakich zabytków, uwielbiając za to naturę, natomiast kultura Azteków i Majów zdaje mi się być niczym z innego świata, jest w niej coś wyjątkowego….