Na początku XX wieku o takim cudeńku jak Ford T marzył każdy młodzieniec. Ale czy było wówczas po czym w Polsce jeździć? I gdzie tankowano benzynę?
Rozwój dróg na całym świecie nastąpił po koniec XIX wieku, gdy w USA wynaleziono technologię przerobu ropy naftowej, co dało początek rozwojowi nawierzchni z zastosowaniem asfaltów ponaftowych. Zaczynała się nowa epoka, w której drogi szutrowe (sypane kruszywem), brukowe (z ciosanych kamieni) czy pożal się Boże, kocie łby (z obłych otoczaków) powoli odchodziły w zapomnienie. Czarny asfalt przejmował władzę w cywilizowanym świecie.
W Polsce na szeroką skalę asfalt zaczęto stosować do budowy nawierzchni dróg międzymiastowych dopiero po zakończeniu I wojny światowej, gdy wdrożono metody przetwarzania asfaltów ponaftowych. Produkowano rocznie kilkanaście tysięcy ton asfaltów, co może nie było oszałamiającą liczbą, ale ich jakość nie ustępowała ponoć zachodnim. Wśród zakładów prym wiodła rafineria ropy Polamin w Borysławiu w obwodzie lwowskim.
Pod koniec 1930 r. rozpoczęły się prace nad rozwiązaniem mającym uzdrowić stan dróg w Polsce. Wkrótce Sejm uchwalił ustawę o Państwowym Funduszu Drogowym, powołanym w celu dostarczenia środków na budowę infrastruktury komunikacyjnej. Nie szło to jakoś nadzwyczajnie, gdyż pod koniec lat 30-tych jedynie 7% dróg krajowych miało nawierzchnię w pełni przystosowaną do ruchu samochodowego. Warto przy tym odnotować, że pierwszą na ziemiach polskich drogę, jaką według współczesnych standardów moglibyśmy nazwać może nie autostradą, ale drogą krajową, był liczący kilkadziesiąt kilometrów odcinek obecnego A4 w okolicach Wrocławia.
Pierwsze stacje benzynowe w Polsce zwane wówczas pompami pojawiły się w Warszawie w 1924 r. Wcześniej benzynę kupowało się w aptekach i składach chemicznych. Z tankowaniem było sporo problemów, gdyż rzadka sieć stacji powodowała, że łatwo mogło zabraknąć w trasie benzyny. Miało to miejsce zwłaszcza na słabo zaludnionych kresach.
Jak a praktyce wyglądało przedwojenne samochodowe podróżowanie pomiędzy miastami, dowiadujemy się z „Dzienników” Marii Dąbrowskiej: „O 9-tej rano Fordem wyjeżdżamy z Lublina. Jedziemy zrazu szosą Lublin–Zamość–Lwów. Za Piaskami (ohydne miasteczko) skręcamy w lewo na gorszą szosę. O 12-tej przyjeżdżamy do Hrubieszowa. Tam jemy obiad w małej restauracyjce przy hałaśliwych dźwiękach radia. O 1-szej jedziemy dalej w stronę Gdeczyna. Na kilka kilometrów przed Gdeczynem szosa urywa się, a ponieważ grozi deszcz, więc z obawy przed zagrzęźnięciem zostawiamy auto na szosie, a sami najętą furmanką polnymi drogami jedziemy do Gdeczyna”.
Na zdjęciu widzimy fragment wybudowanej pod koniec lat 30-tych autostrady z Polany koło Ustronia na szczyt Równicy w Beskidzie Śląskim. Autostradą zwano ją według przedwojennych standardów. Można więc sobie wyobrazić jak wyglądały drogi, którymi jechała Maria Dąbrowska. Jedno jest pewne – już w Międzywojniu Polska słynęła ze złych dróg, rozwojowo znacznie zapóźnionych w stosunku do Anglii czy Francji.
Źródło grafiki: NAC
Ta droga istnieje do dzisiaj, tylko mostki trochę inne.
Mam mapę samochodową Polski z 1939 roku. Uzupełnia ona świetnie lekturę książki S. Kopera o Polesiu przed wojną. Wielka biała plama z jedną czerwoną kreską…
Zrobiłem też kiedyś połączenie dwóch map – sieć kolejowa w Polsce i granice zaborów. Zabór rosyjski jest bardzo słabo rozwinięty pod tym względem, dokładnie widać granice zaborów. Sieć drogowa jest pewnie podobna.
Macie odpowiedź dlaczego jedyna normalna droga była na Śląsku. Ciekawi mnie dlaczego Niemcy nie pozostawili w 1919 więcej dobrych dróg.
Hitler chciał wybudować porządną autostradę, to się Beck nie zgodził :]
Bo tą autostradę polaczki mogłyby tylko oglądać zza płota. Asfalt tylko dla Prusaków!!
Musisz mieć gościu kompleksy