W maju 1939 r. Batman zadebiutował na łamach „Detective Comics”. Sześć miesięcy później widzowie dowiedzieli się dlaczego milioner Bruce Wayne postanowił założyć maskę.
W trzydziestym trzecim numerze wspomnianego wcześniej magazynu, na dwóch planszach zobaczyliśmy śmierć Thomasa i Marty Wayne’ów, rozpacz osieroconego Bruce’a, to, jak poprzysięga wojnę przestępczości, trenuje umysł i ciało, a wreszcie, pod wpływem nietoperza, który przypadkiem wlatuje do jego gabinetu, postanawia założyć pelerynę.
Z perspektywy współczesnego czytelnika pierwsze historyjki Boba Kane’a (rysunki) i Billa Fingera (scenariusz) są dość przaśne. Teksty w dymkach nie są dramatyczne, raczej zabawne (np. Marta Wayne krzycząca do postrzelonego męża: „Thomasie! Ty nie żyjesz!”, jakby ten nie zdawał sobie z tego sprawy), podobnie komentarze narratora, jak chociażby: „Kula nuci śmiertelną piosenkę, przelatując mu koło ucha.” Nie sposób czytać tych komiksów dla przyjemności obcowania z dobrze opowiadanymi historiami – czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Dlatego też wydany w Polsce zbiór „Batman. Najlepsze opowieści” polecam zapalonym fanom i badaczom komiksów – im braki wynagrodzi możliwość obserwowania przemian tego medium na przestrzeni lat. Bo wydany przez Egmont album to ponad pół wieku historii Batmana, ale i samych komiksów. Zebrane w nim przygody Człowieka Nietoperz, tworzone między 1939 a 2002 rokiem przez różnych autorów, w różnych stylistykach, to niezwykła okazja do obserwowania procesu ewolucji historii obrazkowych.
To jednak nie wszystko. Redaktorzy tego wydania wybrali opowieści, które przede wszystkim wiele wnoszą do historii Batmana, pokazują, co go kształtowało (najlepsze pod tym względem jest zamykające tom „24/7” oraz „Tak zaczynałem i pewnie tak skończę”), ale także po prostu bronią się jako ciekawe, samodzielne przygody – jak „Pięciokrotna zemsta Jokera!” (dodatkowo rzucająca światło na niezwykły „związek” między herosem a arcyłotrem), ciekawi graficznie „Nocą łowcy” i formalnie „Śmierć uderzy trzy minuty po północy” (długie akapity tekstu).
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
W epoce zorientowanej na obdzieranie z mitycznej otoczki i strącanie z piedestałów wszelkich bohaterów podobny dobór należy potraktować w kategoriach strzału w dziesiątkę. Stanowi zresztą clou ciągnionej od lat historii. Batmanowi, pomimo posiadanych bogactw, bliżej jest do zwykłych społeczników pokroju Gwardzistów ze sławetnego komiksu Alana Moore’a niż do zmutowanych bądź napromieniowanych podejrzanym ustrojstwem herosów. Nie oznacza to jednak, że daje się go łatwo zaszufladkować. Pod maską superbohatera kryją się bowiem kolejne maski – milionera lekkoducha, troskliwego opiekuna, właściciela prężnie działającej korporacji. Kiedy obrać go ze wszystkich, niczym cebulę, zobaczymy człowieka udręczonego jakże ludzkimi problemami – stratą najbliższych czy dojmującą samotnością.
Tylko dlaczego krzyczą za ten komiks 100 złotych?