W 1932 r. wydawało się, że horror opanuje cały filmowy światek, więc MGM pozostawiło realizatorom Dziwolągów pełną swobodę twórczą. Nie podejrzewali jak wielki błąd popełniają.
Projekt uzyskał wsparcie drugiego po Louisie B. Mayerze najważniejszego człowieka w wytwórni, Irvinga Thalberga, który, jak się miało później okazać, złamał sobie karierę stojąc murem za filmem Toda Browninga. Problemy rozpoczęły się już w fazie kompletowania obsady. Odmówiły słynna platynowa blondynka Jean Harlow, Myrna Loy, roli siłacza o imieniu Hercules nie przyjął hollywoodzki gwiazdor Victor McLaglen. Wkrótce potem w stołówce wytwórni zaczęli jadać obiady ludzie bez rąk i nóg, karły, jajogłowi. Tod Browning do swojego filmu zatrudnił bowiem ludzi upośledzonych, wynaturzone dziwolągi. Byli wśród nich Johnny Eck, czyli człowiek bez nóg, był Prince Randian (na zdjęciu) — zwany Żyjącym Torsem, gdyż natura nie okazała się na tyle hojna, by go wyposażyć w nogi i ręce. Grający wraz z nimi „normalni” aktorzy, zwłaszcza na początku realizacji filmu, z trudem powstrzymywali obrzydzenie. Jedynie dzięki postawie Toda Browninga, który pokochał swoich podopiecznych, traktując ich z powagą i szacunkiem, udało się stworzyć tak wspaniale zagrane, realistyczne dzieło.
Fabuła Dziwolągów (ang. Freaks) opowiada o dziwnym romansie pomiędzy artystką wykonującą popisy na trapezie, Cleopatrą, a karłem Hansem. Cleopatra kocha cyrkowego siłacza Herculesa, a poślubienie Hansa ma jej jedynie dostarczyć pieniędzy, które ów rzekomo posiada. Podaje mu truciznę i gdy ten zostaje ciężko chory, opiekuje się nim, podając mu specyficzne „lekarstwa”. Hans podejrzewa jednak co się święci. Zemsta dziwolągów jest straszliwa: Cleopatra, która wcześniej odmawia symbolicznego dołączenia do cyrkowych odmieńców, zostaje przez nich okrutnie okaleczona i zmieniona w kobietę-kurę. Pokazane jest także, jak karzeł, wracając do swojej dawnej ukochanej, uświadamia sobie, że nigdy już nie będzie szczęśliwy.
Cała siła filmu Browninga polega na tym, że dziwolągi są pokazane w pełnym świetle dnia. Bez bezpiecznej dla widza umowności, która powoduje, że Bela Lugosi oglądany dzisiaj w pelerynie i z włosami zaczesanymi na brylantynę, budzi co najwyżej uśmiech politowania. Dziwolągi Browninga nadal zatrważają, bo są prawdziwe. To jeden z najbardziej podstawowych mechanizmów horroru — spowodować u widza załamanie czy też nadwątlenie przekonania, że świat w którym żyje jest normalny i uporządkowany. Często mówi się o przewrotności tych najlepszych horrorów, które potrafią tak odwrócić hierarchie wartości, że widz zaczyna się niepokoić, a nawet wręcz bać. Może rzeczywistość jest ułudą, a prawdziwy świat rzeczywiście stoi na głowie? W Dziwolągach, podobnie jak w Narzeczonej Frankensteina obserwujemy prawie to samo, z tym że w filmie Browninga pokazane znacznie dobitniej. Oto monstra mieszkają z ludźmi, ba — same są ludźmi, a często okazują mocniejsze uczucia od „prawdziwych” ludzi. Mają poczucie własnej wartości i przestrzegają zasad panujących w ich świecie. W pewnym momencie mówią do Cleopatry „Jesteś jedną z nas!” Ona jednak ze wstrętem odrzuca ich ofertę, za co czekać ją będzie kara. Bo dziwolągi nie lubią, gdy się im okazuje pogardę.
Najbardziej wstrząsające sceny z Dziwolągów
Źródło grafiki: Universal International Pictures
Mocny jak skurczybyk, a do tego jak współcześnie zagrany!
Przy nim Frankenstein z Draculą to niewinne zabawki.
Warto wspomnieć, że film był straszliwą klapą finansową. Publiczność nie pokochała Dziwolągów. Publiczność nie zrozumiała Dziwolągów. Publiczność ciągle wolała Draka i Franka.
Jedna z najsłynniejszych anegdot dotyczących tego filmu, związana jest z osobą Irvinga Thalberga, który w latach 30-tych, był bez wątpienia największym producentem w Hollywood. Zażądał on od Toda Browninga „filmu, który będzie bardziej przerażający niż jego poprzednie dzieła”, a co najistotniejsze – filmu, który położyłby kres gatunkowi horroru. Kiedy Thalberg otrzymał scenariusz „Dziwolągów”, wydusił z siebie tylko krótkie stwierdzenie: „Dostałem to, o co prosiłem”. Widzowie byli jednak innego zdania. Film został zakazany na trzydzieści lat. Paradoksalnie, zła reklama oraz hasła reklamujące go („Czy normalna kobieta może kochać karła?”, „Czy bliźniaczki syjamskie mogą uprawiać miłość?”, „Jakiej płci jest pół-kobieta, pół-mężczyzna?”), owiały film mgiełką tajemnicy i nadały mu status zakazanego owocu, który stał się sławny bez oficjalnej premiery.