Zapomnijmy na moment o twórczości Zecharii Sitchina i Ericha von Danikena. Spójrzmy na przepiękny widok z płaskowyżu Giza i pomyślmy o panteonie egipskich bogów.
Warto zadać sobie pytanie dlaczego na przykład człowiek z Cro-Magnon nie zawracał sobie głowy bogami? Dlaczego dopiero od mniej więcej roku 10,000 p.n.e na różnych kontynentach, równolegle acz podobno zupełnie niezależnie od siebie zaczęły powstawać cywilizacje, które a) budowały piramidy b) opowiadały na okrągło o pozaziemskich bogach c) przewijał się u nich motyw wiary w wielki potop. Poza tym wydaje się, że w prymitywnych kulturach sztuka powinna być naturalistyczna. To znaczy, ludy powinny rysować na skałach i na kamiennych tabliczkach to co widzą, czyli przyrodę, chmury na niebie, łańcuchy górskie. Tymczasem sztuka ludów prymitywnych jest w dużej mierze figuratywna. Przedstawia abstrakcyjne z ich punktu widzenia postaci bogów, bóstw, którzy przecież – według przyjętej oficjalnie wiedzy – materialnie nie istnieli. To też daje do zastanowienia.
Artykuł o powstaniu starożytnego Egiptu
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Może człowiek pierwotny zawracał sobie tym głowę, tylko akurat nie umiał zbudować piramid. Pamiętaj, że religia była potrzebna do utrzymania w spoistości dużej cywilizacji, a więc jak się pojawiły duże cywilizacje, musiały się pojawić „widoczne” przejawy łaski bogów. Dwudziestu jaskiniowców wybiera na przywódcę po prostu najsilniejszego (lub najsprytniejszego). W 100-tysięcznym organizmie musi już działać jakiś „palec boży” legitymizujący władzę i jej zalecenia.
Zgoda. Pytanie tylko czy oni sobie wymyślili tych bogów, czy coś słyszeli o ich istnieniu. Marcin – nie ma co ironizować. Jasne, że nie pisali, ale potrafili budować oraz na przykład robić rysunki naskalne. Ta kultura, podobnie jak kilka innych, w okolicach wspomnianego roku zniknęła nie pozostawiwszy po sobie żadnego istotniejszego dziedzictwa i faktycznie można ją określić mianem ludu prymitywnego. A tymczasem na terenie obecnej Boliwii prawdopodobnie już w tym samym czasie inna kultura, po której nie zostały już dziś prawie żadne ślady, przygotowywała się do zbudowania na wysokości 4000 m npm Tiwanaku, miejsca mogącego się równać z Gizą. Kulturą Egiptu interesowałem się kiedyś bardzo mocno i pamiętam, że nawet oficjalne źródła podają, że pojawiła się ona nad Nilem w sposób „zaskakująco nagły”. Bez korzeni, a z know how o który nie można by podejrzewać wielu innych równolegle istniejących ludów. Oczywiście, dla ciebie i śpiących w swych barłogach sceptyków nie ma nic zastanawiającego w zbieżności czasowej w jakiej w kilku różnych miejscach pojawiły się nagle rozwinięte kultury, podczas gdy wcześniej przez dziesiątki tysięcy lat panował zastój i prymitywizm. Ot tak, po prostu słoneczko doświetliło im mózgi i nagle zaczęli inaczej funkcjonować. Gratuluję i nie przeszkadzam w tym słodkim trwaniu.
Ale wymyślanie bogów idzie wszędzie według tego samego schematu – ktoś musi spuszczać deszcz, choroby, walić piorunem, decydować, czy uda się polowanie itp. Stąd w logicznym rozumowaniu bogowie z różnych cywilizacji mają dużo wspólnego jako konstruowani według podobnego przepisu.
W przypadku piramid odpowiedź jest dosyć prosta. Okazywanie wielkości najłatwiej osiągnąć przez stworzenie czegoś wielkiego. A z architektonicznego punktu widzenia najprostsze jest postawienie konstrukcji zwężającej się ku górze – nie ma obaw, że się zawali, nie trzeba żadnych obliczeń i skomplikowanych maszyn. Wystarczą niewolnicy i drewniane belki do toczenia bloków skalnych. Poza tym taka konstrukcja umożliwia łatwe, i dosyć oczywiste, oddzielenie sacrum od profanum. Idąc dalej. Ewentualne wątpliwości co do zbieżności można stosunkowo łatwo rozjaśnić (nie rozwiązać) naturą człowieka, tożsamą w pewnych okolicznościach (np. ludy wyspiarskie zawsze będą budowały łodzie i się przemieszczały nimi). Skoro już zaczęła powstawać cywilizacja – stałe osady zamieniały się w miasta, a te pozwalały czy wręcz zmuszały do wyłonienia się przywódców politycznych, wojskowych i religijnych (najczęściej w jednej osobie, bo tak w końcu najprościej – prawda?), ale pozwalały także odciążyć głowę człowieka myślą o tym co jutro upoluje i zająć się filozofią, teologią oraz sztuką. Stąd coraz śmielsze konstrukcje, stąd potrzeba wzniesienia czegoś wielkiego, godnego władcy czy bóstwa. Pisząc 'potrzeba’ mam na myśli zarówno ludzką kreatywność, jak i próżność (głównie władców). Odpowiedz za to na pytanie czemu wizerunki bogów mezoamerykańskich, egipskich, hinduskich czy zachodnioazjatyckich są tak diametralnie różne? I zastanawia mnie w takim razie jakie jest wg Ciebie wyjaśnienie tej zbieżności .
Jestem zwolennikiem teorii o pochodzeniu cywilizacji z jednego pnia. Żeby było jasne – dam się przekonać racjonalnymi argumentami, że może być inaczej. Tymczasem jednak ta wersja wydaje mi się najbardziej logiczna, podobnie jak np. to, że do Kennedy’ego walił więcej niż jeden strzelec. W tym kontekście twoje pytanie jest faktycznie trudne. Pomyślmy. Wizerunki są faktycznie różne. Istota wielu z tych bogów jest podobna (choćby to, że pochodzą z gwiazd). Wydaje mi się, że to może być trochę tak jak z wizjami szatana w sztuce. Minęło 2000 lat z lekkim okładem, a jedni widzą go jako kudłatego satyra z rogami, a inni jako pięknego blondyna z błękitnymi oczami, natomiast wszyscy są zgodni co do tego, że jest on złem wcielonym. Mówimy oczywiście o rozwoju mitu, ale przecież i sami bogowie, jeśli nawet przyjąć, że kiedyś istnieli w formie materialnej, przez tysiące lat stali się mitem. Myślę więc sobie, że można przyjąć iż przez kilka tysięcy lat cywilizacje poszły w odrębnych kierunkach, nieco inaczej wyobrażając sobie stare wierzenia. Nie zgodzę się z twoim twierdzeniem, że to były „diametralnie różne” wizerunki. No bo zobacz: bogowie Egiptu czy Mezoameryki głowy mieli duże i raczej nieludzkie. Wirakocza przypominał słońce, Quetzalcoatl był jakiś taki smokowaty, Set miał głowę drapieżnika. Większość z nich to jakieś pieprzone potwory. Najbardziej ludzcy byli bogowie sumeryjscy. Enki czy Marduk wręcz przypominali ludzi. Są zarazem najstarszymi chronologicznie bóstwami. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że te pierwotne wizerunki z czasem stały się nieco zmodyfikowane dodawaniem im cech nieludzkich. Ale mówię, to tak sobie myślę na gorąco.
Dla mnie rzeczą, od której zaczęły się wszelkie wątpliwości, jest Wielka Piramida. Wszystko co o niej wiem, a także co czułem będąc w jej środku, przekonuje mnie, że nie wybudował jej Cheops. Implikacje takiego stanowiska doprowadzają cię do Atlantydy czy jakbyś chciał nazywać ową kolebkę nowoczesnej cywilizacji. Czy maczali w tym palce ludkowie w błyszczących, srebrnych statkach kosmicznych? Tego nie wiem, nie wie tego nikt. Ale a priori nie wykluczam, że tak mogło być i że pewnego dnia zostanie na to znaleziony dowód. Pytanie tylko czy jego istnienie zostanie podane do powszechnej wiadomości
Jeszcze jedno. Według akademików Cheops postawił swoją piramidę ot, siup, przez dwadzieścia lat. Jego synek, który teoretycznie powinien mieć już opracowany know how, tak sprawnie zbudował swoją piramidę, że dzisiaj zostało z niej rumowisko. Z kolei ojciec, czyli Snofru, mający wielką władzę, zbudował też coś daleko niedoskonałego. Ergo, albo Cheops był niebywałym geniuszem, niemalże bogiem, albo… w co akurat ja wierzę, wykorzystał swoje panowanie do renowacji tego, co stało na Gizie od wielu wieków. Przez renowację rozumiem poprawienie zniszczonych bloków oraz wyłożenie całości licówką, którą trzeba było targać po rampach do góry. Herodot faktycznie wspomina o budowie piramidy. Tyle że nie ma wielkiej sprzeczności między jego relacją a tym co piszę, a poza tym minęło przecież 2000 lat między Cheopsem a Herodotem.
Znamienne jak bardzo współczesne władze Egiptu są oporne jeśli chodzi o eksplorację Wielkiej Piramidy. Jak powiedział Zahi Hawass, „piramidy i Sfinks to dusza Egiptu”. Bardzo marnie by się stało, gdyby okazało się, że zbudował je ktoś inny niż faraon.