W nie tak dalekiej przyszłości wskażemy adres i samochód sam dowiezie nas do pracy czy do centrum handlowego. Autopilot jest najbardziej oczekiwaną funkcją pojazdów nowej generacji.
Samojeżdżący samochód rozwiązałby wiele problemów, które trapi naszą zmotoryzowaną cywilizację. Ile razy klniemy po cichu na korki, spowodowane przez ludzi którzy wolno ruszają po zmianie świateł albo którzy wjeżdżają na skrzyżowanie, mimo że nie mają szans z niego zjechać, blokując całkowicie przejazd dla kierunku prostopadłego.
To byłby koniec z egzaminami na prawo jazdy, problemem zmieniających się przepisów drogowych i okresowych badań lekarskich. Z samochodów moglibyśmy korzystać bez ograniczeń na wiek czy wadę wzroku. Nie trzeba by każdorazowo wyznaczać kierowcy na imprezach. Skończyłyby się wpływy z fotoradarów i łapanie kierowców na suszarkę, ale też brawurowe wyprzedzanie na trzeciego czy rajdy po mieście z prędkością dwukrotnie wyższą niż dozwolona.
Automatyczni kierowcy spowodowaliby, że ruch w mieście byłby bardziej płynny i bezpieczny, bo aż 90% wypadków na drogach jest spowodowane czynnikiem ludzkim. Do przeszłości przeszłoby kołowanie w poszukiwaniu miejsca parkingowego, parkowanie na zebrach czy słone opłaty za parkowanie w centrum miast. Samochód po odstawieniu nas na miejsce mógłby wrócić do domu lub na pobliski darmowy parking, a potem, kiedy będzie znowu potrzebny, sam do nas podjechał.
Brzmi jak science fiction? Trochę tak, ale są firmy które inwestują poważne kwoty, aby ta wizja stała się rzeczywistością. Wiodącą jest Google, którego samochody z oprogramowaniem „Szofer” jeżdżą po drogach w Stanach. Potrzebna była do tego zmiana prawa, która umożliwiłaby uczestniczenie automatycznych kierowców w ruchu na drogach publicznych. Od zeszłego roku taka możliwość jest w Nevadzie, na Florydzie i w mateczniku zaawansowanych technologii Kalifornii. W Unii Europejskiej póki co żaden kraj nie zezwala na kierowców-robotów.
Google doposaża seryjne samochody takie jak Toyota Prius czy Lexus RX450 w laserowy radar oraz automatykę do obsługi kierownicy, gazu, hamulca i innych przyrządów pokładowych, no i oczywiście w swoje oprogramowanie. W ciągu półtora roku samochody Google przejechały bezwypadkowo pół miliona kilometrów. Doszło w tym czasie do dwóch stłuczek, z tym że obie nie z winy automatycznego kierowcy. Jedna spowodowana była przez kierowcę, który wjechał w tył, a druga podczas manualnego sterowania pojazdem przez człowieka.
Inne firmy, takie jak amerykański Tesla czy japoński Nissan planują samochody z zaawansowanym asystentem komputerowym, który wyręczyłby kierowcę w większości czynności, dostępne w ciągu trzech lat, a pełną automatyzacją kierowania na koniec dekady. Wydaje się, że nie ma pytania czy autonomiczna jazda będzie możliwa, ale kiedy taka technologia stanie się równie powszechna jak obecnie nawigacja z wykorzystaniem GPS.
Źródło grafiki: pixabay.com
Warto wiedzieć, że gubernator Kalifornii Jerry Brown podpisał ustawę zezwalającą na poruszanie się po tamtejszych drogach publicznych samosterujących samochodów. Dokumenty podpisano w Mountain View, siedzibie firmy Google, która pracuje nad technologią wykorzystywaną w autonomicznych samochodach (ang. autonomous car). Sergey Brin, jeden z założycieli Google powiedział, że samosterujące się samochody staną się dostępne dla przeciętnego człowieka w ciągu pięciu lat.
Na polskich drogach, znając pomysłowość i chamstwo kierowców, sutopilot by zwariował.