W latach 60. potrafiły przekabacić niejednego bohatera. W końcu z pomocą tasaków i dubeltówek dały wycisk pomyleńcom w stylu Freddy’ego Kruegera czy Jasona Voorheesa.
W filmowej literaturze anglojęzycznej funkcjonuje pojęcie „scream queen”, opisujące krzyczącą na widok jakiegoś potwora albo mordercy, kobietę. Gdy mowa o scream queen, od razu musi paść nazwisko ostatniej żywej legendy przedwojennego horroru, wielkiej Fay Wray. To ją wybrał sobie King Kong na swoją oblubienicę w klasycznym obrazie Meriana C. Coopera z 1933 roku. Naiwna blondynka zobaczywszy wielką małpę, zaczęła krzyczeć tak głośno, że weszła do historii kina. Przez całe lata 30. i 40. w ogólnoświatowym filmowym horrorze dominował podobny typ bohaterek, znajdujących się na drugim planie i pojawiających się generalnie wyłącznie jako obiekt uwielbienia filmowych monstrów. Najbardziej znaną aktorką z tamtego okresu stała się Evelyn Ankers, niemalże etatowo obsadzana w kolejnych produkcjach studia Universal u boku takich starych wyg jak Bela Lugosi czy Lon Chaney Jr.
Bardzo ważną rolę w omawianej kwestii odgrywał w hollywoodzkim kinie kodeks Haysa. Wprowadzony w życie 17 lutego 1930 roku, w punktach wyszczególniał, czego nie wolno pokazywać na ekranie. Cała para „strażników Haysa” szła w chronienie widzów przed oglądaniem nagości. W latach 50. wraz z eksplozją popularności kina s-f bohaterki bynajmniej nie zdobyły niezależnego im statusu. Mogły tylko się ubierać nieco swobodniej – w obcisłe bluzki i znacznie krótsze niż wcześniej spódniczki. Jeśli natomiast chodzi o ekranowe zachowanie, cały czas nie mogły się wyemancypować.
Zasadnicza zmiana nadeszła wraz z eksplozją brytyjskich horrorów z wytwórni Hammer pod koniec lat 50-tych. W produkcjach z Frankensteinem i Draculą na pierwszym planie znajdowali się oczywiście Christopher Lee oraz Peter Cushing, natomiast kobiety, choć ciągle nie grały wiodących ról, zaczęły mieć poważny wpływ na męskich bohaterów. To właśnie za nimi uganiał się Dracula, to one stanowiły silniejszą połowę ekranowych małżeństw, które w standardowym scenariuszu z Hammera wpadają w sieć intryg. Ba, czasem niczym Jacqueline Pearce w „Kobiecie wężu” zaczęły stanowić źródło grozy. Jeden z szefów Hammera, James Carreras twierdził twardo, że ludzie przychodzą na ich filmy nie po to, żeby oglądać horror, lecz po to, by popatrzyć na dziewczyny!
Żeby zaobserwować, jak przebiegała ewolucja w prezentacji kobiecej nagości w kinie grozy lat 60-tych i wczesnych 70-tych, przyjrzyjmy się kilku przykładom. Oto w horrorach Hammera największa spośród posiadanych przez wytwórnię piękności, Hazel Court (na zdjęciu), ciągle jeszcze mogła uwodzić jedynie zalotnym uśmiechem i wydatnym dekoltem, podkreślającym jej duże piersi (jak delektuje się Stephen King, „nieustannie wypadające ze stanika” – pozwolę sobie jednak poprawić Mistrza uściślając, że jedynie dumnie „wypinały się”!). We „Frankenstein stworzył kobietę” (1966) z warsztatu barona schodzi ponętna i skąpo odziana modelka „Playboya”, Susan Denberg, lecz niestety zostaje przez swego stwórcę wyposażona w wadliwie działający umysł, co w sprytny sposób odsunie na bok kosmate myśli widza. Podobnie we Frankenstein musi umrzeć, gdzie baron próbując zgwałcić sterroryzowaną kobietę, zdoła ją ledwo chwycić za bluzkę, a już nastąpi brutalne cięcie montażysty.
Do konkretów bohaterki horroru przeszły dopiero na początku lat 70-tych. W być może najsłynniejszej scenie tego rodzaju, tak znana aktorka jak Britt Ekland zgodziła się pojawić rozebrana do rosołu (wykonując przy okazji coś, co eufemistycznie można nazwać tańcem brzucha!) w „Słomianym bóstwie” (1973). Jak na ówczesne standardy i nobliwość tej produkcji, była to naprawdę szokująca scena, która omal nie zablokowała dystrybucji całego filmu. Nie patyczkowała się również Julie Christie odgrywając z Donaldem Sutherlandem w „Nie oglądaj się teraz” być może najodważniejszą mainstreamową scenę erotyczną całej dekady. Zresztą od początku lat 70. nie było już w Ameryce prawnych problemów z pokazywaniem nagości, gdyż nie funkcjonował już kodeks Haysa, a na jego miejsce wprowadzono nowy system oceny filmów, który w nieco zmodyfikowanej formie przetrwał do dziś.
W epoce rewolucji seksualnej na ekranie zaczęły się pojawiać kolejne bohaterki horrorów: Carol Ledoux ze „Wstrętu”, Rosemary filmu tegoż samego Polańskiego czy mała Regan z „Egzorcysty”. Prawdziwa rewolucja rozpoczęła się jednak dopiero w końcówce lat 70. Wówczas, oprócz samodzielnej i zdeterminowanej Sigourney Weaver, która dzielnie walczyła z pozaziemskim pomiotem, na arenę wkroczyły bohaterki kolejnych odmian „Halloween” Johna Carpentera, podgatunku horroru określanego jako slasher. Stało się w tych filmach zasadą, że główny przedstawiciel zła musiał być zawsze na końcu zabijany przez dziewczynę. To ona, zobaczywszy wcześniej śmierć swoich przyjaciół, chwytała za tasak albo nóż (w bardziej ekstremalnych przypadkach posługując się nawet stryczkiem!) i załatwiała problemy z psychopatą. Trzy grosze do tego przełomu dorzuciła Angie Dickinson, która wyznaczyła nowe standardy dla prezentacji nagości w kinie hollywoodzkim. Oto w filmie „W stroju mordercy” Briana De Palmy Dickinson stała naga pod prysznicem, a ciekawska kamera bez żadnego skrępowania przyglądała się intymnym częściom jej ciała. Choć wiadomo było, iż przy realizacji zbliżeń aktorka była zastępowana przez dublerkę (De Palma wykorzystał zresztą później całą sytuację w doskonałym autoironicznym horrorze „Świadek mimo woli”), nie zmieniało to szoku: kobieca nagość przestała być wreszcie tabu w kinie głównego nurtu!
Źródło grafiki: briansdriveintheater.com
Susan Denberg jest jedną z legend ze styku świata filmu i branży playboyowej. Krążą legendy, że już nie żyje, ale nie ma dowodów, przez co oficjalne źródła uznają, że jednak żyje. Nie daje znaku życia, jej filmografia urwała się w 1967 roku, czyli na Frankensteinie. Ostatnie relacje sprzed wielu lat mówiły, że jest w depresji, zamknięta w swoim domu w Klagenfurcie. A urodziła się w obecnie polskim Połczynie Zdroju w zachodniopomorskim.
Denberg żyje, plotki o jej rzekomym przedawkowaniu narkotyków to sprawa sprzed pół wieku. Wszystko wskazuje na to, że żyje w Klagenfurcie, tylko pod swoim prawdziwym imieniem Dietlinde Zechner. Filmem nie zajmuje się od 50 lat.
Hazel Court zupełnie oficjalnie zmarła w 2008 roku. Podobno za czasów świetności otrzymywała od fanów około 100 listów w ciągu jednego miesiąca. Na każdy odpisywała. Curt przyszła na świat 10 lutego 1926 roku w angielskim mieście Sutton Coldfield, jako córka słynnego gracza krykieta. Gdy była nastolatką została wychwycona przez organizację J. Arthura Ranka, właściciela studia filmowego i teatrów.