Przy okazji 50-lecia zabójstwa prezydenta Kennedy’ego pojawiło się wiele programów na ten temat. W tym jeden szczególny, zrealizowany przez Maksa Kolonko.
Na ten film naszą uwagę zwrócił jeden z Czytelników Tunguski. Ponieważ pamiętam Maksa Kolonko jeszcze z czasów TVP, oglądałem też niektóre jego internetowe filmiki, podszedłem do sprawy z lekką ostrożnością. Pierwsze zdziwienie było takie, że program trwał 30, a nie pięć minut. Potem nabrałem szacunku do Kolonko za dziennikarskie przygotowanie do tematu. Podczas gdy telewizyjni profani klecą podobne reportaże w ciągu kilku godzin, Kolonko musiał w mojej ocenie zbierać materiały przez co najmniej tydzień. Nie pominął niczego z najważniejszych wydarzeń na Dealey Plaza. Miał własną tezę, którą logicznie udowodnił powtarzając co prawda co chwilę, że „ta teoria się dodaje”, ale wybaczmy owe didaskalia. Koniec końców powstał moim zdaniem najlepszy polski filmowy dokument o zabójstwie JFK, w szyderczy sposób obalający oficjalną wersję komisji Warrena. O tym, że Lee Harvey Oswald fizycznie nie mógł oddać trzech oficjalnych strzałów, Tunguska pisała co najmniej dwukrotnie. Teraz zostało to powiedziane po raz kolejny, tym razem w formie filmowej.
Skracając analizę faktów pobocznych, główny tok rozumowania Kolonki jest następujący. Pierwszy strzał pada w momencie, gdy na filmie Zaprudera prezydencka limuzyna wjeżdża za barierkę reklamową. Od razu natrafiamy tutaj na problem. Mianowicie, komisja Warrena by uprawdopodobnić wersję Oswalda jako samotnego strzelca, musiała przyjąć, że jedną kulą zostali trafieni prezydent oraz siedzący przed nim gubernator John Connally. Tymczasem na filmie Zaprudera wcale tego nie widać. W momencie gdy Kennedy po wyjechaniu samochodu zza barierki chwyta się za szyję, Connally odwraca się i wypowiada jakieś słowa. Mniejsza z tym czy mówi, jak twierdzi Kolonko „O Boże, oni zabiją nas wszystkich” – ważne jest to, że w tamtym momencie nie jest jeszcze fizycznie trafiony żadną kulą. Owa kula, która według Warrena miała trafić Connally’ego, według Kolonki wylatuje przez przednią szybą, zostawiając po sobie dziurę. Widoczna ma być ona zarówno na filmie Zaprudera, na zdjęciu zrobionym przez reportera stojącego po drugiej stronie ulicy, jak również na zdjęciu FBI wykonanemu prezydenckiej limuzynie już po strzelaninie. To według Kolonki jego główne znalezisko, ponieważ praktycznie nikt o tym wcześniej nie pisał. Zgoda, ciekawy fakt, tyle że dla głównej analizy mający znaczenie poboczne.
Najważniejsze znaczenie ma bowiem tutaj to, co zostaje uchwycone w klatce numer 300 filmu Zaprudera. Kolonko słusznie zauważa, że wówczas usta Connally’ego układają się w grymas bólu, a chwilę później gubernator pada na siedzenie. Dostał strzał! Idealnie się się to zgadza z jego zeznaniami po zamachu, gdy jasno twierdził, że najpierw został trafiony prezydent, a dopiero później on. Rzecz zupełnie szokująca – komisja Warrena odrzuciła to zeznanie.
Idąc dalej tym tropem, skoro w klatce numer 300 filmu Zaprudera, Connally dostaje strzał, a w słynnej klatce 313 inna kula trafia Kennedy’ego w głowę, jest całkowicie jasne, że obu tych kul nie mogła wystrzelić ta sama osoba. Dlaczego? Dlatego, że minimalny czas samego przeładowania Mannlichera-Carcano, czyli karabinu z którego według wersji oficjalnej strzelał Oswald, to troszeczkę więcej niż 2 sekundy. Na marginesie, zwróćmy uwagę – to czas minimalny, nie wliczający w ogóle tego, że strzelec musi wycelować. Tymczasem jedna sekunda na filmie Zaprudera to około 18 klatek. Tutaj mamy odstęp 13 klatek pomiędzy dwoma strzałami. Ponieważ założenia są jasne i nie budzące zastrzeżeń, wniosek z tego rozumowania może być tylko taki, że na Dealey Plaza do prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego musiał strzelać więcej niż jeden człowiek. Koniec, kropka.
To jedno wiemy już dzisiaj na pewno, cała reszta pozostaje ciągle „tajemnicą, owiniętą w zagadki wewnątrz enigmy”.
30-minutowy dokument Maksa Kolonki o zabójstwie JFK
Źródło grafiki: globalnews.ca
W jednym z komentarzy na YouTube ktoś zarzuca Kolonce, że cały swój program rzekomo ściągnął z dokumentu „JFK: The Smoking Gun”. Nie widziałem tego filmu, ale z tego co zdążyłem sprawdzić, nie jest to prawdą i zarzut wydaje się jałowym hejtem. Ten dokument koncentruje się bowiem na analizie trafienia w głowę JFK. Wnioski są oczywiście podobne – że było co najmniej dwóch strzelców, ale to nie oznacza od razu, że Kolonko „zerżnął” całą treść. Poza tym autor wspomnianego dokumentu, Howard Donahue zasłynął niedawno tezą, jakoby JFK miał zostać zastrzelony omyłkowym strzałem agenta CIA. Rzecz równie szokująca, co niedorzeczna.
Już kiedyś napisałem że efekt „mydlenia oczu” i matactw w czasie śledztw choćby Warren Commision mógł byś spowodowany nie tym, że wszelkie tajne służby chciały ukryć swój udział w spisku, tylko że po prostu obawiając się masowej kompromitacji i skandalu chciały ukryć fakt że przez kilka wcześniejszych lat miały na swoim żołdzie niezrównoważonego czubka który pewnego dnia odbezpieczył stary karabin i zastrzelił samego prezydenta. Przecież tak skrajna nieodpowiedzialność bądź niedopatrzenie musiałaby spowodować że poleciałyby głowy. Oswald być może był tak świetnie skonstruowanym schizofrenikiem z manią wielkości ( choć był po prostu człowiekiem głęboko nieszczęśliwym i skrajnie żałosnym choć mocno zadufanym z wyolbrzymionym ego) że oszukał wszystkich, w tym swoich „oficerów prowadzących” w CIA.
Bo czy Oswald był agentem – 65 proc. informacji z jego życia raczej tą tezę potwierdza niż obala.
Jego eskapada do Rosji w 1959 r. i powrót do Stanów w 1962 zdaje się to potwierdzać, przekraczanie Żelaznej Kurtyny a następnie powrót ( i to za pieniądze samego rządu) raczej należały do rzadkości skrajności , ale z drugiej strony także można powiedzieć wprost że był to człowiek który rozpaczliwie poszukiwał swojego miejsca w życiu – myślał że będąc nieudacznikiem w Ameryce, zrealizuje się w robotniczym radzieckim raju. Polecam świetny dokument o amerykańskim żołnierzu który w tym samym roku jak Oswald z Mariną powracał z Rosji do Ameryki, uciekł poprzez linię demarkacyjną do Korei Północnej ( no i pozostał tam do dzisiaj). Jego życie przypomina bliźniacze odbicie tego co przeżywał Oswald – rozbita rodzina, dom, sierociniec no i niewierna żona. Facet nie skończył jak zamachowiec ale też spotkał się ze społecznym ostracyzmem ( podobnie jak i jego rodzina którą pozostawił w Stanach).
Nazwa filmu to „Korea – za linią demarkacyjną”. O ile jednak James Joseph Dreznol ( bo tak się nazywał ten żołnierz) okazał się po prostu dezerterem i zdrajcą (wykorzystywała go potem z rozmachem propaganda północnokoreańska gdzie grywał nawet w fabularyzowanych filmach KRLD bezwzględnych przypominających SSmanów żandarmów US Army) Oswald był nie tylko zdrajcą (bo jak można nazwać jego wyjazd do Rosji gdybyśmy założyli że nie był jednak agentem pod przykrywką?) ale pechowcem i wariatem który się nawrócił a potem znów zwariował – jednym słowem żałosna postać.
Czy to on strzelał? Może i oddał jeden strzał ale przy osiągach tej broni i biorąc pod uwagę fakt że już w tamtym roku 1963 była to broń archaiczna śmiem w to powątpiewać.
Kolonko sugeruje że sekwencja wyglądała w ten sposób: STRZAŁ – PRZERWA – STRZAŁ-STRZAŁ. Sugeruje więc tym że o ile Oswald strzelał oddał pierwszy strzał, następne dwa padły błyskawicznie jeden po drugim ( co od razu daje wniosek że ktoś strzelał z karabinu automatycznego).
Tak przynajmniej wyglądają zeznania tego naocznego murzyńskiego świadka, który był wówczas dzieckiem i stał pod składnicą dokładnie naprzeciw wejścia (albo siedział przy fontannie).
Odpowiedź kryje sie w filmie nagranym przez „babushke lady”, kobiete ktora widac w 6:05 jak nagrywa film prosto w strone miejsca z którego padł 3 strzał, ciekawe co stało się z tym nagraniem, są zdjecia jak zaraz po zamachu rozmawia z jakims tajemniczym gościem.
Wiele dokumentów wciąż jest tajnych, a na prawdę o tym kto i dlaczego stał za zamachem wciąż czekamy. Wiele dokumentów, jak te dotyczące Lee Harvey Oswalda. Jacka Rub`yego, Claya Shawa, Davida Ferry są do dziś utajnione, nie znamy losów wielu świadków, którzy w tajemniczych okolicznościach ginęli i mimo, że upłynęło od zamachu już pół wieku wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jak już wcześniej wspomniałem tylko jedna osoba – Jim Garrison, prokurator z Nowego Orleanu, wszczął proces w 1966 roku wobec Claya Shawa, który ostatecznie zakończył się jego uniewinnieniem. Dopiero kilkanaście lat później w 1979 roku, Richard Helms, były dyrektor CIA, zeznał pod przysięgą, że Clay Shaw był tajnym współpracownikiem Centralnej Agencji Wywiadowczej. Również w sprawie Claya Shawa wypowiedział się Edward Haggerty, który w 1966 roku był sędzią w procesie nowoorleańskiego biznesmena. W 1992 roku Haggerty w wywiadzie stwierdził wymownie, że Shaw okłamywał ławę przysięgłych. Nie da się więc ukryć, że działania po śmierci prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy`ego wzbudzały podejrzenia wielu osób i opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych. Do dziś jest to bowiem jedna z najczarniejszych kart w historii USA, która wciąż czeka na odkrycie i ujawnienia prawdy o tym, co stało się 22 listopada 1963 roku w Dallas.