Jesse Marcel był pierwszym człowiekiem, który dotarł do rancha Brazela nieopodal Roswell w stanie Nowy Meksyk. Jego syn pielęgnował wiedzę o tym, co wydarzyło się tamtego dnia.
Teraz w wieku 76 lat zmarł. W Polsce dostępna jest książka Jesse Marcela Jra zatytułowana „Roswell prawdziwa historia”. Jest to opowieść o tym jak jedenastoletni chłopak widział w kuchni pokazywane przez ojca szczątki przywiezione z rancza, na którym rzekomo rozbił się latający spodek. Drugi ciekawy wątek to opis rozmowy, jaką w latach 90-tych autor odbył z wojskowym w scenerii przypominającej klimat z „Facetów w czerni”. Przypomnijmy wersję oficjalną, podaną przez rząd USA w ostatnich latach: w Roswell rozbił się balon będący częścią tzw. Projektu Mogul, mającego na celu szpiegowanie ZSRR za pomocą superczułego sprzętu podsłuchowego umieszczonego na przemieszczających się bardzo wysoko balonach. Sztuczne satelity zaczęły fruwać dopiero dekadę później. Czyli wersja z balonem meteorologicznym już od dawna spoczywa w śmietniku.
Marcel Jr w książce opisywał jak wyglądały balony Mogula, jest nawet wywiad z człowiekiem, który uczestniczył w owej operacji. To, co przejął JM Senior, czyli tajemnicze szczątki z Roswell, z całą pewnością nie były szczątkami takiego balonu – tyle twierdził Marcel Jr, podobnie zresztą powtarzał jego zmarły przed laty ojciec. Konferencję prasową, jaką w 1947 roku urządzono w Roswell, by pokazać rzekome szczątki rozbitego obiektu (na zdjęciu), według Marcela zainscenizowano. Co o tym sądzić? Sceptycy tak jak zawsze uznają, że 2 lipca 1947 r. kilkanaście osób w różnym wieku miało zbiorową halucynację i najpierw widzieli świetlisty obiekt, potem usłyszeli przeraźliwy huk, a kilka dni później na polu znaleźli strzępy balona, które omyłkowo uznali za coś pozaziemskiego. Miłośnicy Nieznanego są natomiast przekonani, że od tego właśnie wydarzenia rozpoczęło się ukrywanie tajemnicy UFO i doskonalenie metod dezinformacji. Pozostałych temat Roswell coraz bardziej męczy. Nie ma materiałów źródłowych, nie ma również perspektyw, żeby rząd USA ujawnił cokolwiek więcej (zdjęcia, filmy), zaś szczątki „balonu” już dawno rozpłynęły się w powietrzu. Relacje żyjących świadków są dość skąpe ze względu na ich ograniczony ówcześnie dostęp do wydarzeń. W zasadzie cała sprawa od wielu lat stoi w miejscu.
Pierwsza strona gazety Roswell Daily Record informująca o zdarzeniu
Źródło grafiki: dailymail.co.uk
Na Discovery niedawno był cykl ( dwa odcinki) programów o tym co się wydarzy gdy Obcy do Nas przylecą. Cóż teoria jak teoria ale snute scenariusze są podpierane takimi autorytetami jak np znany astrofizyk Michio Kaku itp. Generalnie wśród astrofizyków pogląd Sagana jest już w zasadzie ugruntowaną tezą iż życie poza ziemią występuje i to na pewno w wielu formach.
A coś było na temat zanieczyszczenia naszej biosfery ichnimi białkami?
Jak by jednak nie patrzeć jeżeli kontakt będzie z ich strony to w zasadzie mamy … przerąbane. No ale to bardzo „ludzka” metoda domniemywania. Zgadzam się jednak z konstatacja iż przylot obcych nie byłby o charakterze „turystycznym”. Zawsze poprzedzałby fazę podboju tak jak to miało miejsce np w historii Japonii gdzie okres separacji od świata Japończyków został „przerwany” sugestywnym pojawieniem się eskadry bojowej USNavy. Myślę że mają sporo racji iż kontakt pomiędzy cywilizacjami zawsze będzie miał charakter próby dominacji jednych nad drugimi. No ale to, jak pisałem, nasza perspektywa.
Jestem zwolennikiem poglądu, że jeśli ONI już tu są, kompletnie nie dostrzegamy ich obecności. To znaczy nie zdajemy sobie sprawy, że ONI to właśnie ONI. Tak samo jak pająk nie kuma dlaczego jakiś wielki rozmyty kształt zerwał mu pajęczynę (a to tylko człowiek czyszczący strych).
Generalnie programy takie są dla mnie ciekawą wycieczką intelektualną chociaż rażą pod względem płytkości w sprawach czysto wojskowych. W sumie żeby nas wybić wystarczyłoby przekierować odpowiedniej wielkości meteoryt i mieliby pozamiatane na wiele lat zanim dotarłby statek kolonizacyjny. No chyba że byłaby to wyprawa typu odpal i zapomnij gdzie lecisz i musieliby kombinować nie znając z kim i czym mogą się zmierzyć. Niemniej jednak ganianie po kosmosie z tonami niepotrzebnych „tsunami uruchamiaczy” jest debilnym pomysłem i koszmarnie niepraktycznym. Przy takiej technologii wystaczyłoby zorganizować odpowiedni rój asteroid z obłoku Oorta np.
Ja swoją fascynację skończyłem na Zniczu. Lata 40-te i 50-te to był szczegolny okres w rozwoju USA i w ogóle techniki. Zaś tradycja robienia w balona innych dla sensacji i wynikających z tego pieniędzy, jak na przykładzie owych „kosmicznych czaszek” było widac jest ugruntowana od pokoleń ( szczegolnie w USA i na bogatym zachodzie). Kiedys robiono ludzi na rózne cuda z innych krajów, wierzących na relikwie, obecnie czerpię się kasę na UFO, kosmitach i doszukiwaniu się dowodow w otaczającym świecie. Jest to genialny przemysł żerujący na ludzkiej skłonności do niesamowitości. Mi jest jednak blizej do wizji kontaktu raczej o Lemowskim charakterze okazanym w „Głosie Pana” czy kontakcie ala sztampowe scenariusze inwazyjne.
Roswell? Nie, już mnie nie fascynuje tak jak dawniej. Temat stoi w miejscu, jak już wspomniałem, nic nowego nie wypływa. Inna rzecz, że fenomen UFO cały czas czeka na wyjaśnienie. Śmieszą mnie teksty profanów i sceptyków, że nie ma czegoś takiego jak UFO. Tak mi kiedyś powiedział wydawca: „Nie ma k… żadnego UFO”. Jak nie ma, skoro są tysiące relacji, a przecież nazwa UFO nie definiuje natury owych obiektów. Jest dyskusja, czy to wynik zbiorowych urojeń, jakieś widma energetyczne tworzone np. przez skały, statki z ufolami, cofające się w czasie pojazdy z ludźmi z przyszłości, a może coś jeszcze innego?
Hmmm… to że istnieja relacje nie jest dowodem że cos istnieje. Ludzie w różne rrzeczy wierzyli na przestrzeni wiekow. W strzygi, krasnoludki, syrenki, pegazy, wilkołaki itd… teraz wiemy że to bujdy pomimo tego że ówcześnie pewnikiem znalazłbyś tysiace „naocznych ” świadkow. Byc może jestem śmieszny ale sądzę że UFO nalezy właśnie do takiej kategorii chociaż wcale nie jest wynikiem jedynie ludzkiej zachłanności. Zapewne niektorzy wierzą w to bez żadnych podtekstów. ja nie wierzę. kiedys wierzono np że wulkan to głos Boga , teraz taki pogląd jest uważany za przejaw braku wiedzy. podobnie było z powodziami, szarańczą czy tsunami. Ludzie poprostu musieli sobie tłumaczyc w jakis sposób rzeczy których nie umieli wyjaśnic na podstawie swojej wiedzy. Najłatwiej było przyjąć że to działalność tajemniczej siły. Nie jest przypadkiem iż problem UFO narodził się w czasach gdy niezwykłą popularność w USA zdobyła literatura SF ( która przecież w młodości obydwaj chłoneliśmy jak gąbki) czego wyrazem była reakcja amerykanów na słuchowisko „wojna światów ” w latach 30-tych XX wieku. Przecież kupa ludzi uznała to za real i nawet znane sobie doskonale przedmioty, jak np zbiorniki wody, potrafiła traktować jak „trójnogie machiny obcych”. Czego to dowodzi? Ze czasami widzimi to co chcem widzieć niż to jakim to jest szczególnie gdy emocje biorą górę. Stąd do relacji nalezy podchodzić bardzo ostrożnie. Człowiek to istota bardzo sugestywna i wcale ta konstatacja nie jest wyrazem mojego braku wiary w życie poza naszym globem… jestem o tym przekonany iz istnieje i wiele z miejsc gdzie występuje nosi także istoty inteligentne. No ale to moje sceptyczne zdanie.
Spokojnie, toż to właśnie napisałem. Nie przesądzam czy UFO jest zjawiskiem materialnym, czy rodzajem projekcji umysłu. Faktem jest, że takowe zjawisko istnieje. To nawet najbardziej zatwardziały sceptyk musi przyznać.
Kino to nie wszystko, ten rodzaj literatury kształtował jaźń młodych amerykanów w latach 70-tych od kilku pokoleń. Książki Verna to przecież XIX wiek, filmy o takich rzeczach jak Metropolis czy King Kong to przecież okres przedwojenny. Lata wojny to poczatki kariery Isaaca Asimova ( pamiętasz jego „Fundację”?) czy Briana Browna tudzież Franka Herbert i jego cykl „Diuna” to lata 60/70 te. To że kino może nie stworzyło jeszcze czegoś na miarę Star Wars nie oznacza iż nie istniały obszary kultury gdzie nie dominowała SF. Bynajmniej. Poza tym lata 70-te to niesłychany Booom na narkotyki i ruch hippisowki. generalnie jako sceptyk nie sądzę by UFO istnialo. jakoś mi sie w głowie nie mieści że skoro nasza prymitywna cywilizacja może juz badać świat tak złozonymi narzedziami jak teleskop Hubbla czy systemy nasluchowe to cywilizacja zdolna do podróżowania we wszechświecie musi uciekać się do tak prymitywnych środkow jak latające spodki czy porywanie ludzi zpowierzchni Ziemi. No ale to moje zdanie.
Poczytajcie o nazistowskich eksperymentach i ich układach zawartych w 1945 z rządem USA. Niemieccy naukowcy byli 100 razy zdolniejsi niż amerykanie, w czasie II wojny m. in. na terenie Dolnego Śląska hodowali hybrydy, które miały za zadanie pilotować statki o napędzie antygrawitacyjnym. Po wojnie większość z tych naukowców została zabrana przez jankesów do USA, żeby tam mogli dalej pracować. I to właśnie efekty ich działań. Jak ktoś nie wierzy to niech poczyta, co robiono w kompleksie Riese na Dolnym Śląsku. Opowieści o ludziach-wilkach do dziś tam krążą.
Przykra dla niektórych prawda jest taka, że to RZECZYWIŚCIE był projekt Mogul. Żadnych pozaziemskich spodków nie było. W poniższym filmie jest scena wyjęcia z archiwów fragmentu balonu z balsy, niemal identycznego jak szczątki pokazane przez Jesse Marcela.
https://www.youtube.com/watch?v=yeVRV8UX9Ls