W czasach Belle Epoque na uliczkach Montmartre wielka sztuka mieszała się z ludzkimi przyziemnymi dramatami. Jedno było zależne od drugiego.
Amadeo Modigliani (1884-1920) nie dorównał sławą Pablowi Picassie ani Henriemu Matisse, a mimo to było w nim coś niezwykłego, co powodowało, że współcześni mu paryscy rywale uważali go za największego spośród nich.
Pod koniec życia Modigliani (na zdjęciu reprodukcja jego autoportretu) był już poważnie chory na gruźlicę, miał też jak zwykle problemy ze sprzedażą swoich prac. Błąkał się więc po Montmartre, tańczył na stołach, błaznował, aż wreszcie spotkał miłość swojego życia. Jeanne Hebuterne od pierwszego spojrzenia była w nim zakochana i robiła wszystko, by go przy sobie zatrzymać. Modigliani zaś stanął przed największym dylematem, z jakim zmaga się każdy artysta: czy wybrać tak zwane normalne życie, ryzykując być może przy tym utratę twórczego natchnienia, czy pozostawać outsiderem wykonującym przed publicznością taniec na linie, a na randki chodzącym wyłącznie ze śmiercią.
Historia Modiglianiego nierozłącznie związana była z postacią Pabla Picassa. Nie lubili się. Picasso, stający się gdy trzeba rzutkim handlowcem lub PR-owcem, czuł, że stoi obok niego artysta, który lepiej niż on poznał istotę życia. Hebuterne wykrzyczała mu kiedyś, że dopiero w chwili śmierci doceni geniusz jej ukochanego. I rzeczywiście, ostatnim słowem umierającego Picassa było: „Modigliani”. Relacja obu malarzy przypominała historię „piątego Beatlesa”, Stuarta Sutcliffe’a o której pisaliśmy tutaj. Tam John Lennon jawił się jako wyrobnik, pełen typowo ludzkiej zazdrości, zaś Sutcliffe niczym nieuchwytny ptak szybował sobie beztrosko niebem. Modigliani był taki sam. Jego często absurdalne wybory i nie zwracanie uwagi na tak przyziemne kwestie jak pieniądze czy zdrowie, powodowały, że jako artysta pozostawał całkowicie uwolniony od przyziemnego myślenia i kalkulacji, którą dało się czasem wyczuwać u Picassa.
Podobno Modigliani wybrał jednak życie. A jednak w tym samym czasie idący ciemnymi zaułkami malarz zostanie ciężko pobity przez bandytów, co stanie się pośrednią przyczyną jego śmierci. Jest w tym tyle liryzmu, że trudno opanować łzy widząc jak złośliwy los odbiera Modiglianiemu to, o czym marzył i co wydawało się na wyciągnięcie dłoni. Bez pieniędzy, na poddaszu, będzie umierał bezradny i smutny jak malowane przez niego postaci o łabędzich szyjach.
Źródło grafiki: puzzles-games.eu
W ostatnim okresie domy aukcyjne Sotheby’s i Christie’s nie mają powodów do narzekań. Na aukcjach pojawiają się wysokiej jakości obiekty, które chętnie nabywane są przez światowych kolekcjonerów. W ostatnim tygodniu przeprowadzone zostały kolejne imponujące licytacje, w ramach których padły wysokie sprzedaże. W czasie jednej z ostatnich aukcji w londyńskim oddziale domu aukcyjnego Christie’s obraz pt. Jeanne Hebuterne w kapeluszu autorstwa Modiglianiego został sprzedany za 26.9 mln funtów. Portret kochanki i muzy włoskiego malarza powstał w 1919 roku – czyli na krótko przed śmiercią – i został namalowany w charakterystycznym dla artysty stylu. Aukcja odbyła się w lutym 2013, a ostateczna wartość obrazu znacznie przewyższyła ustaloną wcześniej kwotę szacunkową, która zawierała się w granicy 16-22 mln funtów. Portret ten od 2006 roku przebywał w kolekcji nowojorskiego kolekcjonera, który w tamtym czasie nabył pracę za 16,3 mln funtów. Biorąc pod uwagę, że Modigliani żył stosunkowo krótko – bo tylko 35 lat – należy zaznaczyć, że na rynku nie ma dużej ilości jego dzieł. Stąd też ich obecność na aukcjach, zawsze powoduje spore ożywienie wśród kupujących.